— Ten temat mnie prześladuje — mruknął Stephen.
Wypił łyk kawy — na krawędzi filiżanki zebrała się już warstewka lotnego piasku, nieprzyjemnie chrzęszczącego między zębami — i zastanowił się. Faks dotarł do niego w czwartek po południu, według czasu na wschodnim wybrzeżu. Uwzględniając różnicę czasu, minęło już sześć albo siedem godzin. Rozpoczynał się właśnie weekend, mógł więc spokojnie zostawić sobie czas do jutra, kiedy wokół zapanuje spokój szabatu i może wówczas znajdzie potrzebne natchnienie. Poza tym, będzie musiał połączyć się bezpośrednio ze swoim domowym komputerem, żeby ściągnąć obszerne pliki z rysunkami i grafikami, a ponieważ korzysta przy tym z transatlantyckiego połączenia telefonicznego, zaoszczędzi niemało pieniędzy, czekając na korzystniejszą godzinę. Jeśli się pospieszy, będzie mógł wtedy też od razu nadać faks z odpowiedzią, bezpośrednio z laptopa.
Sięgnął po ostatnią kanapkę z masłem orzechowym, jedząc ją podniósł talerz, strząsnął okruchy na podłogę i odstawił go na drugi talerz. Właściwie, planował teraz robić coś zupełnie innego niż zajmowanie się interesami. Że też akurat hurtownia sprzętu wideo! To go zaintrygowało. Będzie musiał spytać swoich indyjskich współpracowników, czy zgodzą się dokonać zmian w systemie skrojonym na potrzeby hurtowni opon, by przystosować go do sprzedaży urządzeń wideo. To się na szczęście da załatwić za pomocą kilku zwykłych e-maili. Że też akurat wideo!
Czy powinien w ogóle reagować? Ma dość pieniędzy. Równie dobrze mógłby odpuścić sobie cały ten interes.
— Bzdura — mruknął, wyciągając z komputera i telefonu wtyczki łączącego je kabla. Może zastanowić się nad tym kiedy indziej. Prześpi się z tą myślą, tak będzie najlepiej. Irytowało go, że ten osobliwy zbieg okoliczności tak go intryguje.
Gromada kopaczy nie przerwała śniadania, gdy profesor Wilford-Smith zbliżył się do namiotu kuchennego, lecz natężenie rozmów znacznie spadło i niemal każdy rzucił w jego kierunku zaciekawione spojrzenie. Od czasu tajemniczego znaleziska w sektorze czternastym po obozie krążyły przeróżne plotki, jedna bardziej fantastyczna od drugiej. Jedni twierdzili, że znaleziono jakiś obiekt militarny. Nie, trafiono na wielki skarb, podejrzewali inni. Jedynie obecności Amerykanów z telewizji nie dawało się dobrze dopasować do żadnej z tych teorii.
— David — kierownik wykopalisk skinął na szefa kuchni, młodego człowieka z burzą ciemnych loków, patrzącego niezmiennie ponurym spojrzeniem.
— Profesorze?
— Szukam Foxxa — wyjaśnił Wilford-Smith i powędrował wzrokiem po pełnych ludzi rzędach stołów na zewnątrz namiotu. — Nie widziałeś go przypadkiem?
— Był tutaj. Naładował sobie pełną tacę, jakby miał za sekundę skonać z głodu i poszedł z nią do namiotu — wynoszenie naczyń z obszaru kontrolowanego przez kuchnię nie było dobrze widziane, gdyż naczynia wykazywały potem niechęć do wracania, znikały w niewiadomych warstwach skalnych, przeistaczając się w znaleziska przyszłych archeologów.
— Mógłbyś kogoś do niego posłać z wiadomością, że chciałbym z nim pomówić?
— Bez problemu. Teraz?
— Tak, proszę. Niech przyjdzie do kontenera, drugiego od tej strony.
— Robi się.
Stephen wrzucił kabel z powrotem do torby i wyjął z niej pudełko z CD. Właśnie to miał zamiar robić przy śniadaniu: troszkę pogrzebać w danych. Płyta CD, którą wyjął z małego pudełka i włożył do napędu w komputerze, zawierała kompletne wydanie ENCYKLOPEDIA BRITANNICA.
Będąc małym chłopcem patrzył zawsze z szacunkiem na trzydzieści potężnych, oprawionych w skórę tomów, rezydujących w gabinecie jego ojca na specjalnie dla nich przeznaczonym regale. Od czasu do czasu pozwalano mu je kartkować i było dla niego rzeczą ustaloną po wsze czasy, że Britannica zawiera wszystko, co wie człowiek. I choć później przekonał się, że oczywiście tak nie jest, że nawet najbardziej wyczerpujące, najwnikliwsze artykuły opatrzono długimi listami odnośników do pogłębiającej temat literatury, zachował przyzwyczajenie rozpoczynania poszukiwań od Encyklopedii, gdy chciał lub musiał się czegoś dowiedzieć.
Szufladka napędu wsunęła się z cichym szuraniem, po czym dało się słyszeć lekkie brzęczenie, gdy połyskująca srebrno płytka przyspieszała do odpowiedniej liczby obrotów. Stephen uruchomił znajdujący się na CD program przeszukujący hasła i przerwał na chwilę.
Szukaj hasła: na znajdującym się przy tym napisie polu, pulsował wyczekująco cieniutki jak kreseczka kursor.
Stephen ociągał się.
To wcale nie jest takie proste. Nagle opadły go wspomnienia z dzieciństwa — niedziele, kwitnące łąki i rozczarowanie, że trzeba ubrać się porządnie i nie wolno bawić się na dworze; nudne, niezrozumiałe, ciągnące się bez końca niedzielne nabożeństwa, po których trzeba było jeszcze wystawać na placu przed kościołem, czekając na gawędzących ze znajomymi dorosłych, nagle uśmiechniętych i fałszywie przyjaznych wobec ludzi, o których w domu mówili źle. Byli tam też koledzy szkolni i dzieci z sąsiedztwa, tak samo stojące obok swoich rodziców, też wypucowane do czysta i wyglądające dziwnie obco. Patrzył na ciemne klawisze swego komputera, jakby widział je po raz pierwszy. Tam jest J. Od tego musi zacząć. Dlaczego to takie trudne? Jezus Chrystus, wystukał i znów przerwał.
Wewnątrz jego ciała zdawało się rozprzestrzeniać coś ciężkiego, ciemnego. Wydawało się groźne, czarne i groźne. I znów wspomnienia. Ogromny, wysoko nad małym Stephenem zawieszony krzyż, na którym wisiała nieludzko wielka postać i patrzyła na niego z góry pełnym bólu spojrzeniem. Niejasne napomnienia, niezrozumiałe, choć rodzące obawę, gdy musiał ich słuchać i przytakiwać; dopiero długo później, gdy pierwszy raz całował dziewczynę, wróciły na powierzchnię jak okropne wewnętrzne głosy, jakby przez wszystkie te lata czekały tylko na tę chwilę, jak kryjące się w jego podświadomości bomby z zegarowym zapalnikiem.
Stuknął klawisz i napęd CD-ROMu zamruczał. Na ekranie pojawiła się lista haseł, niemal nieskończona liczba odnośników.
Jezus Chrystus albo Jezus z Galilei albo Jezus z Nazaretu. Następowała lista spokrewnionych pojęć, podzielonych według dziedzin: Literatura biblijna. Doktryna i wiara. Życie. Sztuka. Rytuały i oddawanie czci. Interpretacje teologiczne i filozoficzne. Patrz też: Chrześcijaństwo, Nowy Testament. Przez jedno uderzenie serca miał uczucie, jakby opuścił ciało, stanął obok i obserwował samego siebie, jak siedzi i studiuje hasła na ekranie komputera. Trzydzieści lat wcześniej sam opis tego urządzenia wydałby się czystą fantazją. A przecież stoi teraz prawdziwy i rzeczywisty na stoliku w dusznym małym namiocie, rozbitym na chyba największym pustkowiu w Izraelu, gdzie przed dwoma tysiącami lat rozegrały się, albo nie, pewne wydarzenia — dla niektórych zaledwie pobożne bajeczki, godne zaufania nie bardziej niż przygody Alicji w Krainie Czarów, dla innych zaś niezaprzeczalna prawda o najistotniejszym znaczeniu dla ich życia i sensu całego wszechświata. Nie mógł powstrzymać śmiechu, tak absurdalna wydała mu się ta sytuacja.
Kościoły i ugrupowania religijne. Nauka chrześcijańska. Dualistyczne sekty chrześcijańskie. Mennonici. Mormoni. Prawosławie. Protestantyzm. Rzymski katolicyzm.
To, czego szukał, w zasadzie było równie fantastyczne. Pragnął odszukać kamerę, która może zawierać nagranie wydarzeń, rozgrywających się przed dwoma tysiącami lat — niektórym nawet wzmianka o takim zamiarze wystarczyłaby, żeby zwątpić w stan jego umysłu. Lecz fantastyczne rzeczy się zdarzają.
Читать дальше