– Pojawiła się pewna sprawa. Niestety, nic tu nie mogę poradzić.
Oczywiście, że nie było co liczyć na pomoc Friedricha Horchera, który był tylko funkcjonariuszem kripo, najniższego szczebla sipo, a na dodatek tchórzem.
– Tak jest, jaka to sprawa?
– Jest wniosek… właściwie rozkaz, żebyś reprezentował nas w lutym na konferencji MKPK w Londynie.
Kohl wolno pokiwał głową, czekając na więcej. Ale nie, okazało się, że nie będzie więcej złych wiadomości.
Założona w Wiedniu w latach dwudziestych Międzynarodowa Komisja Policji Kryminalnych była organizacją współpracy sił policyjnych z całego świata. Służyła do wymiany informacji o przestępstwach, przestępcach i metodach śledczych za pomocą publikacji, telegrafu i radia. Należały do niej Niemcy, a Kohl bardzo się ucieszył na wieść, że choć Ameryka nie należała do organizacji, na konferencji mieli się także zjawić reprezentanci FBI, być może z zamiarem zgłoszenia akcesu.
Horcher patrzył w blat biurka, na który spoglądali też z drewnianych ram na ścianie Hitler, Góring i Himmler. Kohl kilka razy odetchnął, aby się uspokoić.
– To dla mnie zaszczyt – powiedział.
– Zaszczyt? – Horcher spojrzał na niego spode łba i nachylając się nad biurkiem, dodał: – Bardzo to szlachetne z twojej strony.
Kohl rozumiał pogardę swego zwierzchnika. Obecność na konferencji oznaczałaby dla niego stratę czasu. Narodowy socjalizm głosił wszem wobec samowystarczalność Niemiec, dlatego sojusz z międzynarodową organizacją policyjną służącą wymianie informacji był ostatnią rzeczą, jakiej pragnął Hitler. Nie bez powodu skrót gestapo oznaczał „tajną policję państwową”.
Kohla wysyłano jako figuranta, wyłącznie dla zachowania pozorów. Nikt z szefostwa nie odważyłby się jechać – opuszczanie kraju na dwa tygodnie dla dygnitarza narodowych socjalistów mogłoby się wiązać z ryzykiem, że po powrocie nie miałby już stanowiska. Ale Kohl, bądź co bądź tylko mały trybik bez żadnych ambicji partyjnych, mógł zniknąć na czternaście dni i wrócić bez żadnych nieprzyjemnych następstw – jeśli oczywiście nie liczyć kilkunastu zaległych spraw i cieszących się wolnością gwałcicieli i morderców.
Ale tym naturalnie nikt się nie przejmował.
Reakcja inspektora sprawiła Horcherowi widoczną ulgę.
– Kiedy ostatni raz byłeś na wakacjach, Willi? – spytał z ożywieniem.
– Często jeździmy z Heidi do Wannsee i do Schwarzwaldu.
– Pytam o zagranicę.
– A… to było kilka lat temu. We Francji. I raz pojechaliśmy do Brighton w Anglii.
– Powinieneś zabrać żonę do Londynu.
Składając tę propozycję, Horcher pragnął widocznie odpokutować winę; po chwili namysłu dodał:
– Podobno bilety na prom i pociąg są niezbyt drogie o tej porze roku. – Znów na moment zamilkł. – Oczywiście jeśli chodzi o ciebie, pokryjemy wszystkie koszty przejazdu i zakwaterowania.
– To bardzo miło.
– Przykro mi, że to cię spotkało, Willi. Ale za to będziesz mógł dobrze zjeść i wypić. Brytyjskie piwo jest o wiele lepsze, niż mówią. No i zobaczysz twierdzę Tower!
– Tak, na pewno mi się spodoba.- Pomyśl tylko, Tower – powtórzył z entuzjazmem nadinspektor. – Cóż, do widzenia, Willi.
– Do widzenia, panie nadinspektorze.
Kohl wracał do siebie przez korytarze, mroczne i ponure mimo padających na drewno i marmury promieni słonecznych, i powoli odzyskiwał spokój.
Opadł ciężko na krzesło, spoglądając na pudełko z dowodami i notatki z wydarzenia w Dresden Allee.
Po chwili jego wzrok zatrzymał się na leżącej obok teczce. Inspektor podniósł słuchawkę, zadzwonił do centrali w Gatow i poprosił o połączenie z pewnym prywatnym mieszkaniem.
– Tak? – odezwał się niepewnie męski głos, być może nieprzyzwyczajony do telefonów w niedzielne poranki.
– Żandarm Raul? – zapytał Kohl. Chwila ciszy.
– Tak.
– Mówi inspektor Willi Kohl.
– Ach, tak. Heil Hitler, panie inspektorze. Dzwoni pan do mnie do domu. W niedzielę.
Kohl zaśmiał się pod nosem.
– Rzeczywiście. Proszę wybaczyć, że przeszkadzam. Dzwonię w sprawie raportu z oględzin miejsca zbrodni z Gatow i zabójstwa tych polskich robotników.
– Proszę mi wybaczyć, panie inspektorze, mam mało doświadczenia. Raport jest pewnie zrobiony byle jak w porównaniu z tym, do czego jest pan przyzwyczajony. Pan na pewno sporządziłby go znacznie lepiej. Ale bardzo się starałem.
– To znaczy, że raport jest gotowy? Chwila wahania, dłuższa niż poprzednio.
– Tak jest. I złożony u komendanta żandarmerii Meyerhoffa.
– Rozumiem. Kiedy?
– Chyba w zeszłą środę. Tak, na pewno.
– Komendant czytał raport?
– W piątek wieczorem miał go na biurku, panie inspektorze. Poprosiłem też, żeby przesłał panu kopię. Dziwne, że pan go jeszcze nie dostał.
– Wobec tego wyjaśnię tę sprawę z pana przełożonym… Raul, jest pan zadowolony ze swoich oględzin miejsca zbrodni?
– Wydaje mi się, że zrobiłem to dość dokładnie.
– Wyciągnął pan jakieś wnioski? – zapytał Kohl. – No…
– Na tym etapie śledztwa dopuszczalne są hipotezy.
– Motywem nie był chyba rabunek? – rzekł młody człowiek.
– To jest pytanie?
– Nie, panie inspektorze. Wniosek, to znaczy hipoteza.
– Dobrze. Czy ofiary miały przy sobie swoje rzeczy?
– Nie miały pieniędzy. Ale nie zabrano im biżuterii i innych przedmiotów osobistych. Niektóre wyglądały na wartościowe. Chociaż…
– Niech pan mówi dalej.
– Rzeczy były, kiedy przywieziono ciała do kostnicy. Przykro mi to mówić, ale później wszystkie przedmioty zniknęły.
– To mnie nie interesuje ani szczególnie nie dziwi. Udało się panu ustalić, czy ofiary miały wrogów? Którakolwiek?
– Nie, panie inspektorze, przynajmniej jeśli chodzi o rodziny z Gatow. Spokojni, pracowici, porządni ludzie. Owszem, byli Żydami, ale niepraktykującymi. Nie należeli oczywiście do partii, ale nie byli dysydentami. Natomiast polscy robotnicy przyjechali z Warszawy zaledwie trzy dni wcześniej. Mieli sadzić drzewa przed olimpiadą. Nikt nie potwierdził, żeby byli komunistami czy agitatorami.
– Jakieś inne sugestie?
– Zabójców było co najmniej dwóch albo trzech. Zwróciłem uwagę na ślady stóp, zgodnie z pana instrukcjami. W obu wypadkach to samo.
– Rodzaj użytej broni?
– Nie mam pojęcia, panie inspektorze. Kiedy przyjechałem na miejsce, łusek pocisków już nie było.
– Nie było? – Wyglądało to na plagę skrupulatnych morderców. – Cóż, może ustalimy coś na podstawie kul. Zdobył pan jakieś całe pociski?
– Dokładnie przeszukałem cały teren. Nie znalazłem.
– Ale musieli wyciągnąć podczas sekcji.
– Pytałem lekarzy sądowych, kul nie znaleziono.
– Ani jednej?
– Przykro mi, panie inspektorze.
– Nie irytuję się na pana, Raul. Pan przynosi chlubę naszej profesji. I proszę wybaczyć, że niepokoję pana w domu. Ma pan dzieci? Chyba usłyszałem głos niemowlęcia. Obudziłem je?
– To córeczka. Ale gdy dorośnie, opowiem jej, że kiedyś miała zaszczyt zostać obudzona przez tak znanego śledczego.
– Do widzenia. - Heil Hitler.
Kohl odłożył słuchawkę. Miał mętlik w głowie. Fakty wskazywały, że morderstw dokonało SS, gestapo albo szturmowcy. Gdyby tak jednak było, Kohl i żandarm Raul dostaliby rozkaz natychmiastowego wstrzymania dochodzenia – podobnie jak w niedawnej sprawie czarnorynkowego handlu żywnością, którą detektywi kripo musieli przerwać, kiedy w śledztwie pojawiły się tropy prowadzące do dowódcy marynarki admirała Raedera i wysokiego oficera armii Waltera von Brauchitscha.
Читать дальше