Phate zamknął oczy i oparł głowę o kolumnę.
Nolan wstała i z młotkiem w ręce podeszła do Gillette’a. Haker obrócił się na bok, usiłując odczołgać się dalej, lecz po serii wstrząsów elektrycznych wciąż nie panował nad ciałem i znów upadł na podłogę. Patricia nachyliła się nad nim. Gillette utkwił spojrzenie w młotku. Potem przyjrzał się jej uważniej i zauważył, że jej włosy u nasady mają trochę inny kolor i że Patricia Nolan nosi zielone soczewki kontaktowe. Pod grubym makijażem, który nadawał jej twarzy niezdrową ziemistość, można było dostrzec rysy szczupłej osoby. Co zapewne oznaczało, że podobnie jak Phate wypchała sobie ubranie, aby optycznie dodać sobie ze trzydzieści funtów i zamaskować niewątpliwie gibkie i muskularne ciało.
Potem zwrócił uwagę na jej ręce.
Palce… opuszki zdawały się połyskiwać matowo. Gillette zrozumiał: cały czas, gdy nakładała odżywkę do paznokci, smarowała nią także opuszki, aby nie pozostawiać odcisków palców.
Ona też stosowała wobec nas socjotechnikę. Od pierwszego dnia.
– Już od dawna go szukałaś, prawda? – szepnął Gillette. Nolan skinęła głową.
– Od roku. Odkąd dowiedzieliśmy się o Trapdoorze.
– „My” czyli kto?
Nie odpowiedziała, ale nie musiała. Gillette przypuszczał, że nie pracuje w Horizon On-Line – ani w ogóle w Horizon – ale w konsorcjum dostawców Internetu, które zatrudniło ją, żeby odnalazła kod źródłowy Trapdoora, najpotężniejszego programu dla podglądaczy, który dawał niczym nieograniczony dostęp do życia niczego niepodejrzewających użytkowników. Szefowie Nolan nie chcieli używać Trapdoora, ale napisać chroniące przed nim szczepionki, a potem zniszczyć albo poddać kwarantannie program, który stanowił ogromne zagrożenie dla wartego biliony dolarów przemysłu. Gillette wyobrażał sobie, jak szybko abonenci rezygnowaliby z usług swoich dostawców internetowych i nigdy więcej nie wchodzili już do Sieci, gdyby się dowiedzieli, że hakerzy mogą swobodnie szperać w ich komputerach i poznać każdy szczegół ich życia. Okraść ich. Obnażyć. A nawet zniszczyć.
Nolan wykorzystała Andy’ego Andersona, Bishopa i resztę CCU, tak samo jak prawdopodobnie wykorzystała policję w Portland i północnej Wirginii, gdzie Phate i Shawn dokonali wcześniejszych ataków.
Tak samo jak wykorzystała samego Gillette’a.
– Mówił ci coś o kodzie źródłowym? – spytała go. – Gdzie go jeszcze ukrył?
– Nie.
Phate nie miał żadnych powodów, aby ujawniać mu takie informacje i Patricia Nolan, przyjrzawszy się badawczo Gillette’owi, uznała, że może mu uwierzyć. Potem podniosła się wolno i popatrzyła na Phate’a w taki sposób, że Gillette’a zmroziło. Jak programista, który doskonale wie, jak program ma działać od początku do końca, bez żadnych odchyleń i błędów, w jednej chwili zrozumiał, co Nolan musi teraz zrobić.
– Nie – powiedział błagalnym tonem. – Muszę.
– Wcale nie. Przecież on już się nigdy nikomu nie pokaże. Resztę życia spędzi w więzieniu.
– Myślisz, że więzienie jest w stanie utrzymać kogoś takiego jak on offrine? Ty nie dałeś się upilnować.- Nie możesz tego zrobić!
– Trapdoor jest zbyt niebezpieczny – wyjaśniła. – A on ma kod w głowie. I pewnie kilkanaście równie niebezpiecznych innych programów.
– Nie – szepnął zrozpaczony Gillette. – Nigdy nie było takiego hakera jak on. I może nigdy nie będzie. Potrafi pisać kody, których większość nas nie umie sobie nawet wyobrazić.
Patricia podeszła do Phate’a. – Nie rób tego! – krzyknął Gillette.
Z torby na laptop wydobyła niewielkie skórzane pudełko, a z niego strzykawkę z igłą, którą napełniła przezroczystą cieczą z buteleczki. Bez wahania pochyliła się i wbiła igłę w szyję Phate’a. Nie bronił się i przez moment Gillette miał wrażenie, że doskonale wie, co się dzieje i z radością przyjmuje śmierć. Phate popatrzył na Gillette’a, potem skupił wzrok na drewnianej skrzynce apple’a stojącej na stoliku obok. Pierwsze komputery Apple’a były prawdziwie hakerskimi maszynami – kupowało się tylko bebechy, a obudowę trzeba było zrobić samemu. Ciągle patrząc na komputer, Phate zaczął coś mówić. Znów spojrzał na Gillette’a.
– Rze… – Jego głos przeszedł w szept.
Gillette pokręcił głową.
Phate zakaszlał i spróbował jeszcze raz drżącym głosem: – Rzetelnym bądź sam względem siebie… – Potem głowa opadła mu na pierś i przestał oddychać.
Gillette nie mógł opanować smutku i poczucia straty. Oczywiście Jon Patrick Holloway zasłużył na śmierć. Był zły i potrafił odebrać życie istocie ludzkiej z równą łatwością, z jaką wyjmował cyfrowe serce fikcyjnej postaci z gry MUD. Jednak była w nim jeszcze jedna osoba: ktoś, kto pisał kod elegancki jak symfonia; kiedy uderzał w klawisze, rozlegał się cichy śmiech hakerów i rozkwitała potęga nieokiełznanego umysłu, który – gdyby wiele lat temu skierowano go w trochę inną stronę – mógłby uczynić z Jona Hollowaya czarodzieja komputerowego znanego na całym świecie.
Był też kimś, z kim Gillette dokonał naprawdę totalnych giga-haków. Bez względu na to, dokąd skieruje cię życie, nigdy nie zerwiesz więzi, jaka tworzy się między współtowarzyszami wypraw do Błękitnej Pustki.
Patricia Nolan wstała i spojrzała na Gillette’a.
Już nie żyję, pomyślał.
Z westchnieniem nabrała do strzykawki jeszcze trochę przezroczystego płynu. Cóż, przynajmniej to morderstwo wywoła w niej wyrzuty sumienia.
– Nie – szepnął. Rozpaczliwie potrząsnął głową. – Nic nikomu nie powiem.
Próbował się od niej odsunąć, ale po porcji ładunków elektrycznych jeszcze nie odzyskał panowania nad mięśniami. Patricia przykucnęła obok niego, opuściła mu kołnierz i zaczęła masować szyję w poszukiwaniu tętnicy.
Gillette spojrzał w stronę sąsiedniego pomieszczenia, gdzie leżał wciąż nieprzytomny Bishop. Zrozumiał, że detektyw będzie następną ofiarą.
Nolan pochyliła się z wyciągniętą igłą.
– Nie – wyszeptał Gillette. Zamknął oczy, myśląc o Ellie. – Nie, nie rób tego!
Nagle jakiś mężczyzna zawołał: – Hej, wstrzymaj się z tym!
Nolan momentalnie upuściła strzykawkę, wyszarpnęła z torby pistolet i strzeliła do Tony’ego Motta, który stał w drzwiach.
– Jezu! – krzyknął młody glina, kuląc się. – Co ty wyrabiasz, do cholery? – Padł na podłogę.
Nolan ponownie uniosła broń, lecz zanim zdążyła strzelić, powietrzem wstrząsnęło kilka głośnych eksplozji i Patricia poleciała do tyłu. Mott strzelał do niej ze swojego szpanerskiego srebrnego automatu.
Żadna z kul nie trafiła do celu i po chwili Nolan z powrotem poderwała się na nogi, strzelając ze znacznie niniejszego pistoletu.
Mott ubrany w spodenki kolarskie, koszulkę Nike i z okularami słonecznymi Oakley dyndającymi na szyi, wczołgał się dalej w głąb magazynu. Znowu strzelił, spychając Nolan do defensywy. Ona odpowiedziała ogniem, ale również chybiła.
– Co się tu dzieje, do cholery? Co ona wyprawia?
– Zabiła Hollowaya. Ja miałem być następny.
Nolan strzeliła jeszcze raz, a potem ostrożnie ruszyła w stronę wyjścia z magazynu.
Mott złapał Gillette’a za nogawkę i odciągnął z linii ognia, po czym opróżnił cały magazynek. Mimo zamiłowania do akcji bojowych w prawdziwej strzelaninie glina wydawał się tracić głowę. Poza tym kiepsko strzelał. Kiedy przeładowywał, Nolan zniknęła za jakimiś kartonami.- Dostałeś? – Motcie trzęsły się ręce i brakowało mu tchu. – Nie, poczęstowała mnie jakimś paralizatorem czy coś. Nie mogę się ruszyć.
Читать дальше