Dick Francis - Płatne Przed Gonitwą
Здесь есть возможность читать онлайн «Dick Francis - Płatne Przed Gonitwą» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Płatne Przed Gonitwą
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Płatne Przed Gonitwą: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Płatne Przed Gonitwą»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Płatne Przed Gonitwą — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Płatne Przed Gonitwą», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Jak Boga kocham – rozeźlił się Roncey. – Mów dalej kobieto.
Więc mówiła dalej, wcale nie urażona.
– Nie chciał puścić tych cugli. Więc chwyciłam go wpół, dźwignęłam w górę i zabrałam stamtąd. A jego tak to zaskoczyło, że puścił cugle, a potem zaczął się wyrywać, więc zwaliłam go na ziemię, przeturlałam pod ogrodzeniem i razem z chłopcami przygnietliśmy go.
– Coś na to powiedział? – spytałem, starając się zachować powagę.
– No, dużo tchu to on nie miał – przyznała bezstronnie. Ale jeśli mam być szczera, to groził, że pana zabije. Chyba pana nie lubi. Powiedział, że pan wszystko zniszczył i to przez pana nie dobrał się do Tomcia Palucha, na dobrą sprawę to tak histeryzował, że prawie płakał.
– Gdzie teraz jest? – spytałem.
– Dokładnie nie wiem. Kiedy pozwoliłam mu wstać, zaraz uciekł.
Roncey posłał mi nieprzyjazne spojrzenie.
– A więc w końcu to moja żona uratowała konia, a nie pańska gazeta – powiedział.
– O, nie, kochanie – odparła pogodnie jego żona. – Gdyby pan Tyrone się nim nie zaopiekował, ten człowiek dopadłby go wcześniej, a gdybym ja nie wróciła teraz z wyspy Wight, bo pomyślałam sobie, że będziemy bezpieczni nie zawiadamiając o tym nikogo – a poza tym wszyscy koniecznie chcieliśmy obejrzeć tę gonitwę – i gdybym nie znalazła się na starcie, ktoś inny odciągnąłby tego szaleńca. Wielu miało ten zamiar. Ja po prostu dopadłam go pierwsza. – Uśmiechnęła się do mnie miło. – Dawno tak świetnie się nie bawiłam.
Po tych wydarzeniach dzień stracił ciągłość, wiele osób zwracało się do mnie w rozmaitych sprawach, aleja słuchałem ich jednym uchem. Utkwiło mi w pamięci kilka okruchów tego popołudnia… Jak Dermot Finnegan otrzymał małą kopię Złotego Pucharu Latarnika i wyglądał, jakby mu wręczono świętego Graala. Jak Ondroy zawiadomił mnie, że Bostona wyrzucono z toru wyścigowego, a Youll przedstawił pokrótce plan władz wyścigowych, które zamierzały pozbyć się go na dobre, czyli cofnąć mu pozwolenie na prowadzenie totka i zamknąć wszystkie jego kolektury.
Jak Derry mówił mi, że skontaktował się z Janem Łukaszem, którego znajomy bukmacher przejął całe pięćdziesiąt tysięcy funtów i cieszył się niepomiernie, że Tomcio Paluch nie wygrał.
Jak major Gibbons zapraszał mnie na drinka. Podziękowałem, tłumacząc się, że nie piję. Towarzyszyła mu żona, przy której nie kręcił się żaden amerykański pułkownik.
Jak Pat Roncey mierzył mnie ponurym wzrokiem, trzymając ręce w kieszeniach. Spytałem go, czy przekazał komuś numer mojego telefonu, podając miejsce ukrycia Tomcia Palucha. Usprawiedliwiał się wojowniczo, że tego faceta właściwie bardziej interesowało to, gdzie mieszkam, niż gdzie jest koń. Jaki facet? Wysoki, żółtawy na twarzy, mówiący z jakimś takim akcentem. Powiedział, że jest z redakcji „New Statesmana”. Spytałem, czy nie wie, że „New Statesman” to jedyna gazeta nie zamieszczająca wiadomości z wyścigów konnych? Nie wiedział.
Jak z zatroskanym uśmiechem minęła mnie Sandy Willis, prowadząc Zygzaka. Spytałem, czy koniowi nic się nie stało. Biedaczek, powiedziała. Wydawało jej się, że nie. Wymamrotała kilka bynajmniej nie kobiecych uwag o dżokeju, który zawalił gonitwę. Powiedziała, że bardzo polubiła Tomcia Palucha i cieszy się, że wypadł dobrze. Trochę na nim wygrała, bo przyszedł drugi. Na koniec oświadczyła, że musi już iść, żeby wytrzeć Zygzaka.
Jak Huntersonowie stali przygnębieni przy Egocentryku, a jego trener oznajmił, że ich wygrany na loterii koń bardzo ucierpiał przy upadku i nie będzie biegał przez cały rok, a może nawet nigdy.
Pojąłem to nagle niezwykle jasno i wyraźnie. Egocentryk nie biega, Huntersonów nie ma na wyścigach. Nie ma też na wyścigach Gail. A więc nawet to zostało mi odebrane.
Miałem wszystkiego dość. Cały byłem obolały. Rozumiałem dokładnie sens wyrażenia „chora dusza”. Za bardzo mnie poturbowano i straciłem poczucie celu. Zginął Vjoersterod, zginął Bert Checkov, gang totkowy został zlikwidowany… aż do czasu, kiedy spróbuje tego samego ktoś inny, kiedy zjawi się następny spryciarz z groźbami i bandziorami. Następnym razem, myślałem, niech ktoś inny się z nimi rozprawia. Ja się wycofuję. Mam tego jak najszczerzej, jak najserdeczniej dość.
Wolno wyszedłem na tor i zatrzymałem się przy rowie z wodą, zatapiając w niej spojrzenie. Wrócić do domu mogłem dopiero specjalnym pociągiem z wyścigów po ostatniej gonitwie. Wrócić do domu mogłem dopiero po telefonie do Jana Łukasza i ustaleniu ostatecznej wersji mojego jutrzejszego artykułu. A zresztą i tak nie miałem po co wracać do domu, gdzie czekała mnie pustka czterech ścian i perspektywa równie pustej przyszłości.
Usłyszałem szelest zbliżających się po trawie kroków. Nie podniosłem wzroku. Nie miałem ochoty z nikim rozmawiać.
– Ty.
Poznałem ją po głosie.
I wówczas spojrzałem. Zmieniła się na twarzy. Złagodniała i nie była taka chłodna i opanowana jak zwykle. Ale wciąż uderzająco piękna. Jakże pragnąłem tego, co było nieosiągalne.
– Ty, dlaczego nie powiedziałeś mi o żonie? – spytała.
Potrząsnąłem głową. Nie odpowiedziałem.
– Siedziałam w barze z Harrym i Sarą i ktoś przedstawił nam majora Gibbonsa z żoną, ponieważ pisałeś o nim w artykule dla „Lakmusa”, tak jak o nich – powiedziała. – Rozmawiali o tobie… Major Gibbons wspomniał, jaka tragedia spotkała twoją żonę… Spytałam, co to za tragedia… i mi powiedział…
Urwała. Z trudem zaczerpnąłem tchu, ale nadal milczałem.
– Powiedziałam, że przynajmniej jest bogata, a to już jakaś pociecha, na co odparł: „Jak to bogata. O ile wiem, nie ma grosza przy duszy, bo Ty opiekując się nią zawsze krucho stoi z forsą, a powodziłoby mu się całkiem nieźle, gdyby ją oddał do szpitala i zrzucił koszt jej utrzymania na barki państwa, zamiast borykać się z tym samemu…
Odwróciła się do toru, stając do mnie bokiem i patrząc w dal.
– Dlaczego mi o tym nie powiedziałeś? – spytała. Przełknąłem ślinę i otworzyłem zaciśnięte usta.
– Nie lubię… nie chcę… nagród pocieszenia – powiedziałem.
– Rozumiem – odparła po chwili, co zabrzmiało, jakby rzeczywiście zrozumiała.
– Gdybym to ja była twoją żoną i zachorowałabym na heinemedinę… – Jej opanowany głos zadrżał. – Rozumiem, że musisz z nią zostać. Rozumiem jak bardzo ciebie potrzebuje. Gdybym to była ja… i byś mnie opuścił… – Zaśmiała się krótko, lecz był to zarazem szloch. – Nie ma co, życie daje nam w kość. Trafiłam na mężczyznę, z którym nie chcę się rozstawać, z którym mogłabym żyć samym powietrzem… a nie mogę go mieć… nawet na króciutko, tylko czasami.
ROZDZIAŁ OSIEMNASTY
Niedzielę spędziłem samotnie w domu, prawie całą przesypiając. Trochę się krzątałem, robiąc porządki w mieszkaniu i usiłując jednocześnie uporządkować w myślach całe swoje życie. Z niewielkim skutkiem.
W poniedziałek rano pojechałem do kliniki po Elżbietę. Wróciła do domu karetką w towarzystwie dwóch silnych pielęgniarzy, którzy wnieśli na górę ją i pompę. Ułożyli Elżbietę na świeżo przeze mnie posłanym łóżku, sprawdzili, czy pompa działa jak należy, pomogli mi założyć jej spiropancerz, z chęcią napili się kawy, zgodzili się ze mną, że jest wilgotno i zimno – ale tak to już bywa w grudniu – a potem sobie poszli.
Rozpakowałem walizkę Elżbiety, zrobiłem na obiad jajecznicę, nakarmiłem ją kiedy zmęczył jej się przegub, i przymocowałem jeszcze jeden kubek kawy do uchwytu.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Płatne Przed Gonitwą»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Płatne Przed Gonitwą» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Płatne Przed Gonitwą» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.