– Nałóż kajdanki.Phate zerknął na zegar ścienny.
– Pamiętasz, co mówiłem o zemście, kiedy razem hakowaliśmy?
– „Zemsta hakera to zemsta cierpliwa”. Co z tego?
– Chcę ci to zostawić do przemyślenia. Aha, jeszcze jedno… Czytałeś kiedyś Marka Twaina?
Gillette zmarszczył brwi i nie odpowiedział.
– „Jankes na dworze króla Artura”. Nie? O człowieku z dziewiętnastego wieku, który przenosi się w czasie do średniowiecznej Anglii. Jest tam totalna gigascena, gdy bohater albo ktoś inny siedzi w jakimś ukropie, a rycerze chyba chcą go zabić.
– Jon, nałóż kajdanki. – Gillette wycelował w niego broń. – Ale wtedy… to naprawdę dobre. Ma przy sobie almanach, sprawdza w nim datę i widzi, że tego dnia było całkowite zaćmienie słońca. Mówi więc rycerzom, że jeśli go nie zostawią w spokoju, zmieni dzień w noc. Oczywiście, nie wierzą mu, a tu nagle robi się zaćmienie, wszyscy głupieją ze strachu i bohater jest ocalony. – Ico?
– Niepokoiłem się, że i ja mogę tu wpaść do wrzątku.
– Co masz na myśli?
Phate milczał, ale po kilku sekundach stało się jasne, co miał na myśli. Zegar pokazał dokładnie wpół do pierwszej, a wirus, który Phate najprawdopodobniej umieścił w komputerze elektrowni, odciął dopływ prądu do CCU.
Pomieszczenie pogrążyło się w nieprzeniknionej ciemności.
Gillette odskoczył, unosząc pistolet Backle’a i usiłując odnaleźć w mroku cel. Pięść Phate’a wylądowała z impetem na jego szyi, ogłuszając go. Potem morderca przycisnął Gillette’a do ściany boksu i powalił na podłogę.
Gillette usłyszał brzęk, gdy Phate porwał z biurka kluczyki i resztę rzeczy. Gillette sięgnął, próbując złapać jego portfel. Lecz Phate zdążył go zabrać i hakerowi udało się przytrzymać tylko odtwarzacz CD. Poczuł nowy przeszywający ból – klucz francuski rąbnął go w goleń. Gillette z trudem wygramolił się na kolana, uniósł broń Backle’a w kierunku, gdzie, jak sądził, stał Phate i pociągnął za spust.
Nic się jednak nie stało. Pewnie pistolet nie był odbezpieczony. Gillette zaczął przy nim manipulować, ale dostał kopniaka w szczękę. Broń wypadła mu z ręki, a on znów runął na podłogę.
Istnieją tylko dwa sposoby pozbycia się hakerów i phreakerów. Pierwszy to taki, żeby pozbyć się komputerów i telefonów… Drugi polega na tym, aby dać nam wszystko, czego chcemy, czyli pełny dostęp do WSZYSTKICH informacji. Dopóki nie zdarzy się jedno albo drugie, nic się nie zmieni.
haker znany jako Revelation, cytowany w przewodniku dla hakerów „The Ultimate Beginner’s Guide to Hacking and Phreaking”
Rozdział 00100011/trzydziestypiąty
Nic ci nie jest? – zapytała Patricia Nolan, patrząc na krew na twarzy, szyi i spodniach Gillette’a.
– Wszystko w porządku.
Ale nie uwierzyła mu i przystąpiła do odgrywania roli pielęgniarki. Zniknęła w kuchence i wróciła stamtąd ze zmoczonymi ręcznikami papierowymi i mydłem w płynie. Przemyła mu brew i policzek rozcięte w bójce z Phate’em. Gillette poczuł zapach odżywki do paznokci i zastanawiał się, kiedy Nolan znalazła czas na zadbanie o siebie między atakiem Phate’a na szpital a powrotem do CCU.
Zmusiła go, żeby podciągnął nogawki i oczyściła małe rozcięcie na nodze, trzymając go mocno za łydkę. Gdy skończyła, uśmiechnęła się przyjaźnie.
Daj sobie spokój, Patty, pomyślał znowu… Jestem przestępcą, wyrzucili mnie z pracy, kocham inną kobietę. Naprawdę nie zawracaj sobie głowy.
– Nie boli? – zapytała, dotykając rany wilgotnym ręcznikiem. Piekło, jakby w rozcięciu tkwiło kilkanaście pszczelich żądeł.
– Tylko trochę swędzi – odparł w nadziei, że Patricia przestanie mu wreszcie matkować.
Do biura wrócił biegiem Tony Mott, chowając do kabury swój masywny pistolet.
– Ani śladu.
Chwilę później weszli Bishop i Shelton. Wszyscy trzej wrócili z Centrum Medycznego Stanford-Packard i przez ostatnie pół godziny przetrząsali okolicę, szukając śladów Phate’a lub świadków, którzy widzieli jego przyjazd albo ucieczkę z CCU. Jednak miny detektywów zdradzały, że nie mieli więcej szczęścia niż Mott.
Bishop opadł znużony na krzesło.
– Powiedz, co się właściwie stało – rzekł do hakera.
Gillette streścił mu przebieg ataku Phate’a na biuro.
– Powiedział coś ważnego?
– Nie. Ani słowa. Niemal zabrałem mu portfel, ale w końcu zostało mi tylko to. – Pokazał odtwarzacz płyt. Technik z wydziału kryminalistycznego zdążył sprawdzić aparat, ale znalazł na nim tylko odciski palców Phate’a i Gillette’a.
Haker przekazał wszystkim wiadomość, że Trzy-X nie żyje.
– O nie – szepnął Frank Bishop przygnębiony wieścią o śmierci cywila, który podjął ryzyko, aby im pomóc. Bob Shelton westchnął ze złością.
Mott podszedł do tablicy i zapisał pseudonim „Trzy-X” obok nazwisk Lary Gibson i Willema Boethe’a.
Ale wtedy wstał Gillette – trochę chwiejnie przez zranioną nogę – i podszedł do tablicy. Starł napis.
– Co ty robisz? – zdziwił się Bishop.
Gillette wziął flamaster i zapisał „Peter Grodsky”.
– Tak się naprawdę nazywał – wyjaśnił. – Był programistą i mieszkał w Sunnyvale. – Spojrzał na zespół. – Po prostu myślę, że powinniśmy pamiętać, że był kimś więcej niż pseudonimem.
Bishop zadzwonił do Huerta Ramireza i Tima Morgana i polecił im znaleźć adres Grodsky’ego oraz zabezpieczyć miejsce zbrodni.
Gillette dostrzegł różową karteczkę, na której zapisał wiadomość dla Bishopa.
– Zanim wróciłeś ze szpitala, Frank, dzwoniła twoja żona – powiedział, odczytując wiadomość. – Coś na temat wyników badań, dobre wieści. Hm, nie jestem pewien, czy dobrze zrozumiałem – chyba powiedziała, że ma jakąś poważną infekcję. Nie wiem, dlaczego to mają być dobre wieści.
Jednak promienny uśmiech Bishopa – rzadko u niego widywany – przekonał go, że rzeczywiście dobrze zrozumiał wiadomość.
Cieszyła go radość detektywa, ale sam czuł zawód, że nie zadzwoniła do niego Elana. Zastanawiał się, gdzie teraz może być. Ciekawe, czy jest z nią Ed. Poczuł, że z bezsilnej zazdrości pocą mu się dłonie.
Z parkingu wrócił agent Backle. Pieczołowicie ułożone włosy były teraz zmierzwione, a krok agenta sztywny i niepewny. On także skorzystał z pomocy medycznej, lecz udzielili mu jej zawodowcy z pogotowia, którego karetka stała na parkingu. Podczas napaści w biurowej kuchence doznał lekkiego wstrząśnienia mózgu. Z jednej strony głowy miał biały opatrunek.
– Jak się pan czuje? – zapytał beztroskim tonem Gillette.
Agent nie odpowiedział. Dostrzegł swój pistolet leżący na biurku obok Gillette’a i szybko go złapał. Z przesadną uwagą sprawdził broń, po czym wsunął do kabury na pasku.
– Co się stało, do diabła? – zapytał.
– Phate włamał się, zaszedł pana od tyłu i zabrał panu broń – wyjaśnił Bishop.
– A ty mu ją odebrałeś? – zapytał z niedowierzaniem Gillette’a agent.
– Tak.
– To ty wiedziałeś, że jestem w kuchence – warknął Bishop. – On nie.
– Chyba jednak wiedział, prawda? – odparł Gillette. – Bo jak inaczej mógłby zajść pana od tyłu i odebrać broń?
– Wydaje mi się – powiedział wolno agent – że w jakiś sposób domyśliłeś się, że tu się zjawi. Chciałeś mieć broń, więc skorzystałeś z mojej.
Читать дальше