– Nie mamy czasu słuchać muzyki – dodał Morgan, przyglądając się, jak Webber przerzuca płyty.
– Ale chyba czas pozwala nam zagłuszyć naszą rozmowę? – odezwał się Paul.
– Otóż to – przytaknął Webber. – I w tym celu wybierzemy sobie… – Odczytał napis na okładce. – Zbiór naszych spokojnych niemieckich piosenek myśliwskich. – Włączył gramofon i położył igłę na rowku płyty. Pokój wypełniła skoczna, zgrzytliwa melodia. – Ta nosi tytuł „Łowca jeleni”. – Zaśmiał się. – Adekwatny do naszego zadania.
Gangsterzy Luciano i Lansky robili dokładnie to samo – zazwyczaj włączali radio, by zagłuszyć rozmowę na wypadek, gdyby chłopcy Deweya lub Hoovera zainstalowali w pomieszczeniu mikrofon.
– O czym mówiliśmy?
– Gdzie ma być ta sesja zdjęciowa? – zapytał Morgan.
– W notatce Ernsta była mowa o loży prasowej.
– To tu – pokazał im Webber.
Paul uważnie obejrzał szkic. Nie był zadowolony. Stadion był ogromny, a loża prasowa musiała mieć sześćdziesiąt metrów długości. Znajdowała się blisko korony z południowej strony budynku. Mógłby zająć stanowisko na trybunie od północnej strony, ale to by oznaczało konieczność oddania strzału przez całą szerokość stadionu.
– Za daleko. Lekki wietrzyk, dystorsja celownika… Nie. Nie mogę zagwarantować pewnego strzału. Poza tym mógłbym trafić kogoś innego.
– No i co z tego? – spytał apatycznie Webber. – Może zastrzelisz Hitlera. Albo Góringa… jest wielki jak sterowiec. Ślepy by trafił. – Ponownie spojrzał na plan stadionu. – Mógłbyś dopaść Ernsta, kiedy wysiądzie z samochodu. Co pan o tym sądzi, panie Morgan? – Dzięki temu, że Webber umożliwił Paulowi bezpieczne wejście do kancelarii i wyjście z niej, były gangster stał się osobą na tyle wiarygodną, że wyjawiono mu nazwisko Morgana.
– Ale nie wiemy, gdzie i kiedy dokładnie przyjedzie – zauważył Morgan. Mógł dotrzeć na miejsce jedną z kilkunastu różnych dróg. – Być może nie skorzystają z głównego wejścia. Tego nie potrafimy przewidzieć, a ty powinieneś czekać na niego, zanim się zjawi. Na stadionie zgromadzi się cały panteon narodowych socjalistów; można się spodziewać potężnej ochrony.
Paul dalej studiował mapę. Morgan miał rację. Na planie widać było podziemny podjazd, który biegł wokół całego stadionu – prawdopodobnie dla przywódców, aby bezpiecznie mogli się dostać na teren igrzysk. Możliwe, że Ernst w ogóle nie pokaże się na zewnątrz.
Zapadło milczenie. Nagle Paulowi zaświtała pewna myśl, o której zaraz opowiedział, pokazując zdjęcia: łączniki na tyłach stadionu były otwarte. Wychodząc z loży prasowej, można było pójść na zachód albo wschód jednym z tych korytarzy, potem schodami zejść na najniższy poziom, gdzie znajdował się parking, szeroki podjazd i chodniki prowadzące na stację kolejową. Trzydzieści metrów od stadionu, przy parkingu i podjeździe stało kilka niskich budynków oznaczonych na planie jako „Zaplecze magazynowe”.
– Gdyby Ernst wyszedł tym łącznikiem i zszedł po schodach, mógłbym strzelić z tego magazynu.
– Trafiłbyś? Paul skinął głową.
– Bez trudu.
– Ale przecież nie wiemy, czy Ernst przyjdzie i wyjdzie właśnie tędy.
– Może udałoby się go zmusić, żeby wyszedł. Wypłoszyć jak ptaka.
– Jak? – zapytał Morgan.
– Poprosimy go, żeby wyszedł – rzekł Paul.
– Poprosimy? – zdziwił się Morgan.
– Przekażemy mu wiadomość do loży prasowej, że jest pilnie potrzebny. Ze ktoś chce się z nim koniecznie zobaczyć w jakiejś ważnej sprawie. Wyjdzie korytarzem prosto pod lufę.
Webber zapalił kapuściane cygaro.
– Ale jaka pilna wiadomość mogłaby mu przerwać spotkanie z Fiihrerem, Góringiem i Goebbelsem?
– Zauważyłem, że praca jest jego obsesją. Powiemy mu, że jest jakiś kłopot z armią czy marynarką. Na pewno się tym zainteresuje. Może Krupp, ten producent broni, o którym mówił Max? Czy wiadomość od Kruppa może być pilna?
Morgan pokiwał głową.
– Tak, od Kruppa chyba tak. Ale jak przekażemy Ernstowi wiadomość, kiedy będzie na sesji fotograficznej?
– Ach, to łatwe – rzekł Webber. – Zadzwonię do niego.
– Jak?
Niemiec zaciągnął się erzacem cygara.
– Dowiem się, jaki jest numer do loży prasowej i zatelefonuję. Zrobię to osobiście. Poproszę, żeby przekazano słuchawkę Ernstowi i powiem mu, że na dole czeka kierowca z wiadomością. Przyjechał specjalnie do niego. Od samego Gustava Kruppa von Bohlena. Zadzwonię z poczty, żeby gestapo nie mogło trafić na mój ślad.
– Jak zdobędzie pan ten numer? – zapytał Morgan.
– Kontakty.
– Naprawdę trzeba kupić ten numer za łapówkę, Otto? – spytał cynicznie Paul. – Podejrzewam, że zna go połowa dziennikarzy sportowych w Berlinie.
Webber rozpromienił się w uśmiechu.
– Trafiasz w dziesiątkę sedna – powiedział po angielsku i przechodząc na swój ojczysty język, ciągnął: – Oczywiście, że masz rację. Ale powodzenie każdego przedsięwzięcia zależy od tego, czy wiesz, do kogo należy się zwrócić i jaka jest cena.
– No dobrze – powiedział rozdrażniony Morgan. – Tle? Niech pan pamięta, że nie jesteśmy studnią bez dna.
– Jeszcze dwieście. Mogą być marki. Za tę samą cenę dorzucę też sposób, jak się dostać na stadion i bezpiecznie go opuścić, Johnie Dillinger. Postaram się o mundur esesmana. Zarzucisz karabin na ramię i wmaszerujesz na stadion jak sam Himmler. Nikt cię nie zatrzyma. Poćwicz sobie Heil Hitler, wymachując sflaczałą ręką jak nasz pożal się Boże Fiihrer.Morgan zmarszczył brwi.
– Ale jeśli go złapią przebranego za żołnierza, zastrzelą go za szpiegostwo.
Paul zerknął na Webbera i obaj wybuchnęli śmiechem.
– Panie Morgan – rzekł były szef gangu. – Nasz przyjaciel zamierza zabić wojskowego cara narodu. Nawet gdyby go złapali ubranego jak Jerzy Waszyngton i pogwizdującego „Stars and Stripes Forever”, zastrzeliliby go na miejscu, nie uważa pan?
– Zastanawiam się tylko, co zrobić, żeby się mniej rzucał w oczy – odburknął Morgan.
– Nie, to dobry plan, Reggie – rzekł Paul. – Po strzale jak najszybciej odwiozą wszystkich oficjeli do Berlina. Pojadę razem z ich ochroną. W mieście zgubię się w tłumie. – Potem przedostanie się do budynku ambasady przy Bramie Brandenburskiej, skontaktuje przez radio z Andrew Averym i Vince’em Maniellim w Amsterdamie, którzy przyślą po niego samolot.
Gdy wrócili do oglądania planów stadionu, Paul uznał, że nadszedł właściwy moment.
– Chcę ci coś powiedzieć – rzekł. – Ktoś ze mną pojedzie. Morgan zerknął na Webbera, który się zaśmiał.
– Ach, co panu przychodzi do głowy? Że mógłbym się wyprowadzić z mojego pruskiego edenu? Nie, nie, opuszczę Niemcy dopiero wtedy, gdy będę szedł do nieba.
– Kobieta – dodał Paul. Morgan zacisnął usta.
– Ta z pensjonatu. – Wskazał drzwi prowadzące na korytarz.
– Zgadza się. Kathe. Sprawdzałeś ją – ciągnął Paul. – Wiesz, że jest w porządku.
– Co jej powiedziałeś? – spytał z niepokojem Amerykanin.
– Gestapo odebrało jej paszport i lada chwila mogą ją aresztować.
– Lada chwila mogą aresztować wielu ludzi. Co jej powiedziałeś, Paul? – powtórzył Morgan.
– Że jestem dziennikarzem. Nic więcej. – Ale…
– Kathe wyjedzie ze mną – oznajmił stanowczo.
– Powinienem zadzwonić do Waszyngtonu albo do senatora.
– Dzwoń, do kogo chcesz. Ona musi jechać ze mną. Morgan spojrzał na Webbera.
Читать дальше