W pierwszej chwili przemknęła jej myśl: jak Daniel Pell dostał się do szpitala?
– Nie! – krzyknął O’Neil. A może Kellogg. Albo obaj. Dance zdołała utrzymać równowagę, podpierając się kolanem i strącając na podłogę zwoje żółtych rurek i plastikowe kubki.
Lekarz także skoczył w jej stronę, ale szybszy był Winston Kellogg, który założył rozwścieczonemu Julio Millarowi chwyt obezwładniający, łapiąc go za rękę i wykręcając mu nadgarstek. Wykonał ten manewr błyskawicznie i bez wysiłku.
Synu, nie! – zawołał ojciec, a matka rozszlochała się jeszcze gwałtowniej.
O’Neil pomógł Dance wstać. Wyszła z tego bez szwanku, choć, jak przypuszczała, nazajutrz rano będzie miała parę sińców.
Julio próbował się wyswobodzić, lecz Kellogg, wyraźnie silniejszy, niż mogłoby się wydawać, lekko szarpnął go za ramię.
– Spokojnie, bo sobie zrobisz krzywdę. Powiedziałem, spokojnie.
– Dziwko, cholerna dziwko! Zabiłaś go! Zabiłaś mi brata!
– Posłuchaj, Julio – rzekł O’Neil. – Twoi rodzice i tak są już bardzo zmartwieni. Chyba nie chcesz, żeby poczuli się jeszcze gorzej.
– Gorzej? A co może być gorszego? – Usiłował wymierzyć kopniaka Kelloggowi, który po prostu zrobił unik, unosząc wyżej jego unieruchomiony nadgarstek. Młody człowiek skrzywił się i jęknął z bólu.
– Rozluźnij się. Jeżeli się rozluźnisz, nie będzie bolało. – Agent spojrzał w zrozpaczone oczy jego rodziców. – Przepraszam państwa.
– Julio – rzekł jego ojciec. – Zaatakowałeś policjantkę. Wsadzą cię do więzienia.
– To ją powinni wsadzić do więzienia! Za morderstwo!
Starszy Millar krzyknął:
– Nie, przestań! Pomyśl o swojej matce. Natychmiast przestań!
O’Neil spokojnie wyciągnął kajdanki. Z wahaniem zerknął na Kellogga. Zastanawiali się, co począć. Julio powoli zaczynał się uspokajać.
– Dobrze już, dobrze. Niech mnie pan puści.
– Jeżeli nad sobą nie zapanujesz, będziemy cię musieli skuć – oznajmił mu O’Neil. – Rozumiesz?
– Tak, tak, rozumiem.
Kellogg zwolnił uchwyt i pomógł mu się podnieść. Oczy wszystkich skierowały się na Dance. Ona jednak nie miała zamiaru iść do sądu.
– W porządku. Nic się nie stało.
Julio popatrzył jej w oczy.
– Och, stało się. Stało. – Wybiegł z korytarza.
– Tak mi przykro – wykrztusiła przez łzy Rosa Millar.
Dance uspokoiła ją.
– Syn mieszka z państwem?
– Nie, w mieszkaniu niedaleko naszego domu.
– Proszę go dziś zatrzymać na noc. Proszę mu powiedzieć, że potrzebują państwo jego pomocy. W przygotowaniu pogrzebu, w załatwieniu spraw Juana, wszystko jedno. Cierpi tak samo jak wszyscy. Po prostu nie wie, co z tym zrobić.
Matka podeszła do łóżka, na którym leżał jej syn. Powiedziała coś półgłosem. Edie Dance pochyliła się nad nią, szepcząc jej do ucha i dotykając ramienia. Poufały gest między kobietami, które jeszcze dwa dni temu były sobie zupełnie obce.
Po chwili Edie wróciła do córki.
– Chcesz, żeby dzieci przenocowały u nas?
Chwila wahania. Z jednej strony Dance bardzo pragnęła mieć przy sobie Wesa i Maggie. Z drugiej strony, patrząc na dowód okrucieństwa Pella, na nieruchomy kształt spoczywający pod zieloną płachtą – tak ohydnie zieloną – sama czuła się skażona złem. Nie chciała narażać dzieci, nawet pośrednio, na te okropności. Z jej twarzy na pewno od razu wyczytałyby, że coś ją dręczy. Pomyślała o swoich staraniach, by uchronić Wesa przed światem przemocy.
– Dzięki. Tak chyba będzie lepiej.
Dance pożegnała się z Millarami.
– Możemy coś dla państwa zrobić? Cokolwiek?
Ojciec odpowiedział nieco zakłopotanym tonem:
– Nie, nie. – Po chwili dodał: – Co tu jest jeszcze do zrobienia?
Miasteczko Vallejo Springs w Napa w stanie Kalifornia ma kilka powodów do dumy.
Jednym z nich jest muzeum wystawiające liczne prace Eadwearda Muybridge’a, dziewiętnastowiecznego fotografa, któremu przypisuje się wynalezienie ruchomych obrazów (znacznie ciekawszy od jego sztuki jest jednak fakt, że artysta zamordował kochanka swojej żony, przyznał się do tego przed sądem i uszło mu płazem).
Drugi tytuł do sławy stanowią miejscowe winnice, gdzie uprawia się wyjątkowo delikatny szczep winogron merlot – jednej z trzech najbardziej znanych odmian, z których produkuje się czerwone wino. Wbrew złej opinii rozpowszechnionej przez pewien film sprzed kilku lat [4], merlot nie jest kopciuszkiem wśród winogron. Wystarczy wspomnieć Chateau Petrus, wino z Pomerol w regionie Bordeaux, wyprodukowane niemal w całości z gron merlot i wciąż chyba najdroższe na świecie.
Morton Walker przekraczał granice miasta z powodu trzeciej atrakcji Vallejo Springs, choć znanej bardzo niewielu osobom.
Mieszkała tu z wujostwem Theresa Croyton, Śpiąca Laleczka.
Walker odrobił zadanie domowe. Po miesiącu mozolnego odgrzebywania ukrytych tropów odnalazł reportera z Sonoma i uzyskał od niego nazwisko adwokata, z którego usług korzystała kiedyś ciotka dziewczyny. Prawnik nie miał ochoty udzielać Walkerowi żadnych informacji, wyrażając jedynie opinię, że jego klientka okazała się osobą władczą, antypatyczną i skąpą. Domagała się od niego zwrotu pieniędzy za jakiś rachunek. Gdy adwokat przekonał się, że Walker naprawdę jest pisarzem, zdradził mu, w jakim mieście mieszka rodzina i jak brzmi jej obecne nazwisko, żądając w zamian gwarancji anonimowości.
„Poufne źródła” to nic innego jak synonim tchórzy.
Walker był już kilka razy w Vallejo Springs, gdzie spotkał się z ciotką Śpiącej Laleczki i próbował uzyskać od niej zgodę na rozmowę z dziewczyną (dowiedział się też, że wuj nie ma w tej sprawie nic do gadania). Kobieta była niechętna, lecz Walker wierzył, że w końcu wyrazi zgodę.
Wróciwszy do malowniczego miasta, zaparkował pod dużym domem, czekając na okazję, by porozmawiać z ciotką w cztery oczy. Oczywiście mógłby zadzwonić. Ale Walker uważał rozmowy telefoniczne – tak jak e-maile – za nieskuteczną formę komunikacji. Przez telefon z każdym rozmawiasz jak równy z równym. Masz nad rozmówcą znacznie mniej kontroli i siły przekonywania niż podczas osobistego kontaktu.
Poza tym zawsze może po prostu odłożyć słuchawkę.
Musiał być ostrożny. Zauważył policyjne radiowozy przejeżdżające przed domem w regularnych odstępach. Sam fakt niczego jeszcze nie oznaczał – Vallejo Springs było zamożnym miastem ze szczodrze finansowanymi siłami porządkowymi – lecz Walker zauważył, że samochody zwalniały, mijając dom Toma i Mary Bollingów, jak teraz nazywała się rodzina.
Zauważył także, że po ulicach krąży o wiele więcej radiowozów niż w zeszłym tygodniu, co mogło potwierdzać jego podejrzenia: Theresa była oczkiem w głowie miasta. Gliniarzy postawiono w stan pogotowia, aby nic złego się jej nie stało. Gdyby Walker przeciągnął strunę, odwieźliby go pod eskortą do granic miasta i cisnęli w kurz drogi jak niemile widzianego rewolwerowca z kiepskiego westernu.
Rozparł się w fotelu, wpatrując się w drzwi domu i myśląc o pierwszych linijkach swojej książki.
Carmel to miasteczko pełne sprzeczności, mekka turystów, perła w koronie Środkowego Wybrzeża, a jednak za nieskazitelną i uroczą fasadą kryje się tajemniczy świat bezwzględnych bogaczy z San Francisco, Doliny Krzemowej i Hollywood.
Hm. Popracuj nad tym jeszcze.
Walker zachichotał.
I wtedy ujrzał luksusowe auto terenowe, białego cadillaka escalade ruszającego z podjazdu przed domem Bollingów. Za kierownicą siedziała ciotka dziewczyny, Mary, a poza nią w samochodzie nie było nikogo. To dobrze. Gdyby była z nią Theresa, nie mógłby się zbliżyć.
Читать дальше