– Co prowadzi do następnego pytania – powiedziała Lisbeth.
– W jaki sposób, do diaska, Harriet została w to wplątana? Szesnastoletnia dziewczyna, żyjąca raczej pod kloszem.
– Jest tylko jedna odpowiedź – odparła.
Mikael znów skinął głową.
– To musi mieć związek z rodziną Vangerów.
OKOŁO JEDENASTEJ Mikael był tak zmęczony wałkowaniem seryjnych morderstw i dyskusją o cudacznych szczegółach, że miał w głowie kompletny mętlik. Przetarł oczy, przeciągnął się i zapytał Lisbeth, czy nie ma ochoty na wieczorny spacer. Spojrzała na niego, jak gdyby zaproponował jej zwykłe marnowanie czasu, ale po krótkim namyśle skinęła potakująco. Zgodziła się również – ze względu na komary – założyć długie spodnie.
Zahaczyli o przystań żeglarską, a później przeszli pod mostem w kierunku cypla Martina. Wskazując kolejne budynki, Mikael opowiadał o ich mieszkańcach. Gdy doszedł do domu Cecilii, trudno mu było zebrać myśli. Lisbeth spojrzała na niego z ukosa.
Przeszli obok szpanerskiej łodzi Martina. Usiedli na kamieniu na samym krańcu cypla i podzielili się papierosem.
– Te wszystkie zbrodnie mają jeszcze jeden wspólny mianownik – powiedział nagle Mikael. – Może już na to zwróciłaś uwagę.
– Jaki?
– Imiona.
Po chwili zastanowienia pokręciła głową.
– Wszystkie są imionami biblijnymi.
– To nieprawda – odpowiedziała szybko Lisbeth. – Ani Liv, ani Lena nie występują w Biblii.
Mikael pokręcił głową.
– Owszem, występują. Liv znaczy „żyć", to samo co biblijne imię Ewa. No i, spręż się trochę, od czego pochodzi skrót Lena?
Lisbeth zamknęła poirytowana oczy i zaklęła bezgłośnie. Mikael uprzedził ją w myśleniu, a to jej się nie podobało.
– Od Magdaleny – odpowiedziała.
– Ladacznica, pierwsza kobieta, Maryja… cała galeria. To jest takie chore, że może podrajcować niejednego psychologa. Ale jeżeli chodzi o imiona, to pomyślałem też o innej rzeczy.
Lisbeth czekała cierpliwie.
– To są jednocześnie tradycyjne żydowskie imiona. W rodzinie Vangerów nie brakuje paranoidalnych żydofobów, nazistów i zwolenników teorii spiskowych. Mój sąsiad, Harald Vanger, dziewięćdziesiąt plus, w latach sześćdziesiątych był w sile wieku. Jeden jedyny raz, kiedy go spotkałem, wycharczał, że jego córka jest kurwą. Najwyraźniej ma problem z kobietami.
KIEDY WRÓCILI do chatki, przygotowali kanapki i podgrzali kawę. Mikael spojrzał na wyprodukowane przez Lisbeth pięćset stron.
– Odwaliłaś kawał fantastycznej roboty w rekordowym tempie – powiedział. – Dzięki. No i dziękuję za to, że zechciałaś tu przyjechać i zdać mi raport.
– I co teraz? – spytała.
– Porozmawiam jutro z Dirchem Frodem i wypłacimy ci honorarium.
– Nie chodzi mi o pieniądze.
Mikael popatrzył na nią uważniej.
– Taa… zlecenie, które dostałaś, zostało wykonane… – zaczął ostrożnie.
– Ale ja jeszcze nie jestem gotowa.
Mikael oparł się o drewno ławy i spojrzał Lisbeth w oczy. Nie potrafił z nich niczego wyczytać. Przez pół roku pracował całkowicie samodzielnie i nagle pojawiła się inna osoba, doświadczona researcherka dostrzegająca ważne implikacje. Spontanicznie podjął decyzję.
– Wiem. Mnie też ta historia porusza do głębi. Porozmawiam jutro z Dirchem Frodem. Zatrudnimy cię jeszcze przez tydzień albo dwa jako… hmmm… asystentkę. Nie wiem, czy będzie skłonny płacić według tej samej taksy co Armanskiemu, ale myślę, że możemy wycisnąć z niego przyzwoitą miesięczną pensję.
Niespodziewanie Lisbeth uśmiechnęła się do niego. Za nic nie chciała zostać odsunięta od sprawy i była gotowa pracować nawet za darmo.
– Jestem potwornie śpiąca – powiedziała i opuściwszy kuchnię, bez dodatkowych wyjaśnień zamknęła drzwi do gabinetu.
Po dwóch minutach otworzyła je ponownie i wystawiając głowę, dodała:
– Myślę, że nie masz racji. To nie jest jakiś seryjny morderca, który naczytał się za dużo biblijnych tekstów. To tylko zwykły łajdak, który nienawidzi kobiet.
Czwartek 3 lipca – czwartek 10 lipca
LISBETH OBUDZIŁA SIĘ o szóstej rano. Nastawiła kawę i wzięła prysznic. Kiedy o wpół do ósmej wstał Mikael, siedziała przed jego iBookiem, czytając streszczenie historii Harriet. Gospodarz wszedł do kuchni przepasany prześcieradłem. Trąc oczy, przeganiał resztki snu.
– Kawa stoi na kuchence – zakomunikowała Lisbeth. Zajrzał jej przez ramię.
– Ten tekst jest chroniony hasłem – powiedział. Odwróciła się i spojrzała na niego znad ekranu.
– Ściągnięcie programu, który rozszyfrowuje hasła w Wordzie, zajmuje trzydzieści sekund – odpowiedziała.
– Musimy kiedyś porozmawiać o tym, co moje, a co twoje – dodał, idąc do łazienki.
Kiedy wrócił, jego laptop stał na swoim miejscu w gabinecie. Lisbeth siedziała pochylona nad PowerBookiem. Mikael był przekonany, że zdążyła skopiować zawartość jego komputera do swojego. Lisbeth Salander była uzależniona od informacji, miała też bardzo liberalne podejście do moralności i etyki.
MIKAEL WŁAŚNIE zasiadł do śniadania, kiedy usłyszał pukanie. Wstał i otworzył drzwi. Martin Vanger miał tak zaciekły wyraz twarzy, że przez moment Mikael zobaczył w nim posłańca z wiadomością o śmierci Henrika.
– Spokojnie, Henrik czuje się dokładnie tak jak wczoraj. Mam inną sprawę. Mogę wejść na chwilkę?
Mikael wpuścił go do środka i przedstawił swojej „współpracownicy". Lisbeth rzuciła przemysłowcowi krótkie spojrzenie, skinęła błyskawicznie głową i niezwłocznie powróciła do ekranu komputera. Martin pozdrowił ją mechanicznie, tak bardzo rozkojarzony, że najprawdopodobniej w ogóle jej nie zauważył. Mikael nalał kawę do filiżanek i wskazał gościowi miejsce przy stole.
– O co chodzi?
– Nie prenumerujesz „Hedestads-Kuriren"?
– Nie. Czasami przeglądam go w kawiarni Susanny.
– To znaczy, że nie czytałeś dzisiejszego numeru?
– Wygląda na to, że powinienem.
Martin rozłożył dziennik na stole. Mikael zobaczył, że poświęcono jego osobie dwuszpaltowy akapit wstępny na pierwszej stronie i cały artykuł na czwartej. Przyjrzał się dokładniej tytułowi.
TUTAJ UKRYWA SIĘ SKAZANY ZA ZNIESŁAWIENIE DZIENNIKARZ
Ilustracją tekstu było zdjęcie zrobione teleobiektywem z kościelnego wzniesienia, przedstawiające Mikaela w drzwiach chatki.
Reporter, Conny Torsson, zaprezentował solidne rzemiosło, malując karykaturalny portret dziennikarza. Rekapitulując aferę Wennerstróma, podkreślił, że Mikael opuścił „Millennium" w hańbie i że właśnie odsiedział wyrok za zniesławienie. Artykuł kończył się zrozumiałym w tym kontekście stwierdzeniem, że bohater odmówił komentarza. Całość była utrzymana w takim tonie, że żaden z mieszkańców Hedestad nie mógł dłużej żywić wątpliwości, iż po okolicy szwenda się Cholernie Podejrzana Zeroósemka [††††]. Za żadne ze stwierdzeń nie można było oskarżyć autora o pomówienie, ale wszystkie miały na celu świadome przedstawienie Mikaela w jak najgorszym świetle. Zarówno zdjęcie jak i tekst przywodziły na myśl sposób, w jaki zwykle prezentowano politycznych terrorystów. „Millennium" zostało nazwane „gazetą agitatorską o nikłej wiarygodności", a książka Mikaela na temat żurnalistyki gospodarczej – zbiorem „kontrowersyjnych stwierdzeń o renomowanych dziennikarzach".
– Mikaelu, brak mi słów na określenie tego, co czuję, czytając ten artykuł. Jest wredny.
Читать дальше