Gillette – który miał za sobą doświadczenia phreakera – wiedział, co oznaczają te skróty, więc wyjaśnił pozostałym członkom zespołu: każdy telefon komórkowy ma ESN (elektroniczny numer seryjny, który jest tajny) i MIN (numer identyfikacyjny – kod kierunkowy i siedmiocyfrowy numer samego telefonu).
Hobbes tłumaczył, że gdyby znał te numery i znalazł się w odległości mniej więcej jednej mili od działającego telefonu, mógłby dzięki sprzętowi radionamierzającemu określić pozycję użytkownika z dokładnością do kilku stóp. Czyli, według słów Hobbesa, „zajść go od tyłka”.
– Jak ustalimy numeru telefonu? – zapytał Bishop.
– Ha, z tym będzie ciężko. Zwykle znamy numery, bo klient zgłasza kradzież telefonu. Ale ten gość chyba nie jest kieszonkowcem. Jakoś jednak musicie zdobyć numery. Inaczej nie damy rady wam pomóc.
– Jak szybko możecie go znaleźć, jeśli będziemy mieli numery?
– My? Migiem. Zwłaszcza jeżeli będę mógł jeździć samochodem z migającymi światłami na dachu – zażartował. Wręczył im wizytówkę. Hobbes miał dwa służbowe numery, numer faksu, pager i dwa telefony komórkowe. Wyszczerzył zęby w uśmiechu. – Mojej dziewczynie podoba się, że zawsze można się ze mną skontaktować. Mówię jej, że to z miłości do niej, ale tak naprawdę to firma chce, żebym był zawsze osiągalny, bo co chwila coś się dzieje. Możecie mi wierzyć, kradzież impulsów w łączności komórkowej to będzie poważna zbrodnia nowego wieku.
– Albo jedna z poważniejszych – mruknęła Linda Sanchez, spoglądając przelotnie na zdjęcie Andy’ego Andersona i jego rodziny stojące na biurku.
Hobbes wyszedł, a zespół wrócił do badania dokumentów, które udało się wydrukować, zanim Phate zaszyfrował dane.
Milles oznajmił, że zaimprowizowana sieć CCU już działa. Gillette sprawdził ją, a potem pilnował instalacji kopii zapasowych z taśm – chciał się upewnić, czy maszyna nadal nie będzie miała połączenia z ISLEnetem. Gdy tylko skończył ostatni test diagnostyczny, komputer zaczął wydawać sygnał dźwiękowy.Gillette spojrzał na ekran, ciekaw, czy jego bot znalazł coś nowego. Jednak sygnał oznaczał nadejście e-mailu. OdTrzy-X. Czytając wiadomość na głos, Gillette powiedział: – Mamy coś dobrego na temat naszego przyjaciela.
– Myślałem, że Trzy-X boi się i będzie korzystał tylko z telefonu – rzekł Bishop.
– Nie wymienił imienia Phate’a, a sam plik jest zaszyfrowany. – Gillette dostrzegł, że agent z Departamentu Obrony poruszył się niespokojnie. – Przykro mi pana rozczarować, agencie Backle, ale to nie Standard 12, tylko komercyjny program szyfrowania kluczem publicznym. – Zmarszczył brwi. – Ale nie przysłał nam klucza. Ktoś dostał wiadomość od Trzy-X?
Haker z nikim się nie kontaktował.
– Masz jego numer? – zapytał Bishopa Gillette.
Detektyw poinformował go, że gdy Trzy-X do niego dzwonił, podając adres Phate’a, wyświetlacz telefonu wskazywał, że haker dzwoni z automatu.
Mimo to Gillette obejrzał program szyfrujący. Zaśmiał się i rzekł:
– Założę się, że potrafię to złamać bez klucza. – Wsunął do napędu dyskietkę ze swoimi narzędziami i uruchomił program deszyfrujący, który napisał kilka lat temu.
Linda Sanchez, Tony Mott i Shelton przeglądali strony ze zrzutem ekranu, które Gillette zdążył wydrukować z katalogu „Następne projekty” w maszynie Phate’a.
Mott przykleił kartki na tablicy i zespół stanął przed nią, przyglądając się wydrukom.
– Tu jest dużo informacji o zarządzaniu budynkami i usługami – zauważył Bishop. – Dozór, parkowanie, ochrona, wyżywienie, personel, płace. Zdaje się, że wziął sobie na cel jakieś duży obiekt.
– Patrzcie na ostatnią stronę – odezwał się Mott. – Usługi medyczne.
– Szpital – powiedział Bishop. – Zamierza zaatakować szpital.
– To ma sens – dodał Shelton. – Ochrona, sporo ofiar do wyboru. Patricia Nolan skinęła głową.
– Rzeczywiście, pasuje do jego sylwetki psychologicznej: podejmowanie wyzwań i gra. Mógłby tam udawać kogokolwiek – lekarza, pielęgniarza, stróża. Jest jakaś wskazówka, który szpital mógł wybrać?
Nikt nie znalazł jednak żadnego śladu takich informacji.
Bishop wskazał fragment druku na jednym z arkuszy.
Numery wniosków CSGEI – Jednostka 44 [18]
– To mi wygląda znajomo.
Pod nagłówkiem ciągnęła się długa lista liczb – prawdopodobnie numerów ubezpieczeń.
– CSGEI – powiedział w zadumie Shelton, usiłując przypomnieć sobie, skąd zna skrót. – Tak, gdzieś słyszałem.
Nagle odezwała się Linda Sanchez:
– No jasne, już wiem: to nasz ubezpieczyciel, Towarzystwo Ubezpieczeniowe Pracowników Administracji Stanu Kalifornia. A dalej pewnie numery ubezpieczeń pacjentów.
Bishop podniósł słuchawkę i zadzwonił do biura CSGEI w Sacramento. Opowiedział specjaliście od odszkodowań o ich odkryciu i spytał, co oznacza znaleziona informacja. Wysłuchał wyjaśnień i uniósł głowę.
– To są ostatnie wnioski za usługi medyczne świadczone pracownikom stanowym. A co to jest „Jednostka 44”? – powiedział do słuchawki.
Po chwili zmarszczył brwi i spojrzał na zespół.
– Jednostka 44 to policja stanowa – biuro w San José. Czyli my. To poufna informacja… jak Phate ją zdobył?
– Jezu – powiedział cicho Gillette. – Spytaj, czy kartoteki tej jednostki są w ISLEnecie.
Bishop przekazał pytanie, a po chwili rzekł:
– Jasne, że są.
– Niech to szlag – syknął Gillette. – Kiedy Phate włamał się do ISLEnetu, wcale nie był tam tylko czterdzieści sekund – cholera, zmienił logi, żebyśmy tak myśleli. Pewnie ściągnął gigabajty danych. Powinniśmy…
– O nie – szepnął nabrzmiały przerażeniem męski głos.
Cały zespół zobaczył, jak Frank Bishop, łapiąc otwartymi ustami powietrze, pokazuje na listę numerów przyklejoną na tablicy.
– Co się dzieje, Frank? – spytał Gillette.
– On zaatakuje Centrum Medyczne Stanford-Packard – wyszeptał detektyw.
– Skąd wiesz?
– Widzicie ten numer ubezpieczenia, drugi wiersz od dołu? To numer mojej żony. Jennie jest teraz w szpitalu.
Do sali, w której leżała Jennie Bishop, wszedł jakiś mężczyzna.
Oderwała wzrok od telewizora, w którym nieuważnie oglądała melodramatyczne zbliżenia twarzy i fryzur bohaterek serialu. Spodziewała się zobaczyć w drzwiach doktora Willistona, ale zjawił się ktoś inny – mężczyzna w granatowym uniformie. Był młody i nosił gęsty czarny wąsik, który nie bardzo pasował do rudo-blond czupryny. Prawdopodobnie zarost miał dodawać powagi jego młodzieńczym rysom.
– Pani Bishop? – Mówił z lekkim południowym akcentem, rzadko słyszanym w tej części Kalifornii.
– Owszem.
– Nazywam się Hellman. Pracuję w ochronie szpitala. Dzwonił pani mąż i prosił, żebym został w pani pokoju. – Dlaczego?
– Nie mówił. Powiedział tylko, żebyśmy pilnowali, aby nikt nie wchodził do sali poza nim, policją i pani lekarzem.
– Dlaczego? – Nie powiedział.
– Czy wszystko w porządku z moim synem? Z Brandonem?
– Nie słyszałem, żeby coś było z nim nie w porządku. – Dlaczego Frank nie zadzwonił bezpośrednio do mnie? Hellman bawił się zawieszonym na pasie pojemnikiem z gazem.
– Pół godziny temu zepsuły się telefony w całym szpitalu. Właśnie je naprawiają. Pani mąż połączył się z nami przez radio, przez które rozmawiamy z karetkami.
Jennie miała w torebce telefon komórkowy, ale zobaczyła na ścianie ostrzeżenie, aby nie używać komórek w szpitalu – ponieważ czasem sygnał zakłócał pracę rozruszników serca i innych urządzeń.
Читать дальше