W gabinecie rzuciła żakiet na oparcie krzesła, powiesiła na nim nieporęcznego glocka i usiadła. Przejrzała pocztę elektroniczną. Tylko jedna wiadomość miała związek z Pellem. Dostała odpowiedź z Londynu od jego brata, Richarda Pella.
Agentko Dance,
Z ambasady amerykańskiej dotarł do mnie Pani list. Tak, słyszałem o ucieczce, mówiono tu o niej w wiadomościach. Nie kontaktowałem się z bratem od dwunastu łat, kiedy odwiedził moją żonę i mnie w Bakersfield. Przyjechała wtedy do nas z Nowego Jorku dwudziestotrzyletnia siostra mojej żony. Którejś soboty dostaliśmy telefon z policji z informacją, że została zatrzymana za kradzież w sklepie jubilerskim w centrum.
Dziewczyna miała świetne wyniki w college’u i aktywnie działała w swoim kościele. Nigdy przedtem nie miała żadnych kłopotów.
Okazało się, że,,zadawała się” z moim bratem, który namówił ją na kradzież „paru drobiazgów”. Przeszukałem jego pokój i znalazłem rzeczy warte blisko 10 000 dolarów. Moja szwagierka dostała nadzór sądowy, a po tym zdarzeniu niewiele brakowało, żeby opuściła mnie żona.
Nigdy potem nie miałem już nic wspólnego z bratem. Tylko raz dostałem od niego wiadomość. Po morderstwie w Carmel w 1999 postanowiłem przenieść się z rodziną do Europy.
Gdyby się ze mną skontaktował, dam Pani znać, chociaż to mało prawdopodobne. O naszych stosunkach najlepiej świadczy to, że zawiadomiłem policję stołeczną, która postawiła funkcjonariusza przed moim domem.
I tyle, jeśli chodzi o ten trop.
Zadzwoniła jej komórka. Telefonował Morton Walker, który z przejęciem w głosie spytał:
– Znowu kogoś zabił? Właśnie obejrzałem wiadomości.
– Niestety tak. – Podała mu szczegóły. – Zmarł Juan Millar, ten po parzony funkcjonariusz.
– Przykro mi. Zdarzyło się coś jeszcze?
Niezupełnie. Dance powiedziała mu o rozmowie z Rebeccą i Lindą. Przekazały jej informacje, które mogą okazać się istotne, lecz nie usłyszała nic, co doprowadziłoby ich do drzwi Pella. Walker nie natrafił w swoich badaniach na żadną wzmiankę o szczycie góry ani o planach „trafienia czegoś grubszego”.
Opowiedział jej o nieudanej próbie przekonania ciotki Theresy Croyton. Kobieta nie pozwoliła spotkać się z dziewczyną ani jemu, ani policji.
– Zaczęła mi grozić – dodał przygnębiony. Dance była pewna, że w jego oczach nie błyszczą w tym momencie radosne iskierki.
– Gdzie jesteś?
Milczał.
– Nie chcesz mi powiedzieć, prawda? – odpowiedziała za niego Dance.
– Obawiam się, że nie mogę.
Zerknęła na wyświetlacz, ale Walker dzwonił z komórki, nie z hotelu ani automatu na ulicy.
– Nie zmieni zdania?
– Wątpię. Powinnaś ją zobaczyć. Zostawiła wózek z zakupami za stówę i po prostu uciekła.
Dance czuła zawód. Daniel Pell stanowił zagadkę, której rozwiązanie stało się jej obsesją. W zeszłym roku, gdy w Nowym Jorku pomagała w śledztwie Lincolnowi Rhyme’owi, zwróciła uwagę na obsesyjną dociekliwość, z jaką traktował każdy detal dowodów fizycznych; Dance była taka sama – choć przedmiotem jej zainteresowania była ludzka strona zbrodni.
Istnieje rodzaj przymusu wewnętrznego, aby dwa razy sprawdzać każdy szczegół wersji wydarzeń przedstawianej przez przesłuchiwanego, ale istnieje i taki, by nie stawiać stóp na łączeniach płyt chodnikowych w drodze do domu. Należy wiedzieć, który jest ważny, a który nie.
Dance uznała, że trzeba dać sobie spokój z wątkiem Śpiącej Laleczki.
– Dziękuję za pomoc.
– Próbowałem. Naprawdę.
Zakończywszy rozmowę z Walkerem, Dance jeszcze raz zatelefonowała do Reya Carranea. Agent nie odnalazł motelu, nie było też zgłoszenia o kradzieży łodzi z miejscowych przystani.
Kiedy odłożyła słuchawkę, zadzwonił TJ. Miał informacje z wydziału komunikacji. Samochód, z którego korzystał Pell w dniu morderstwa Croytonów, od lat nie był rejestrowany, co oznaczało, że prawdopodobnie został sprzedany na złom. Jeżeli nawet ukradł coś cennego z domu Croytonów, łup najprawdopodobniej zaginął albo poszedł w niepamięć. TJ sprawdził także spis rzeczy znalezionych w skonfiskowanym samochodzie. Lista była krótka i nic nie wskazywało, aby którykolwiek z przedmiotów pochodził z domu biznesmena.
Dance przekazała mu wiadomość o Juanie Millarze, a młody agent przyjął ją głuchym milczeniem. Był to znak, że jest naprawdę wstrząśnięty.
Kilka minut później znów zadzwonił telefon. Był to Michael O’Neil ze swoim stałym „Serwus, to ja”. W jego głosie dało się słyszeć zmęczenie i smutek. Śmierć Millara była dla niego ciężkim ciosem.
– Jeżeli cokolwiek było na molo tam, gdzie znaleźliśmy Susan Pemberton, to zniknęło. Właśnie rozmawiałem z Reyem. Mówi, że na razie nie było żadnego zgłoszenia o kradzieży łódki. Może nie trafiłem. Twój kumpel znalazł coś bliżej drogi?
Zauważywszy znaczący ton przy słowie „kumpel”, odparła:
– Nie dzwonił do mnie. Przypuszczam, że nie natknął się na notes Pella z adresami ani klucz do pokoju hotelowego.
– Nic nie wiadomo o pochodzeniu taśmy izolacyjnej, a gaz pieprzowy można kupić w dziesięciu tysiącach sklepów i w sprzedaży wysyłkowej.
Powiedziała mu, że nie powiodła się podjęta przez Walkera próba skontaktowania się z Theresą.
– Nie chce współpracować?
– Jej ciotka nie chce. A ją najpierw trzeba obłaskawić. Zresztą nie wiem, czy dowiedzielibyśmy się czegoś ważnego.
– Podobał mi się ten pomysł – rzekł O’Neil. – Dziewczyna jest jedynym ogniwem łączącym nas z tym, co Pell wtedy zrobił.
– Bez niej będziemy się musieli bardziej postarać – powiedziała Dance. – A co u ciebie?
– W porządku.
Stoicki spokój…
Kilka minut po ich rozmowie zjawił się Winston Kellogg.
– Udało się coś znaleźć przy tej drodze? – zapytała go Dance.
– Nie. Przeczesywaliśmy to miejsce przez godzinę. Żadnych śladów opon, żadnych zgubionych dowodów. Może Michael miał rację. Pell chyba faktycznie uciekł łodzią z mola.
Dance zaśmiała się w duchu. Każdy z walczących ze sobą samców właśnie stwierdził, że rację mógł mieć przeciwnik – choć zapewne żaden nie przyznałby się do tego przed drugim.
Przekazała mu najświeższe wiadomości o dokumentach z biura Susan Pemberton i niepowodzeniu Walkera w uzyskaniu zgody na rozmowę z Theresą Croyton. Dodała, że TJ szuka klienta, z którym spotkała się Susan, zanim Pell ją zabił – jeżeli tym klientem nie był morderca.
Dance zerknęła na zegarek. Mam ważne spotkanie. Chcesz iść ze mną?
– Chodzi o Pella?
– Nie. Chodzi o to, żeby coś przekąsić.
Gdy szli korytarzami biura CBI, Dance spytała Kellogga, gdzie mieszka.
– W Dystrykcie – to znaczy w Waszyngtonie, jak wszyscy mówią. Al bo „wewnątrz obwodnicy”, jeżeli oglądasz tych mądrali z telewizji w nie dzielę rano. Wychowałem się na północnym zachodzie – w Seattle – ale chętnie przeprowadziłem się na wschód. Nie przepadam za deszczem.
Rozmowa zeszła na tematy osobiste i Kellogg niepytany poinformował ją, że ze swoją byłą żoną nie ma dzieci, choć sam pochodzi z dużej rodziny. Jego rodzice żyli i mieszkali na Wschodnim Wybrzeżu.
– Mam czterech braci. Byłem najmłodszy. Chyba rodzicom skończyły się pomysły na imiona, więc przerzucili się na nazwy towarowe. Pewnie dlatego jestem Winston, jak papierosy. Co nie brzmi zbyt dobrze, kiedy człowiek nazywa się jak płatki kukurydziane. Gdyby moi rodzice mieli bardziej sadystyczne skłonności, na drugie imię dostałbym Oldsmobile.
Читать дальше