Dance parsknęła śmiechem.
– Jestem pewna, że w szkole nie zapraszali mnie na bal na zakończenie roku, bo nikt nie chciał prosić Dance do tańca.
Skończywszy psychologię na Uniwersytecie Waszyngtońskim, Kellogg wstąpił do wojska.
– Trafiłeś do dochodzeniówki? – spytała, myśląc o służbie wojskowej swojego męża, który był oficerem w wojskowym wydziale dochodzeń kryminalnych.
– Nie byłem, w planowaniu taktycznym. Nic tylko papiery, papiery, papiery. Ściśle mówiąc, komputer, komputer, komputer. Ale nie mogłem usiedzieć na miejscu. Chciałem pracować w terenie, dlatego dałem sobie spokój z armią i poszedłem do departamentu policji w Seattle. Zostałem detektywem, zająłem się opracowywaniem profili sprawców i negocjowaniem. Zainteresowała mnie mentalność sekt, więc sobie pomyślałem, że będę się w tym specjalizował. Wiem, że to zabrzmi naiwnie, ale po prostu nie podobała mi się sytuacja, w której despotyczni dranie wykorzystują bezbronnych ludzi.
Uznała, że to wcale nie brzmi naiwnie.
Skręcili w kolejny korytarz.
– A ty jak trafiłaś do branży? – zapytał.
Dance przedstawiła mu w skrócie swoją historię. Przez kilka lat pracowała jako dziennikarka w dziale kryminalnym – swojego przyszłego męża poznała w trakcie relacjonowania przebiegu pewnego procesu (udzielił jej wywiadu w zamian za obietnicę, że zgodzi się umówić z nim na randkę). Kiedy znudziła się jej praca reportera, wróciła na uniwersytet, gdzie skończyła psychologię i komunikację społeczną, doskonaląc swoje naturalne zdolności obserwacyjne i intuicję pozwalającą jej odgadywać myśli i uczucia ludzi. Została konsultantką przy selekcji przysięgłych, ale rosnące niezadowolenie z tego zajęcia oraz poczucie, że jej talent bardziej przyda się organom ścigania, zaprowadziły ją do CBI.
– Twój mąż tak jak ja był federalnym?
– Odrobiłeś zadanie, co? – Jej zmarły mąż, William Swenson, rzeczy wiście przez całe życie pełnił sumienną służbę jako agent specjalny FBI, ale był jednym z dziesiątków tysięcy innych. Taki specjalista jak Kellogg nie mógł o nim słyszeć, chyba że zadał sobie trud i sprawdził.
Zażenowany uśmiech.
– Lubię wiedzieć, dokąd jadę. I kogo spotkam na miejscu. Mam na dzieję, że cię nie uraziłem.
– Ależ skąd. Kiedy kogoś przesłuchuję, staram się dowiedzieć wszystkiego o jego „terrarium”. – Nie zdradziła Kelloggowi, że sama poleciła TJ-owi prześwietlić go w agencji regionalnej w Chico.
Po chwili milczenia Kellogg spytał:
– Mogę spytać, co się stało z twoim mężem? Zginął na służbie?
Skurcz w żołądku wywołany tym pytaniem z biegiem lat stawał się coraz mniej odczuwalny.
– W wypadku samochodowym.
– Przykro mi.
– Dziękuję… A więc witamy w „Che: CBI”. – Dance gestem zaprosiła go do bufetu.
Nalali sobie kawy i zasiedli przy stoliku. Odezwała się jej komórka. Dzwonił TJ.
– Złe wieści. Koniec włóczenia się po barach. Ledwie zacząłem, od razu się dowiedziałem, gdzie była Pemberton przed śmiercią.
– No i?
– Widziano ją z jakimś Latynosem w barze w „Doubletree”. Kelner przypuszcza, że to było spotkanie w interesach, podobno w sprawie jakiejś imprezy, którą miała mu zorganizować. Wyszli około wpół do siódmej.
– Masz paragon z numerem karty kredytowej?
– Tak, ale to ona płaciła. Wydatek służbowy. Słuchaj, szefowo, my ślę, że też powinniśmy zacząć to praktykować.
– Wiadomo o nim coś jeszcze?
– Zero. W wiadomościach pokażą jej zdjęcie, więc kiedy je zobaczy, może sam się zgłosi.
– Billing telefonu Susan?
– Wczoraj około czterdziestu połączeń. Sprawdzę je, jak wrócę do biura. Aha, a według stanowej ewidencji podatków od nieruchomości Pell nie jest właścicielem żadnej góry ani niczego innego. Sprawdziłem jeszcze w Utah. Też nic.
– Dobrze. O tym zapomniałam.
– Tak samo jak o Oregonie, Nevadzie i Arizonie. Nie byłem wcale taki pilny. Próbowałem tylko przedłużyć sobie przyjemność łażenia po barach.
Rozłączyli się i Dance przekazała informacje Kelloggowi, który się skrzywił.
– Świadek, hm? Który zobaczy jej zdjęcie w telewizji i uzna, że akurat nadeszła doskonała pora, żeby wyjechać na urlop na Alaskę.
– I nie można mieć mu tego za złe.
Nagle agent FBI uśmiechnął się, spoglądając ponad ramieniem Dance. Odwróciła się. Do bufetu wchodziła jej matka z dziećmi.
– Cześć, kochanie – powiedziała Dance do Maggie, po czym uściskała syna. Zapewne niedługo nadejdzie dzień, w którym zabroni się publicznego przytulania, dlatego wolała to robić na zapas, na czas posuchy. Dziś Wes zniósł ten wyraz czułości całkiem dobrze.
Edie Dance i jej córka spojrzały po sobie w niemym wyrazie smutku z powodu śmierci Millara, lecz nie wspomniały o tragedii. Edie i Kellogg przywitali się, wymieniając podobne spojrzenia.
– Mamo, Carly odsunęła kosz na śmieci panu Bledsoe! – poinformowała ją z przejęciem Maggie. – I za każdym razem, jak chciał coś wyrzucić, wszystko spadało na podłogę.
– Udało ci się nie śmiać?
– Trochę. Ale potem Brendon zaczął i już nie mogliśmy przestać.
– Przywitaj się z agentem Kelloggiem.
Maggie spełniła prośbę matki. Wes tylko skinął głową, umykając wzrokiem w bok. Dance natychmiast zwróciła uwagę na jego niechęć.
– Chcecie gorącej czekolady? – spytała.
– Hura! – krzyknęła Maggie. Wes powiedział, że też chce.
Dance zaczęła szperać w kieszeniach. Kawa była gratis, ale za wszystkie pozostałe smakołyki płaciło się gotówką, a Dance zostawiła wszystkie pieniądze w torebce w gabinecie. Edie nie miała drobnych.
– Ja wam postawię – rzekł Kellogg, sięgając do kieszeni.
– Mamo, chyba wolę kawę – powiedział szybko Wes. Chłopiec próbował jej może dwa razy w życiu i nie znosił kawy.
– Ja też chcę kawę – dołączyła się Maggie.
– Nie ma mowy. Gorąca czekolada albo coś zimnego. – Dance przy puszczała, że Wes nie chce niczego, za co płaciłby Kellogg. Co jest grane? Zaraz sobie przypomniała jego badawcze spojrzenie, jakim obrzucił agenta poprzedniego dnia na Tarasie. Sądziła wtedy, że szuka broni; te raz zrozumiała, że chłopiec oceniał faceta, którego mama przyprowadziła na urodziny dziadka. Czyżby w jego oczach Kellogg był nowym Brianem?
– Zgoda – oświadczyła jej córka. – Niech będzie czekolada.
– Ja nic nie chcę – mruknął Wes.
– Przecież mogę pożyczyć waszej mamie – powiedział Kellogg, odliczając monety.
Dzieci wzięły pieniądze. Wes z ociąganiem i dopiero po siostrze.
– Dzięki – rzekł chłopiec.
– Bardzo dziękujemy – dorzuciła Maggie.
Edie nalała sobie kawy. Usiedli przy chybotliwym stoliku. Kellogg jeszcze raz podziękował matce Dance za kolację poprzedniego wieczoru i spytał o Stuarta. Potem odwrócił się do dzieci, zastanawiając się głośno, czy lubią łowić ryby.
Maggie powiedziała, że tak sobie.
Wes uwielbiał, mimo to odparł:
– Nie bardzo. To nudne.
Dance wiedziała, że agent chce tylko przełamać pierwsze lody, a pytanie nasunęło mu się prawdopodobnie po rozmowie z jej ojcem na temat połowu ryb w zatoce Monterey. Dostrzegła u niego kilka reakcji stresowych – chyba za bardzo starał się zrobić dobre wrażenie.
Weil w milczeniu popijał czekoladę, a Maggie zasypywała dorosłych lawiną informacji o porannych wydarzeniach na obozie muzycznym, powtarzając w szczegółach opowieść o figlu z koszem na śmieci.
Читать дальше