– Witam pana, Fiihrerze.
Hitler podszedł bliżej, uśmiechając się do chłopca.
– To jest Rudi, dziecko mojego syna.
Cień współczucia na twarzy Fiihrera powiedział Ernstowi, że wódz pomyślał o śmierci Marka w wypadku podczas morskich manewrów. Pułkownik był przez chwilę zaskoczony, że Hitler o tym pamięta, ale przecież jego umysł był równie rozległy jak stadion, działał przerażająco szybko i zachowywał wszystko, co chciał zachować.
– Przywitaj się z naszym Fuhrerem, Rudi. Zasalutuj tak, jak cię uczyłem.
Chłopiec z zapałem wyprężył rękę w narodowosocjalistycznym pozdrowieniu, a Hitler zaśmiał się i zmierzwił mu włosy. Fiihrer podszedł do okna i zaczął pokazywać różne elementy stadionu, opowiadając o nich z entuzjazmem. Rozmawiał z chłopcem o szkole, wypytując, jakie przedmioty lubi najbardziej i jaki sport najbardziej mu się podoba.
Z korytarza dobiegły nowe głosy. Dwaj rywale, Goebbels i Góring, przyjechali razem. Ale to musiała być podróż, pomyślał Ernst, uśmiechając się w duchu.
Po swojej porannej klęsce w kancelarii Góring był przygaszony. Ernst dostrzegał to wyraźnie, mimo uśmiechu ministra. Dwaj najpotężniejsi ludzie w Niemczech tak bardzo się od siebie różnili… Wybuchy wściekłości Hitlera, choć gwałtowne, rzadko dotyczyły spraw osobistych: kiedy nie było jego ulubionego kakao albo kiedy uderzył się golenią o stół, po prostu wzruszał ramionami. Ale gdy jakieś niepowodzenia spotykały kraj, o tak, jego gniewu mogliby się przelęknąć najbliżsi przyjaciele. Kiedy jednak problem znikał, Fiihrer przechodził do innych spraw. Natomiast Góring przypominał zachłanne dziecko. Jeżeli cokolwiek szło nie po jego myśli, złościł się i rozpamiętywał nieszczęście, dopóki nie zaspokoił pragnienia zemsty.
Hitler tłumaczył chłopcu, jakie konkurencje będą rozgrywane w poszczególnych częściach stadionu. Ernst z rozbawieniem zauważył, że Góring maskuje szerokim uśmiechem złość, iż Fiihrer poświęca tyle uwagi wnukowi jego rywala.
W ciągu następnych dziesięciu minut zaczęli się zjawiać inni notable: minister obrony von Blomberg z Hjalmarem Schachtem, prezesem Banku Rzeszy, z którym Ernst opracował skomplikowany system finansowania programu zbrojeniowego za pomocą niewykrywalnych środków zwanych „wekslami Mefo”. Pozostałe imiona Schachta brzmiały Horace Greeley, po amerykańskich przodkach, i Ernst żartował z błyskotliwym ekonomistą, że jest potomkiem kowbojów. Przybyli także Himmler, Rudolf Hess o płaskiej twarzy i Reinhard Heydrich o oczach węża, który przywitał Ernsta z roztargnieniem, ale tak witał się z każdym.
Fotograf pieczołowicie ustawiał leicę i pozostały sprzęt, aby jak najlepiej ująć portretowane osoby i stadion w tle, unikając odbłysku światła w szybach. Ernst zainteresował się kiedyś fotografią. Sam miał kilka aparatów Leica i zamierzał kupić Rudiemu kodaka, które sprowadzano z Ameryki i łatwiej się obsługiwało niż precyzyjne niemieckie aparaty. Pułkownik utrwalił na zdjęciach niektóre z rodzinnych wycieczek. Szczególnie dobrze udokumentowane były wyjazdy do Paryża i Budapesztu, a także wyprawa do Schwarzwaldu i rejs po Dunaju.
– Dobrze – zawołał fotograf. – Możemy zaczynać.
Hitler koniecznie chciał mieć zdjęcie z Rudim. Posadził sobie chłopca na kolanach, śmiejąc się i gawędząc z nim jak dobry wujaszek. Dopiero potem rozpoczęła się właściwa sesja.
Ernst cieszył się, że Rudi dobrze się bawi, ale zaczynał odczuwać zniecierpliwienie. Uważał reklamę za absurd. Co więcej, był to poważny błąd taktyczny – podobnie zresztą jak pomysł zorganizowania igrzysk olimpijskich w Niemczech. Należało utrzymać w tajemnicy wiele spraw związanych z remilitaryzacją. Jak zagraniczny gość miał nie zauważyć, że odwiedza kraj, który zbroi się w błyskawicznym tempie i z każdym dniem rośnie w siłę?
Błyskały flesze i osobistości Trzeciej Rzeszy spoglądały w obiektyw, przybierając wesoły, zamyślony lub groźny wyraz twarzy. W przerwach między pozowaniem Ernst rozmawiał z Rudim albo stał na uboczu, układając w myślach list do Fiihrera na temat Badań Waltham i zastanawiając się, co ujawnić, a co zataić.
Czasem nie można informować o wszystkim…
W drzwiach stanął funkcjonariusz SS. Dostrzegłszy Ernsta, zawołał:
– Panie ministrze!
Odwróciło się wiele głów.
– Panie ministrze Ernst.
Pułkownika rozbawiła wyraźna irytacja Góringa; Ernst formalnie nie był sekretarzem stanu.
– Słucham?
– Jest do pana telefon z sekretariatu Gustava Kruppa von Bohlena. Z jakąś niezwykle pilną informacją. Bardzo ważną. W sprawie ostatniego spotkania panów.
Która z omawianych spraw mogła być aż tak pilna? Pierwsza dotyczyła uzbrojenia okrętów. Nie wydawała się mieć aż tak wielkiego znaczenia. Ale teraz, gdy Anglia zaakceptowała nowe limity niemieckiej marynarki, może Krupp miał trudności z realizacją takiego kontyngentu. Ale po chwili zdał sobie sprawę, że przecież baron nie został jeszcze poinformowany o sukcesie w negocjacjach traktatowych. Krupp, wybitny kapitalista i technik, był niestety tchórzem, który unikał partii jak ognia, a gdy Hitler doszedł do władzy, stał się fanatycznym neofitą narodowego socjalizmu. Ernst przypuszczał, że w najgorszym razie chodzi o jakiś drobny kłopot. Ale Krupp wraz synem byli tak ważnym elementem programu zbrojeń, że nie można ich było lekceważyć.
– Może pan rozmawiać z jednego z tych aparatów. Zaraz przełączę.
– Przepraszam na chwilę, Fiihrerze.
Hitler skinął głową i wrócił do rozmowy z fotografem o kącie obrazu.
Po chwili zabrzęczał jeden z ustawionych pod ścianą telefonów. Ernst podniósł słuchawkę aparatu, w którym zapaliła się lampka.
– Tak? Tu pułkownik Ernst.
– Witam, pułkowniku. Mówi Stroud, asystent barona von Bohlena. Przepraszam, że pana niepokoję. Baron wysyła panu pewne dokumenty do przejrzenia. Są u kierowcy, który przyjechał właśnie na stadion.
– Co to za dokumenty? Chwila ciszy.
– Baron polecił mi, żebym nie mówił o szczegółach przez telefon.
– Tak, tak, dobrze. Gdzie jest ten kierowca?
– Na podjeździe z południowej strony stadionu. Tam go pan znajdzie. Lepiej zachować dyskrecję. Proszę wyjść do niego osobiście, panie pułkowniku. Tak polecono mi przekazać.
– Tak, oczywiście.
– Heil Hitler.
– Heil.
Ernst odłożył słuchawkę. Góring obserwował go jak otyły sokół.
– Kłopoty, ministrze?
Pułkownik zignorował fałszywe współczucie i ironię, jaka zabrzmiała w użytym przez Góringa tytule. Zamiast skłamać, przyznał:
– Krupp ma jakiś kłopot. Właśnie przysłał mi wiadomość.
Jako producent uzbrojenia, artylerii i amunicji, Krupp częściej kontaktował się z Ernstem i dowódcami marynarki niż z Góringiem, którego domeną było lotnictwo.
– Ach. – Zwalisty mężczyzna odwrócił się do lustra, które przyniósł fotograf, i palcem poprawił makijaż.
Ernst ruszył do drzwi.
– Opa, mogę iść z tobą?
– Oczywiście, Rudi. Chodź.
Chłopiec pobiegł za dziadkiem. Wyszli do zewnętrznego korytarza łączącego wszystkie pomieszczenia prasowe. Ernst objął wnuka ramieniem. Odnalazł właściwą drogę i obaj skierowali się do drzwi wiodących na schody. Pułkownik z początku bagatelizował całą sprawę, lecz zaczynał się niepokoić. Stal produkowaną przez Kruppa uważano za najlepszą na świecie: ze słynnej Enduro KA-2 wykonano iglicę imponującego budynku Chryslera w Nowym Jorku. Oznaczało to jednak też, że autorzy planów zbrojeniowych obcych armii bardzo uważnie przyglądają się zakładom Kruppa. Ciekawe, czy Brytyjczycy albo Francuzi wiedzieli, jaką część jego stali zamiast do produkcji torów kolejowych, pralek czy samochodów przeznacza się na uzbrojenie.
Читать дальше