– Ale…
Palce Kurta wpiły się w twarz brata.
– Zrobisz, co mówię!…trzynaście, czternaście…
Kroki waliły jak dzwon olimpijski, a każdy przenikał duszę Kurta Fischera dreszczem przerażenia…siedemnaście, osiemnaście…
Przy dwudziestu sześciu ich rytm zacznie zwalniać. Przy dwudziestu ośmiu ustanie. I wtedy popłynie krew.
– Boli! – Ale nawet silny Hans nie potrafił się wyrwać z żelaznego uścisku brata.
– Jeżeli wybiją ci zęby, nie piśniesz ani słowa. Jeżeli połamią ci palce, możesz krzyczeć i płakać, ale nie piśniesz ani słowa. Przeżyjemy. Rozumiesz? Żeby przeżyć, nie możemy stawiać oporu.
Dwadzieścia dwa, dwadzieścia trzy, dwadzieścia cztery… Na posadzkę przed kratami padł cień.
– Rozumiesz?
– Tak – szepnął Hans.
Kurt otoczył brata ramieniem i spojrzeli na drzwi. Przed celą zatrzymali się dwaj ludzie.
Ale nie byli to strażnicy. Jeden był szczupły, szpakowaty i miał na sobie garnitur. Drugi, tęższy i łysiejący, był ubrany w brązową tweedową marynarkę i kamizelkę. Obaj zmierzyli braci badawczym spojrzeniem.
– To wy jesteście Fischerowie? – zapytał szpakowaty. Hans zerknął na Kurta, który skinął głową.
Mężczyzna wyciągnął z kieszeni kartkę papieru i przeczytał:
– Kurt. – Uniósł wzrok. – Ty musisz być Kurt. A ty Hans. – Tak.
O co tu chodziło? Mężczyzna odwrócił głowę.
– Otworzyć celę.
Znów rozległy się kroki. Zjawił się strażnik, otworzył kratę i odsunął się, kładąc dłoń na wiszącej u pasa pałce.
Obaj mężczyźni weszli do środka. Szpakowaty mężczyzna rzekł:
– Jestem pułkownik Reinhard Ernst.
Kurt znał to nazwisko. Pułkownik zajmował jakieś stanowisko w rządzie Hitlera, ale chłopak nie bardzo wiedział, jakie. Drugi mężczyzna przedstawił się jako profesor Keitel z jakiejś szkoły wojskowej pod Berlinem.
– W protokole aresztowania napisano „przestępstwa przeciw państwu” – rzekł pułkownik. – Ale zawsze tak piszą. Na czym dokładnie polega wasze przestępstwo?
Kurt wyjaśnił, że próbowali nielegalnie wyjechać z kraju do rodziców.
Ernst przechylił głowę, uważnie przyglądając się chłopcom.
– Pacyfizm – mruknął i odwrócił się do Keitla, który spytał:
– Prowadziliście działalność antypartyjną?
– Nie, panie profesorze.
– Należycie do Edelweisspiraten?
Były to nieformalne kluby antynarodowosocjalistyczne, uważane przez niektórych za bandy skupiające młodych ludzi, powstałe w odpowiedzi na bezmyślny rygor Hitlerjugend. Ich członkowie spotykali się potajemnie i dyskutowali o polityce i sztuce – a także próbowali pewnych przyjemności, które partia potępiała, przynajmniej publicznie: alkoholu, tytoniu i seksu. Bracia znali kilka takich osób, ale sami nie należeli do Edelweisspiraten. Kurt powiedział o tym mężczyznom.
– Może się wydawać, że to drobne wykroczenie, ale… – Ernst pokazał im jakąś kartkę. – Zostaliście skazani na trzy lata w obozie Oranienburg.
Hans wlepił w niego zdumione spojrzenie. Kurt także osłupiał, myśląc o biednym Grossmanie, którego zmuszono do posłuszeństwa bezlitosnym biciem. Wiedział, że ludzie szli do Oranienburga lub Dachau odsiedzieć krótki wyrok, a potem słuch o nich ginął.
– Przecież nie było procesu! – wyjąkał. – Aresztowano nas godzinę temu! Dziś jest niedziela. Jak mogliśmy zostać skazani?Pułkownik wzruszył ramionami.
– Jak widzicie, proces jednak się odbył. – Ernst podał mu dokument zawierający listę nazwisk kilkudziesięciu więźniów, wśród nich Kurta i Hansa. Obok każdego zapisano wysokość wyroku. Nagłówek brzmiał „Sąd ludowy”. Był to niesławny trybunał, w którego skład wchodzili dwaj prawdziwi sędziowie i pięć osób z partii, SS lub gestapo. Od jego wyroku nie było żadnej apelacji.
Kurt patrzył tępo w papier.
– Obaj jesteście raczej zdrowi? – odezwał się profesor. Bracia spojrzeli po sobie, po czym przytaknęli.
– Domieszka krwi żydowskiej?
– Nie.
– Byliście w Służbie Pracy?
– Mój brat był – powiedział Kurt. – Ja przekroczyłem limit wieku.
– A jeżeli chodzi o bieżącą sprawę – rzekł profesor Keitel – przyszliśmy złożyć wam pewną propozycję. – Wydawał się zniecierpliwiony.
– Propozycję?
Zniżywszy głos, Ernst wyjaśnił:
– Niektóre osoby w naszym rządzie uważają, że pewne jednostki nie powinny służyć w wojsku. Może dlatego, że są szczególnej rasy czy narodowości, może dlatego, że są intelektualistami albo kwestionują decyzje rządu. Ja jednak jestem przekonany, że wielkość narodu zależy od wielkości armii, a armia osiągnie wielkość tylko wówczas, gdy będzie reprezentatywna dla ogółu obywateli. Profesor Keitel i ja prowadzimy badania, które naszym zdaniem pomogą zmienić poglądy rządu na niemieckie siły zbrojne. – Obejrzał się i rzekł do funkcjonariusza SA: – Może pan odejść.
– Ale, panie pułkowniku…
– Może pan odejść – powtórzył Ernst spokojnym głosem, który jednak zadźwięczał mocno niczym stal od Kruppa.
Strażnik zerknął jeszcze raz na Kurta i Hansa, po czym wycofał się w głąb korytarza.
– Badania mogą się też ostatecznie przyczynić do ustalenia ogólnej oceny obywateli przez rząd. W tym celu szukamy ludzi znajdujących się w waszej sytuacji.
– Potrzebujemy zdrowych młodych mężczyzn – dodał profesor – którzy w innych okolicznościach zostaliby wyłączeni ze służby wojskowej z powodów politycznych czy innych.
– Co mielibyśmy robić? Ernst zaśmiał się krótko.
– Oczywiście zostalibyście żołnierzami. Przez rok służylibyście czynnie w wojsku lądowym, marynarce albo lotnictwie.
Spojrzał na profesora, który ciągnął:
– Odbędziecie normalną służbę jak wszyscy żołnierze. Jedyna różnica będzie polegać na tym, że będziemy obserwować, jak wypełniacie obowiązki. Wasi dowódcy będą notować swoje spostrzeżenia, a następnie zbierzemy i przeanalizujemy wszystkie informacje.
– Jeżeli odsłużycie ten rok – dodał Ernst – wasza przeszłość kryminalna zostanie wymazana. – Wskazał na listę skazańców. – Jeżeli będziecie chcieli wyemigrować, otrzymacie pozwolenie. Ale będą was obowiązywać przepisy dewizowe. Będziecie mogli wywieźć ograniczoną kwotę i dostaniecie zakaz powrotu do kraju.
Kurt myślał o tym, co przed chwilą usłyszał od pułkownika. Może dlatego, że są szczególnej rasy czy narodowości… Czyżby Ernst przewidywał, że do armii niemieckiej będą kiedyś przyjmowani Żydzi i inni nie-Aryjczycy?
A jeżeli tak, co to mogło oznaczać dla kraju? O jakich zmianach oni mówili?
– Jesteście pacyfistami – mówił Ernst. – Pozostali ochotnicy, którzy zgodzili się nam pomóc, mieli znacznie łatwiejszy wybór. Czy względy moralne pozwalają pacyfiście wstąpić do organizacji militarnej? To trudna decyzja. Chcielibyśmy jednak, abyście wzięli udział w badaniach. Macie nordycki wygląd i postawę żołnierzy, cieszycie się doskonałym zdrowiem. Sądzę, że udział takich osób jak wy pomoże przekonać niektóre środowiska rządowe do zaakceptowania naszych teorii.
– Wracając do waszych poglądów – rzekł Keitel – powiem tak: jako profesor uczelni wojskowej i historyk wojskowości uważam je za naiwne. Ale weźmiemy pod uwagę wasze zapatrywania i dostosujemy do nich rodzaj służby. Trudno wyszkolić osobę z lękiem wysokości na dobrego pilota albo kazać komuś cierpiącemu na klaustrofobię pływać okrętem podwodnym. W wojsku jest wiele zadań, które można przydzielić pacyfistom. Na przykład służba medyczna.
Читать дальше