– Tak, właśnie tam. To zdjęcie zrobiono mniej więcej o pierwszej po południu. Próbowałem zidentyfikować panią od dłuższego czasu i nie było to szczególnie łatwe.
– Znalazł pan starą fotografię, a później mnie. Nie pojmuję, jak pan to zrobił.
Mikael pokazał zdjęcie z parkingu.
– Dzięki tej fotografii, którą zrobiono parę godzin później.
Mikael wyjaśnił, jak poprzez naklejkę „Fabryka Mebli w Norsjó" dotarł do Burmana, który z kolei zaprowadził go do Forsmana w Norsjóvalłen.
– Najwyraźniej ma pan ważny powód do takich dziwnych poszukiwań.
– Jak najbardziej. Ta stojąca przed panią dziewczyna miała na imię Harriet. Zniknęła tego samego dnia i przyjęto, że padła ofiarą mordercy. Proszę zobaczyć.
Mikael wyciągnął swój iBook i czekając na otwarcie programu, wyjaśnił sytuację. A później zaprezentował kobiecie serię zdjęć ukazujących zmianę wyrazu twarzy Harriet.
– Odkryłem panią, przeglądając te stare fotografie. Stoi pani trochę na skos za Harriet, z aparatem w ręku, i wygląda na to, że fotografuje pani właśnie to, na co Harriet tak gwałtownie zareagowała. Wiem, że to ogromnie śmiała próba, ale jestem tutaj po to, żeby zapytać, czy ma pani może zdjęcia z tego dnia.
Mikael był przygotowany na to, że kobieta zbędzie go informacją, że zdjęcia już dawno zginęły albo że je po prostu wyrzuciła, albo że film nigdy nie został wywołany. Mildred Berggren popatrzyła na niego błękitnymi oczyma i – jakby to była najbardziej naturalna rzecz na świecie – oznajmiła, że oczywiście posiada wszystkie wakacyjne pamiątki.
Wyszła z kuchni i po kilku minutach wróciła z pudłem, w którym trzymała kilka albumów z całą masą fotografii. Znalezienie tych właściwych zajęło trochę czasu. Kobieta zrobiła w Hedestad trzy zdjęcia. Pierwsze, najmniej ostre, pokazywało główną ulicę, drugie – ówczesnego męża, a trzecie – klaunów ze świątecznego korowodu. Mikael pochylił się podniecony nad albumem. Po drugiej stronie ulicy zobaczył jakąś postać. Zdjęcie kompletnie nic mu nie mówiło.
Wtorek 1 lipca – środa 2 lipca
ZARAZ PO POWROCIE do Hedestad Mikael poszedł do Dircha Frodego, by dowiedzieć się czegoś o Henriku. Okazało się, że w ciągu ostatniego tygodnia zdecydowanie zaczął wracać do zdrowia. W dalszym ciągu był osłabiony i wątły, ale nie leżał już cały czas w łóżku, a jego stan przestano określać jako krytyczny.
– Dzięki Bogu – powiedział Mikael. – Dopiero teraz dotarło do mnie, jak bardzo go łubie.
Dirch Frode skinął głową.
– Wiem. Henrik też pana lubi. A jak podróż do Norlandii?
– I zakończona sukcesem, i niezadowalająca. Szczegóły trochę później. Teraz chciałbym pana zapytać o jedną rzecz.
– Słucham.
– Co się stanie z „Millennium", jeżeli Henrik umrze?
– Nic się nie stanie. Na jego miejsce w zarządzie wejdzie Martin.
– Czy istnieje ryzyko, czysto hipotetycznie, że Martin mógłby przysporzyć „Millennium" kłopotów, gdybym nie przestał badać sprawy Harriet?
Frode spojrzał na niego z zaostrzoną uwagą.
– Coś się stało?
– W zasadzie nic.
Mikael zrelacjonował ostatnią rozmowę z Martinem.
– Gdy wracałem z Norsjó, zadzwoniła do mnie Erika i powiedziała, że rozmawiała z Martinem. Prosił usilnie, żeby podkreśliła, jak bardzo jestem potrzebny w redakcji.
– Rozumiem. Zgaduję, że namówiła go do tego Cecilia. Ale nie sądzę, żeby Martin próbował pana szantażować. Jest zbyt honorowy. I proszę nie zapominać, że ja też zasiadam w zarządzie filii spółki, którą założyliśmy, wchodząc do „Millennium".
– Ale gdyby powstała drażliwa sytuacja, po której stronie pan się opowie?
– Umowy są po to, żeby ich dotrzymywać. Pracuję dla Henrika. Jesteśmy przyjaciółmi od czterdziestu pięciu lat i mamy podobne zapatrywania. Jeżeli Henrik umrze, to nie Martin, ale ja dostanę w spadku jego udziały w naszej filii. Mamy bardzo szczegółową umowę, w której zobowiązujemy się wspierać „Millennium" przez cztery lata. Gdyby Martin chciał nam nawarzyć piwa, w co nie wierzę, to mógłby ewentualnie powstrzymać kilka mniejszych firm i przeszkadzać im w reklamowaniu się w czasopiśmie.
– Co w gruncie rzeczy jest podstawą egzystencji „Millennium".
– Niewątpliwie, ale proszę spojrzeć na to w ten sposób: zajmowanie się takimi błahostkami jest czasochłonne. Martin walczy teraz o przetrwanie na arenie przemysłowej i pracuje czternaście godzin dziennie. Nie ma czasu na nic innego.
Mikael zamyślił się przez moment.
– Czy wolno mi zapytać… Może to nie moja sprawa, ale jak wygląda kondycja koncernu?
Dirch Frode spoważniał.
– Mamy problemy.
– No tak, ale to potrafi zrozumieć nawet zwykły reporter gospodarczy, jak ja. Na ile poważne są te problemy?
– Czy to pozostanie między nami?
– Tylko między nami.
– W ciągu ostatnich tygodni straciliśmy dwa ogromne zamówienia w branży elektronicznej i w zasadzie wypadliśmy z rosyjskiego rynku. We wrześniu musimy zwolnić tysiąc sześćset osób zatrudnionych w Órebro i Trollhattan. Średnio przyjemny prezent dla ludzi, którzy pracowali dla nas przez wiele, wiele lat. Z każdą likwidowaną fabryką maleje zaufanie do koncernu.
– Martin jest przyparty do muru.
– Dźwiga na swoich barkach ogromny ciężar i musi stąpać bardzo ostrożnie.
WRÓCIWSZY DO DOMU, Mikael zadzwonił do redakcji. Ponieważ nie było Eriki, porozmawiał z Christerem.
– No więc tak: wczoraj zadzwoniła do mnie Erika. Martin Vanger naciska ją i – jakby to powiedzieć – nalega, żeby zaproponowała, żebym zaczął się bardziej angażować w sprawy redakcji.
– Ja też tak uważam – odpowiedział Christer.
– Rozumiem. Ale rzecz w tym, że podpisałem z Henrikiem umowę, której nie mogę zerwać, a Martin działa z polecenia pewnej osoby która chce, żebym przestał węszyć i wrócił do domu. Jego propozycja to próba odwołania mnie stąd.
– Rozumiem.
– Pozdrów Erikę i powiedz jej, że wrócę do Sztokholmu, gdy zakończę tę sprawę w Hedestad. Nie wcześniej.
– W porządku. Jesteś kompletny wariat. Przekażę jej to.
– Christer, tutaj się coś święci i nie zamierzam się teraz wycofać.
W odpowiedzi usłyszał tylko głębokie westchnienie.
ZROBIWSZY KRÓTKI spacer, Mikael zapukał do drzwi sąsiada. Przywitała go z serdecznym uśmiechem Eva Hassel.
– Dzień dobry, czy zastałem Martina?
Jak na zawołanie Martin pojawił się z aktówką w ręku. Pocałował Evę w policzek i przywitał się z Mikaelem.
– Jestem w drodze do biura, chcesz ze mną porozmawiać?
– Jeżeli ci się spieszy, możemy pogadać innym razem.
– Dawaj!
– Dopóki nie skończę zlecenia Henrika, dopóty nie wrócę do Sztokholmu i nie zacznę pracować w redakcji „Millennium". Chcę cię poinformować o tym już teraz, żebyś nie liczył na moją obecność w zarządzie przed końcem roku.
Martin zahuśtał się na obcasach.
– Rozumiem. Myślisz, że chcę się ciebie pozbyć. – Zrobił pauzę. – Mikaelu, porozmawiamy o tym później. Nie mam czasu na działalność hobbystyczną w zarządzie „Millennium" i żałuję, że przystałem na propozycję Henrika. Ale uwierz mi, zrobię co w mojej mocy, żeby „Millennium" przetrwało.
– Nigdy w to nie wątpiłem – odpowiedział uprzejmie Mikael.
– Jeżeli umówimy się na przyszły tydzień, to możemy przejrzeć finanse i powiem ci, jak to wszystko widzę. Ale naprawdę uważam, że „Millennium" nie stać na to, żeby kluczowa postać w redakcji siedziała na północy z założonymi rękami. Podoba mi się wasze czasopismo i wierzę, że razem możemy umocnić jego pozycję. Ale do tego potrzebny jesteś ty! Popadłem w konflikt lojalności. Albo spełniać życzenia Henrika, albo robić dobrą robotę w zarządzie „Millennium".
Читать дальше