Dick Francis - Płatne Przed Gonitwą

Здесь есть возможность читать онлайн «Dick Francis - Płatne Przed Gonitwą» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Płatne Przed Gonitwą: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Płatne Przed Gonitwą»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Bert Checkov was a Fleet Street racing correspondent with a talent for tipping non-starters. But the advice he gave to James Tyrone a few minutes before he fell to his death, was of a completely different nature. James investigates, and soon finds his own life, and that of his wife, at risk.

Płatne Przed Gonitwą — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Płatne Przed Gonitwą», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Konie wzięły drugi zakręt i przeskoczyły na prostej trzy płoty, biegnąc ku trybunom. Nadal prowadził Egocentryk. Zygzak utrzymywał się na czwartej pozycji. Finnegan panował jako tako nad Rockvillem gdzieś w środku stawki, a Tomcio Paluch biegł w dalszym ciągu, wcale nie ostatni.

Rów z wodą. Zygzak potknął się, wyrównał krok i biegł dalej. Ale już nie jako czwarty. Jako szósty albo siódmy. Tomcio Paluch wziął rów z wodą ciężko, bez gracji właściwej Egocentrykowi, ale za to dwa razy szybciej. Przesunął się o dwa miejsca do przodu.

Konie znów oddaliły się od trybun.

– Tomcio Paluch już się wyżyłował – skomentował ze spokojem Derry.

– Cholera – powiedziałem.

Dżokej mocno pracował rękami, ponaglając konia. Na próżno. A do przebiegnięcia zostało jeszcze pół dystansu.

Zamknąłem oczy. Natychmiast przygniotło mnie uczucie, że jestem sponiewierany i wycieńczony. Marzyłem o miękkim posłaniu, na którym przespałbym chętnie cały tydzień, uciekając od nużących trosk, udręk i rozczarowań, jakie niosło mi życie. Tydzień samotności, żeby dojść do siebie. Tydzień do nabrania choć trochę sił i ochoty do życia. Przydałby mi się co najmniej tydzień. A mogłem się spodziewać najwyżej jednego dnia.

– Jeden z koni upadł przy skoku przez płot. – Rozlegający się przez głośniki komentarz spikera wyścigów sprawił, że raptownie otworzyłem oczy. – Upadł jeden z prowadzących. To chyba Egocentryk… tak, Egocentryk leży…

Jakże mi żal Huntersonów. I Harry’ego, i Sary. Gail.

Nie chciałem o niej myśleć. Nie mogłem znieść myśli o niej i nie mogłem ich powstrzymać.

– Tomcio Paluch biegnie dalej – powiedział Derry. Biało-czerwone szewrony oddaliły się na tyle, że nie było ich wyraźnie widać.

– Odrobił trochę – rzekł Derry. – Znów dołączył do stawki. Konie przeskoczyły ostatni płot po drugiej stronie toru i weszły w łagodny zakręt poprzedzający prostą, już w bardzo rozciągniętym szyku, z dużymi przerwami dzielącymi poszczególne grupki. Parę biegło chwiejnym krokiem kilkadziesiąt jardów w tyle. Tłum podniósł ryk, przez który przebił się głos spikera.

– I oto Zygzak wychodzi na prowadzenie… rozpoczynając wspaniały finisz…

– Zygzak oderwał się od reszty – skomentował spokojnie Derry. – Zupełnie ich zaskoczył.

– A Tomcio Paluch – spytałem.

– Dość daleko. Ale wciąż drałuje. Trudno się po nim więcej spodziewać.

Zygzak wziął pierwszy płot na prostej o pięć sekund przed resztą stawki.

– Mknie jak wicher – powiedział Derry. Wybaczyłem mu rozpierające go zadowolenie. W swoim artykule typował Zygzaka na zwycięzcę. Zawsze to miło trafić w dziesiątkę. – Tomcio Paluch jest w drugiej grupie. Widzisz go? Nawet jeżeli nie wygra, to się nie skompromitował.

Zygzak przeskoczył przedostatni płot ze sporą przewagą, ścigany przez cztery konie biegnące mniej więcej łeb w łeb, nieco dalej galopował Tomcio Paluch, a za nim pozostała szóstka koni, które nie odpadły z gonitwy. Gdyby nawet trzeba było zadowolić się taką kolejnością, przedterminowi totkowicze mieli przynajmniej na co popatrzeć i nie wyrzucili pieniędzy całkiem w błoto.

Dwadzieścia jardów przed ostatnim płotem było jasne, że Zygzak źle na niego najeżdża. Dżokej zawahał się fatalnie, niepewny, czy zmusić go do wydłużenia kroku i wcześniejszego odbicia się, czy też ściągnąć cugle po to, żeby zrobić dodatkowy krok tuż przed skokiem. W końcu nie zdecydował się ani na jedno, ani na drugie. Po prostu zdał się na konia. Niektóre konie to lubią. Inne natomiast lubią być kierowane. Zygzak wpadł na płot jak pozbawiony steru okręt, odbił się za późno i za blisko, walnął w płot przednimi nogami, aż go zarzuciło w powietrzu, wymachując kopytami runął na murawę i nagrodził swojego jeźdźca w pełni zasłużonym twardym lądowaniem.

– Cholerny idiota! – powiedział Derry, z wściekłością opuszczając lornetkę. – Pierwszy z brzegu nowicjusz spisałby się lepiej.

Obserwowałem Tomcia Palucha. Cztery wyprzedzające go konie przeskoczyły ostatni płot. Jeden z koni zboczył, żeby ominąć Zygzaka i jego leżącego na wznak dżokeja, i zderzył się mocno z koniem biegnącym obok. Oba zupełnie straciły równowagę, a któryś z dżokejów spadł. Kiedy Tomcio Paluch oddalał się od płotu, wychodząc na prostą, znajdował się na trzeciej pozycji.

Tłum ryknął.

– Ma szansę – krzyknął Derry. – Nawet teraz. Tomcio Paluch nie mógł przyspieszyć. Biegł jednostajnie, niskim ciężkawym krokiem i na nic się nie zdawały wszelkie ponaglenia dżokeja. Ale jeden z dwóch wyprzedzających go koni słabł i zataczał się z wysiłku. Tomcio Paluch zbliżał się do niego jard po jardzie, ale celownik był coraz bliżej, a w przodzie jeszcze jeden koń. Spojrzałem na prowadzącego konia, dopiero teraz przyglądając mu się uważnie. Dżokej w kurtce w różowe i białe pasy jechał jak szatan, a pod nim prężyły się w pędzie brązowe, świetnie wytrenowane mięśnie. Finnegan na Rockville’u, dzierżący w garści całą swoją przyszłość.

Kiedy mu się przyglądałem, śmignął nieodwołalnie przez celownik i nawet z trybun było widać szeroki irlandzki uśmiech rozbłyskujący jak słońce.

Trzy długości za nim wyścigowa dusza Tomcia Palucha pokonała przebytą kolkę, zapewniając mu drugie miejsce. Koń z prawdziwego zdarzenia, pomyślałem z wdzięcznością. Wart mojej fatygi. A przynajmniej do pewnego stopnia.

– Teraz tylko brakuje, żeby ktoś złożył protest – powiedział Derry.

Owinął lornetkę paskiem, schował ją do pochewki i pośpiesznie ruszył do schodów. Zeszedłem za nim wolniej i z najwyższą ostrożnością, torując sobie drogę wśród tłumu oblegającego ogrodzenie, za którym rozkulbaczano konie, aż wreszcie dotarłem do garstki dziennikarzy czekających na jakiś szczegół nadający się do druku. Rozległy się wiwaty towarzyszące Rockville’owi prowadzonemu na placyk, gdzie dekorowano zwycięzców. Z kolei wiwatowano na cześć Tomcia Palucha. Nie wziąłem w tym udziału. Nie podzielałem entuzjazmu wiwatujących, czując się jak przekłuty balon.

A więc już po wszystkim. Tomcio Paluch nie wygrał. Czegóż oczekiwałem?

Tłum rozstąpił się nagle jak Morze Czerwone przed Mojżeszem i przez utworzony szpaler przecisnęła się wielka, rozczochrana matka Ziemia w otoczeniu planet – Ronceyowa z młodszymi synami.

Zdecydowanym krokiem przemaszerowała częściowo opustoszały ogrodzony teren, gdzie rozsiodływano konie, i klepnęła lekko męża na powitanie po ramieniu. Zdumiony jej widokiem Roncey znieruchomiał z otwartymi ustami, przerywając w połowie rozpinanie popręgów Tomcia Palucha. Podszedłem do nich.

– Cześć – powiedziała Ronceyowa. – Prawda, jakie to było wspaniałe?

Patrzyła już nie w nieokreśloną dal, ale kilka mil bliżej, odkąd rzeczywistość upodobniła się nieco do fantastycznych rojeń. Włosy jak zwykle otaczały jej głowę bezkształtną masą. Miała na sobie przyciasny czerwony płaszcz i pończochy – całe w oczkach.

– Rzeczywiście wspaniałe – przyznałem. Roncey spojrzał na mnie ostro.

– Mało panu tego hałasu o nic? – spytał.

– Co się tam działo na starcie? – zagadnąłem Ronceyowa. Roześmiała się.

– Był tam taki mały grubas, który kompletnie oszalał i krzyczał, że Tomcio Paluch nie wystartuje, chyba że po jego trupie.

Roncey obrócił się na pięcie i wbił w nią wzrok.

– Uczepił się cugli Tomcia Palucha – ciągnęła – i nie chciał ich puścić, kiedy starter mu kazał. Zachowywał się jak wariat. Kopał Tomcia Palucha po nogach. Więc dałam nurka pod ogrodzeniem, podeszłam do niego i powiedziałam, że to nasz koń, więc może zechce się uspokoić, ale zachował się okropnie po chamsku… – Oczy błysnęły jej domyślnie. – Użył kilku słów, których nie znam.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Płatne Przed Gonitwą»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Płatne Przed Gonitwą» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Dick Francis - Straight
Dick Francis
Felix Francis - Dick Francis's Gamble
Felix Francis
Dick Francis - Versteck
Dick Francis
Dick Francis - Todsicher
Dick Francis
Dick Francis - Sporen
Dick Francis
Dick Francis - Rivalen
Dick Francis
Dick Francis - Knochenbruch
Dick Francis
Dick Francis - Gefilmt
Dick Francis
Dick Francis - Festgenagelt
Dick Francis
Dick Francis - Hot Money
Dick Francis
Dick Francis - For Kicks
Dick Francis
Отзывы о книге «Płatne Przed Gonitwą»

Обсуждение, отзывы о книге «Płatne Przed Gonitwą» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x