Gdyby nie wyraźne przeprosiny, Kay w ogóle nie wzięłaby tego do siebie. Już wcześniej dostrzegła u Heather taki dziecięcy brak taktu.
– Spójrz – odezwała się Heather, jakby już zapomniała o gafie. – Jestem pewna, że nie zarabiasz dużo… ale czy nie mogłabyś mnie umieścić w jakimś starym motelu? Quality Inn przy drodze numer 40 chyba już nie istnieje, ale chodzi mi o coś w tym stylu. Zapłaciłabyś kartą kredytową. Oddałabym ci pieniądze. Może nawet moja mama ci odda.
Zdawała się rozbawiona tym pomysłem.
– Heather, przykro mi, ale moje dzieci i ja ledwie wiążemy koniec z końcem – odparła Kay. – I po prostu tak nie można. Jestem pracownikiem socjalnym. Są granice, których nie wolno mi przekroczyć.
– Ale ty nie pracujesz dla mnie. Znalazłaś Glorię, to wszystko. A czas pokaże, co z tego będzie.
– Nie lubisz Glorii?
– Tu nie chodzi o lubienie. Po prostu nie jestem pewna, czyjej interesy pokrywają się z moimi.
– Gloria jest dziwna i kocha popularność. Ale po swojemu angażuje się w sprawy. Dopóki nie zostanie okłamana.
Znowu ten ruch, dwa pałce zbliżone do warg… To przypominało Kay zabawę w Indian. Dzieci wydawały okrzyki wojenne, podobnie uderzając palcami o usta. Zastanowiła się, czy nadal tak robią, czy może większa wrażliwość społeczna zakończyła takie zabawy. Niektóre ikony kultury zniknęły. Na przykład Alley Op, jaskiniowcy ciągnący kobiety za włosy. I kto tak naprawdę za tym tęskni? Czy Andy Capp i Flo wciąż pojawiają się w komiksach? Nie czytała komiksów od lat.
– Dalej, Kay. To byłoby jakieś rozwiązanie.
– Może zabiorę Feliksa do siebie do domu?
– Nie, tu wszędzie pełno kociej sierści i zapachu. Ale co ty na to, żebyś ty z dziećmi sprowadziła się tutaj, a ja zamieszkała w twoim domu?
Całkowita beztroska, z jaką Heather przedstawiła tę propozycję, wręcz powaliła Kay. Heather nie widziała w tym żadnego nadużycia uprzejmości. Kay ostrożnie używała terminów klinicznych, ale w zachowaniu Heather było trochę narcyzmu. Może tego potrzebowała, aby przetrwać.
– Nie, Seth i Grace by się nie zgodzili. Mają swoje przyzwyczajenia. Ale… – Wiedziała, że stąpa po niepewnym gruncie. Do diabła, już weszła na bardzo grząski grunt, zgodziła się wleźć w błoto i przez to może mieć mnóstwo problemów w pracy. Jednak brnęła dalej: – Mamy pokoik, nad garażem. Bez ogrzewania i klimatyzacji, ale o tej porze roku to nie powinno być problemem. Wstawię piecyk. Jest tapczan, mała łazienka z prysznicem. Może byś tam została, przynajmniej dopóki nie zjawi się twoja matka.
To nie powinno potrwać dłużej niż dzień, dwa, pomyślała Kay. A ona i tak przecież nie zajmowała się sprawą Heather, przynajmniej oficjalnie. To byłaby tylko przysługa dla Glorii. Zresztą, nie mogła pozwolić policji, aby uwięziła tę kobietę. Areszt zniszczyłby osobę, która większość młodości spędziła w niewoli.
– Myślisz, że jest bogata? – zapytała Heather.
– Kto?
– Moja matka. My nigdy nie byliśmy, wręcz przeciwnie. Ale Infante mówił, że matka mieszka w Meksyku, więc chyba ma sporo pieniędzy. Może jestem jej spadkobierczynią. Zawsze się zastanawiałam, co stało się z biznesem taty i jego domem, kiedy umarł. Czasem czytam w gazetach informacje o kontach bankowych i depozytach, po które nikt się nie zgłasza. Ale nigdy nie znalazłam swojego nazwiska. Zgaduję, że nie mógł umieścić mnie w testamencie, skoro wszyscy sądzili, że nie żyję. Nie wiem, co się stało z naszym funduszem na college; choć pewnie nie był zbyt duży.
Kay poczuła, jak wilgoć z kamienia przesącza się przez jej spódnicę, ale dłonie miała dziwnie gorące i spocone.
– I teraz ona wraca. Chcę zadzwonić do Glorii, dowiedzieć się, co o tym wszystkim myśli. Może powinnam zgłosić się jutro sama, opowiedzieć im w końcu całą historię. Założę się, że do tego czasu będą już gotowi, aby mi uwierzyć.
Po ekranie monitora fruwały niemowlaki. Właściwe jeden, ten, który liczył się w nowym millennium. Dalej, Jezu, zrób miejsce, pomyślał Kevin, bo Andrew Porter Junior przybywa do miasta. Matka Andiego, od niedawna specjalistka od komputerów, nagrała na dysk chyba nieskończenie wiele podobizn syna, dlatego kiedy włączał się wygaszacz, zaraz rozpoczynał się przegląd slajdów z małym Andym. Andy jako dzidziuś, trzymany na rękach przez niesamowicie wielkiego ojca. Andy przy jedzeniu, Andy z książeczką z obrazkami, Andy zezujący na bożonarodzeniowe drzewko. Ojcowskie geny odcisnęły piętno na twarzy i nieco zwalistym ciele chłopca, jednak Kevin lubił myśleć, że w spojrzeniu dziecka jest słodki sceptycyzm Nancy Porter. „Mówisz, że jest taki facet i przynosi mi prezenty? A co on z tego ma?” „A co do diabła, ma z tym wszystkim wspólnego choinka?”
– Akta z Pensylwanii są pochrzanione – oznajmiła Nancy, przesuwając kursor, przez co Andy zniknął, a pojawiła się zarchiwizowana strona z Internetu. – Albo ja nie wiem, jak to działa. W Marylandzie wystarczy podać adres, hrabstwo i już można zbadać jakąś nieruchomość całe lata wstecz. Ale nie potrafiłam znaleźć odpowiednika takiej strony w Pensylwanii.
Trafiłam tylko na informację, że działkę z takim adresem, który mi dałeś, miała jakaś spółka z o. o. i sprzedała ją kilka lat temu.
– Jaka spółka?
– Z ograniczoną odpowiedzialnością czyjś mały biznes. Mercer Inc. To mogło być wszystko, od stoiska z warzywami po sprzątanie. Ale w naszych rejestrach osobowych nie ma żadnego Mercera, chcemy więc poznać poprzedniego właściciela.
Nancy, przed urodzeniem dziecka miło zaokrąglona, sama twierdziła, że teraz jest grubasem, ale tak naprawdę chyba nigdy nie przejmowała się swoją wagą. Kiedy wróciła do pracy, poprosiła o przeniesienie do działu starych spraw, czym Infante po kryjomu gardził. Grzebanie w starych aktach i szukanie jakichś przełomów – świadka gotowego po latach wyznać prawdę, małżonka zmęczonego już wszystkimi tajemnicami – wydawało mu się drętwym zajęciem. Rozumiał, dlaczego młoda matka chciała pracy gwarantującej regularne godziny zajęć, ale nie był pewien, czy coś takiego można uznać za pracę w policji. Nancy jednak miała smykałkę do komputerów i niezawodny zmysł pozwalający wyszukiwać informacje bez wstawania zza biurka. „Bogini drobnych spraw”, jak kiedyś przezwał ją Lenhardt, tropiła teraz najdrobniejsze okruchy informacji z taką precyzją jak kiedyś łuski naboju – i potrafiła je znaleźć z odległości stu kroków. Jednak przez stare archiwa Keystone State kręciła się w kółko.
– Przypuszczalnie to jest szukanie wiatru w polu – oznajmił Infante, kiedy Nancy kliknęła na mapę, pokazując dokładną lokalizację żądanego miejsca. – Ale pojadę tam, trochę się porozglądam, wybadam sąsiadów.
– Trzydzieści lat. Dwadzieścia cztery, jeśli rzeczywiście wyjechała w 1981 roku. Czy w ogóle ktokolwiek mieszka w tym samym miejscu tak długo?
– Potrzebujemy tylko jednej osoby. Najlepiej jakiegoś wścibskiego, starego gościa ze znakomitą pamięcią i albumem fotograficznym.
Kevin kierował się na północ, dziwiąc się stałemu strumieniowi ulicznego ruchu w samym środku dnia. Lenhardt mieszkał niedaleko i ciągle marudził o męce dojazdu do pracy. Mówił, że to taka swoista wojna, codziennie toczona bitwa. No to po co tu mieszkać? – pytał go Infante, już zmęczony ciągłym przeklinaniem. Słyszał odpowiedź taką jak zawsze: dzieciaki, szkoła, problemy, których nie znał wolny mężczyzna.
Choć Kevin akurat o mało ich nie poznał. Pierwsza żona napędziła mu pod tym względem niezłego stracha. A może raczej tak to później wspominali, kiedy stało się już jasne, że Tabitha nie jest w ciąży. Strach; uniknęli niebezpieczeństwa. Ale tak naprawdę, wcale nie czuł ulgi, choć miał do tego powód później, gdy jego małżeństwo się rozpadło. Właściwie nawet miał nadzieję, że to prawda, serio, przymierzał się już do roli taty i uznał, że całkiem mu pasuje. Tabitha zmartwiła się, bała się o swoją nową pracę w biurze brokera udzielającego kredytów hipotecznych. Zastanawiała się, co stanie się z jej planami związanymi z handlem nieruchomościami. Mówili więc później o strachu, a żona stała się czujniej sza, jeśli chodziło o zapobieganie ciąży. Potem po prostu przestała uprawiać z nim seks, a Kevin zaczął ją zdradzać. Kłótnia o to, co nastąpiło pierwsze, była jak spór o jajko i kurę. Stała się zaczynem ich rozwodu, a Tabby uznała wreszcie, że mówił prawdę, że zaczął się pieprzyć ze wszystkimi wokół, dopiero kiedy ona przestała z nim sypiać. Mimo to odmawiała ujrzenia w tym związku przyczynowo-skutkowego, co Infante’a mocno wkurzało.
Читать дальше