– Nie przywiązywaliśmy dużej wagi do tej informacji. Od tych przeklętych Rosjan ciągle docierają do nas podobne wiadomości. Ale kilka godzin temu poznaliśmy pewne szczegóły: że celem ma być pułkownik Ernst i zamachowiec być może zjawi się po południu na stadionie. Przypuszczałem, że będzie chciał obejrzeć stadion, zamierzając zastrzelić pułkownika w trakcie igrzysk. Przyjechałem to sprawdzić i zauważyłem jakiegoś człowieka, który wśliznął się do magazynu od południowej strony stadionu. Potem z przerażeniem dowiedziałem się, że jest tu pułkownik i wszyscy panowie.
– Jak on się dostał na teren obiektu? – krzyknął ze złością Hitler.
– Podobno w mundurze SS i z fałszywymi dokumentami – odrzekł Taggert.
– Właśnie miałem wyjść na parking – wtrącił Ernst. – Ten człowiek uratował mi życie.
– A Krupp? – odezwał się Góring. – Dzwonili z jego sekretariatu.
– Jestem pewien, że Krupp nie ma z tą sprawą nic wspólnego – powiedział Taggert. – Telefon był niewątpliwie od wspólnika zamachowca, by wywabić pułkownika na zewnątrz.
Himmler dał znak Heydrichowi, który podszedł do telefonu, wykręcił numer i przez chwilę z kimś rozmawiał. Potem uniósł wzrok.
– Nie, to nie był Krupp. Chyba że zwykle dzwoni z poczty przy Potsdamer Platz.
– Dlaczego nic o tym nie wiedzieliśmy? – mruknął Hitler, spoglądając groźnie na Himmlera.
Taggert słyszał o dręczącej Hitlera paranoi, która kazała mu wszędzie szukać spisku. Pospieszył Himmlerowi z pomocą, mówiąc:
– Rosjanie byli bardzo sprytni. Dowiedzieliśmy się o tym z naszych moskiewskich źródeł tylko dzięki zbiegowi okoliczności… Nie mamy jednak czasu do stracenia. Jeżeli się zorientuje, że go wytropiliśmy, ucieknie i jeszcze raz spróbuje.- Dlaczego Ernst? – zapytał Góring.
Taggert przypuszczał, że minister ma na myśli: Dlaczego nie ja? Odpowiedział, zwracając się do Hitlera:
– Fiihrerze, o ile nam wiadomo, pułkownik Ernst jest zaangażowany w program remilitaryzacji. Ten fakt nie wzbudza u nas niepokoju – w Ameryce uważamy Niemcy za naszego największego sojusznika europejskiego i chcemy, aby kraj dysponował silną armią.
– Pańscy rodacy tak uważają? – zapytał Hitler. W kręgach dyplomatycznych dobrze wiedziano, że niemieckiego przywódcę martwią antyniemieckie nastroje w Ameryce.
Mogąc nareszcie porzucić łagodny sposób bycia Reggiego Morgana, Taggert powiedział ostrym tonem:
– Nie zawsze docierają do pana wszystkie sygnały. Najgłośniej mówią Żydzi – w pańskim kraju i moim – bez przerwy narzekają też elementy lewicowe, prasa, komuniści, socjaliści. Ale to tylko znikomy ułamek społeczeństwa. Nie, nasz rząd i zdecydowana większość Amerykanów szczerze pragną sojuszu z Niemcami i życzą wam, abyście zrzucili jarzmo Wersalu. To Rosjan drażni wasz program zbrojeniowy. Teraz jednak… proszę, liczy się każda minuta. Zamachowiec.
W tym momencie wrócił funkcjonariusz SS.
– Melduję, że to prawda. Drzwi jednego z magazynów obok parkingu są otwarte i rzeczywiście widać w nich lufę karabinu skierowaną w stronę stadionu.
Kilku z mężczyzn zebranych w loży prasowej wydało stłumione okrzyki oburzenia. Joseph Goebbels nerwowo skubał ucho. Góring wyciągnął z kabury lugera i wymachiwał nim komicznie jak dziecko bawiące się drewnianym pistoletem.
– Komunistyczne żydowskie bydlaki! – wrzasnął w furii Hitler. Drżały mu ręce i głos. – Bezczelnie przyjeżdżają do mojego kraju i wbijają mi nóż w plecy! I to przed samą olimpiadą! Co za… – Był zbyt wściekły, aby kontynuować swoją diatrybę.
– Znam rosyjski – powiedział do Himmlera Taggert. – Niech pan rozkaże otoczyć magazyn i pozwoli mi go przekonać, żeby się poddał. Jestem pewien, że gestapo lub SS potrafią go nakłonić do wyjawienia, kim są pozostali konspiratorzy i gdzie się ukrywają.
Himmler skinął głową i zwrócił się do Hitlera:
– Fiihrerze, musi pan niezwłocznie z wszystkimi opuścić stadion. Podziemnym korytarzem. Być może jest tylko jeden zamachowiec, ale możliwe, że są inni, o których ten Amerykanin nie wie.
Jak każdy, kto czytał raporty wywiadu na temat Heinricha Himmlera, Taggert uważał byłego handlarza nawozów za na wpół obłąkanego, nieuleczalnego pochlebcę. Miał tu jednak do odegrania swoją rolę, przytaknął więc skwapliwie:
– Reichsfuhrer Himmler ma rację. Nie jestem pewien, czy nasze informacje są pełne. Należy się udać w bezpieczne miejsce. Pomogę waszym ludziom schwytać tego człowieka.
Ernst uścisnął Taggertowi rękę.
– Serdecznie panu dziękuję.
Taggert skinął głową. Patrzył, jak Ernst zabiera z korytarza wnuka i dołącza do pozostałych, którzy schodzili wewnętrznymi schodami do podziemnego wyjazdu ze stadionu, otoczeni oddziałem straży przybocznej.
Dopiero gdy Hitler i jego świta wyszli, Himmler oddał Taggertowi pistolet. Następnie szef policji zwrócił się do funkcjonariusza SS, który miał zebrać na dole oddział:
– Gdzie twoi ludzie?
Esesman wyjaśnił, że dwudziestu ludzi zajęło stanowiska od wschodniej strony, w miejscu niewidocznym z magazynu.
– Dowódca SD Heydrich i ja zostaniemy tu i zarządzimy alarm dla okolicy. Przyprowadźcie tu tego Rosjanina.
– Heil Hitler. – Funkcjonariusz wykonał w tył zwrot i zbiegł po schodach, a Taggert podążył za nim. Popędzili na wschodnią stronę stadionu, dołączając do oddziału, który szerokim łukiem ruszył w stronę magazynu.
Otoczony beznamiętnymi twarzami esesmanów, wśród szczęku ładowanej broni, Robert Taggert, mimo wyczuwalnego dramatyzmu sytuacji, po raz pierwszy od wielu dni czuł się naprawdę swobodnie. Podobnie jak człowiek, którego zabił w Dresden Allee – Reggie Morgan – Taggert należał do osób, które żyły w cieniu środowisk rządowych, dyplomatycznych i biznesowych i wykonywały polecenia zwierzchników, uciekając się do legalnych, a często nielegalnych sposobów. Jedną z niewielu prawd, jakie zdradził Paulowi Schumannowi, było jego pragnienie objęcia posady na placówce w Niemczech lub gdzie indziej (Hiszpania istotnie byłaby mile widziana). Na taki smakowity kąsek trzeba sobie jednak było zasłużyć, nierzadko decydując się na szalone i ryzykowne przedsięwzięcia. Takie jak plan z udziałem tego biednego naiwniaka Schumanna.
Instrukcje z kraju były proste: dla dobra sprawy należało poświęcić Reggiego Morgana. Taggert miał go zabić i przejąć jegotożsamość. Następnie miał pomóc Paulowi Schumannowi w zaplanowaniu zamachu na Ernsta, a potem w ostatniej chwili „ocalić” niemieckiego pułkownika w dowód poparcia Stanów Zjednoczonych dla narodowych socjalistów. Wiadomość o uratowaniu Ernsta i zapewnienia Taggerta o amerykańskim poparciu miały dotrzeć do Hitlera. Rzeczywistość okazała się jednak znacznie łaskawsza: Taggert miał możliwość poinformowania o wszystkim Hitlera i Góringa osobiście.
Los Schumanna nie miał żadnego znaczenia: nieważne, czy umrze, do byłoby o wiele wygodniejsze, czy zostanie złapany i poddany torturom. W tym drugim wypadku Schumann mógł zacząć mówić… i opowiedzieć zupełnie niewiarygodną historyjkę otym, że wynajęło go Biuro Wywiadu Marynarki Wojennej, aby zabił Ernsta. Niemcy natychmiast odrzuciliby tę niedorzeczność, ponieważ wydał go nie kto inny jak Taggert i Amerykanie. A gdyby wyszło na jaw, że nie jest Rosjaninem, tylko amerykańsko-niemieckim gangsterem? Cóż, w takim razie na pewno został przez Rosjan zwerbowany.
Prosty plan.
Ale od początku napotykał trudności. Taggert zamierzał zabić Morgana kilka dni wcześniej, aby wystąpić w jego roli podczas wczorajszego spotkania z Schumannem. Morgan był jednak bardzo ostrożny i umiejętnie prowadził życie tajnego agenta. Taggertowi udało się go dopaść dopiero w Dresden Allee. Tak niewiele brakowało…
Читать дальше