– Powiedz, na co teraz potrzebujesz pieniędzy. Jeszcze więcej komputerowych gadżetów?
– Jedzenie – odpowiedziała.
– Oczywiście. Tuman ze mnie, przecież nie byłaś na ostatnim spotkaniu.
Trzymając ją za brodę, podniósł jej twarz, zmuszając do spojrzenia mu w oczy.
– Jak się czujesz?
Wzruszyła ramionami.
– Pomyślałaś o tym, co mówiłem poprzednim razem?
– O czym?
– Lisbeth, nie rób z siebie głupszej, niż jesteś. Chcę, żebyśmy zostali przyjaciółmi, żebyśmy sobie nawzajem pomagali.
Milczała. Bjurman, sfrustrowany brakiem reakcji, powstrzymał chęć uderzenia jej w twarz.
– Podobała ci się nasza zabawa dla dorosłych?
– Nie.
Uniósł brwi.
– Lisbeth, nie strugaj wariatki.
– Potrzebuję pieniędzy na jedzenie.
– Właśnie o tym rozmawialiśmy ostatnim razem. Jeżeli będziesz dla mnie mila, to ja będę miły dla ciebie. Ale jeżeli zaczniesz się ze mną wykłócać, to…
Wyrwała się z coraz mocniejszego uścisku.
– Chcę tylko moich pieniędzy. O co ci chodzi?
– Dobrze wiesz, o co mi chodzi – odpowiedział, ciągnąc ją za ramię.
– Poczekaj – wyrzuciła z siebie.
Spojrzawszy na niego z rezygnacją, skinęła głową. Ściągnęła plecak i postawiła na okrągłym stoliku. Obok, na wiklinowym krześle, położyła kurtkę i zrobiła kilka niepewnych kroków w stronę łóżka. Zatrzymała się, jak gdyby ogarnięta wątpliwościami. Bjurman podszedł bliżej.
– Poczekaj – powiedziała jeszcze raz, jakby próbując przemówić mu do rozsądku. – Nie chcę za każdym razem, gdy potrzebuję pieniędzy, robić ci loda.
Zmienił wyraz twarzy, a po chwili wymierzył jej policzek. Salander zrobiła wielkie oczy, ale zanim zdążyła zareagować, chwycił ją za ramię i popchnął na łóżko. Padła jak długa, zaskoczona wybuchem przemocy. Kiedy próbowała się odwrócić, przytrzymał ją i usiadł na niej okrakiem.
Podobnie jak ostatnio, była dla niego pikusiem. Mogła stawić opór, rzucając mu się z paznokciami do oczu albo uderzając czymś ciężkim. Ale zaplanowany scenariusz diabli wzięli. Cholera, pomyślała, gdy zdzierał z niej t-shirt. Z przerażeniem stwierdziła, że porwała się z motyką na słońce.
Usłyszała odgłos otwieranej szuflady i szczęk metalu. Nie wiedziała, co się dzieje, dopóki nie poczuła zaciskającej się na przegubie dłoni bransoletki. Bjurman uniósł jej ręce, przewlókł kajdanki przez jeden z prętów zagłówka i zakuł w nie drugą dłoń. Ściągnięcie butów i dżinsów nie zajęło mu dużo czasu. W końcu zdarł jej również bieliznę.
– Musisz się nauczyć, że możesz mi zaufać, Lisbeth – powiedział, trzymając ciągle majtki w ręce. – A ja cię nauczę jeszcze jednej zabawy dla dorosłych. Gdy będziesz niemiła, spotka cię kara. Gdy będziesz miła, zostaniemy przyjaciółmi.
Znów przycisnął ją swoim ciężarem.
– A więc nie podoba ci się seks analny…
Lisbeth miała właśnie zacząć krzyczeć, gdy jedną ręką chwycił ją za włosy, a drugą wepchnął majtki do ust. Czuła, jak zakłada jej coś wokół kostek, rozwiera nogi i przywiązuje do łóżka, czyniąc ją zupełnie bezbronną. Słyszała, jak chodzi po pokoju, ale spod przykrywającego jej twarz t-shirtu nic nie widziała. Upłynęło kilka minut. Oddychała z trudem. A później poczuła przeraźliwy ból, gdy brutalnie wcisnął jej coś do tyłka.
CECILIA VANGER w dalszym ciągu upierała się, żeby Mikael wracał na noc do domu. Gdy po wybiciu drugiej w nocy Mikael ubierał się, by wrócić do domu, leżała naga i uśmiechnięta.
– Lubię cię, Mikael. Lubię twoje towarzystwo.
– Ja też cię lubię.
Znów wciągnęła go do łóżka i zdjęła koszulę, którą przed chwilą założył. Został u niej jeszcze godzinę.
Kiedy w końcu mijał dom Haralda Vangera, nie mógł pozbyć się wrażenia, że zobaczył na piętrze poruszającą się firankę. Było jednak zbyt ciemno, żeby mieć całkowitą pewność.
LISBETH MOGŁA się ubrać dopiero o czwartej nad ranem. Wzięła kurtkę i plecak i utykając, skierowała się ku wyjściu, gdzie czekał na nią Bjurman. Prosto spod prysznica, elegancko ubrany, wręczył jej czek na dwa i pół tysiąca koron.
– Odwiozę cię do domu – powiedział, otwierając drzwi.
Przekroczywszy próg mieszkania, odwróciła się do niego. Krucha, z zapuchniętą od płaczu twarzą. Adwokat niemalże cofnął się, spotykając jej wzrok. Nigdy wcześniej nie widział tak nagiej i żarliwej nienawiści. Lisbeth wyglądała na kogoś niespełna rozumu, dokładnie tak, jak opisano ją w dokumentacji lekarskiej.
– Nie – odpowiedziała prawie niesłyszalnie. – Poradzę sobie sama.
Położył rękę na jej ramieniu.
– Jesteś pewna?
Skinęła potakująco. Poczuła, jak twardnieje uścisk jego dłoni.
– Pamiętasz, co ustaliliśmy? Przyjdziesz tutaj w następną sobotę.
Jeszcze raz kiwnęła głową. Poskromiona. Wypuścił ją.
Sobota 8 marca – poniedziałek 17 marca
LISBETH SPĘDZIŁA tydzień w łóżku, z bólem podbrzusza, krwawiącym odbytem i innymi, mniej widocznymi ranami, których wyleczenie miało zająć dużo czasu. To, co przeżyła, było czymś zupełnie innym niż pierwszy gwałt w kancelarii: tu nie chodziło tylko o przymus i upokorzenie, ale o znęcanie się.
Zbyt późno zrozumiała, że źle oceniła Bjurmana.
Miała go za człowieka żądnego władzy, lubiącego dominować, ale nie za skończonego sadystę. Trzymał ją zakutą w kajdanki przez całą noc. Kilka razy myślała, że zamierza ją zamordować, zwłaszcza wtedy, gdy dusił ją poduszką tak długo, aż zdrętwiała i nieomal straciła przytomność.
Nie płakała.
Oprócz tych spowodowanych fizycznym bólem w trakcie samego gwałtu, nie uroniła ani jednej łzy. Opuściwszy jego mieszkanie w sobotni ranek, pokuśtykała do najbliższego postoju taksówek, wsiadła do samochodu, a potem z mozołem wdrapała się na piętro. Wzięła prysznic, zmyła krew. Wypiła pół litra wody, zażyła podwójną dawkę rohypnolu, ledwo żywa padła na łóżko i nakryła głowę kołdrą.
Obudziła się w niedzielne południe wyzuta z myśli i z nieustającym bólem głowy, mięśni i podbrzusza. Wstała, wypiła dwie szklanki kwaśnego mleka i zjadła jabłko. A później połknęła jeszcze dwie tabletki nasenne i znów się położyła.
Dopiero we wtorek udało jej się wygramolić z łóżka na dobre. Poszła na zakupy i wróciła z ogromnym opakowaniem Pan Pizzy Billy'ego. Włożyła dwie do mikrofalówki i napełniła termos kawą. Spędziła noc przed komputerem, czytając w Internecie artykuły i prace naukowe na temat psychopatologii sadyzmu.
Zatrzymała się nad tekstem opublikowanym przez jedną z amerykańskich grup feministycznych, którego autor twierdził, że sadysta wybiera z niemal intuicyjną precyzją: najlepszą ofiarą sadysty jest osoba, która dobrowolnie idzie mu na rękę, myśląc, że nie ma wyboru. Sadysta wybiera niesamodzielnych osobników pozostających w stosunku zależności od innych i w jakiś niepojęty sposób potrafi ich rozpoznać.
Bjurman widział w niej ofiarę.
To dało jej do myślenia.
Mówiło trochę o tym, jak ją postrzegają inni.
W PIĄTEK, TYDZIEŃ po drugim gwałcie, Lisbeth przespacerowała się do tatuażysty przy Hornstull. Zamówiła wcześniej wizytę telefonicznie. W zakładzie nie było nikogo oprócz właściciela, który – rozpoznając stałą klientkę – przywitał ją skinieniem głowy.
Wybrała wąski, prosty wzór, i poprosiła o ozdobienie szlaczkiem kostki u nogi. Wskazała dokładnie, gdzie.
Читать дальше