– Na razie wystarczy. Widzi pan, nie jestem chciwy. Morgan przewrócił oczami, spoglądając na Paula.
– Nie jest chciwy? Przecież jest taki jak Góring.
– Ach, poczytuję to sobie za komplement, proszę pana. Nasz minister lotnictwa to niezwykle zaradny przedsiębiorca. – Zwracając się do Paula, Webber rzekł: – W budynku będą urzędnicy, nawet w niedzielę. Ale mój człowiek twierdzi, że tylko ci najważniejsi i to w skrzydle Fiihrera, tym po lewej, gdzie i tak cię nie wpuszczą. Z prawej są gabinety niższych funkcjonariuszy – tam urzęduje Ernst. Prawdopodobnie nie będą tam zaglądać ani oni, ani ich sekretarki czy adiutanci. Powinieneś mieć trochę czasu, żeby poszperać w gabinecie i jeśli pójdzie dobrze, znajdziesz jego kalendarz albo notatki o spotkaniach zaplanowanych na najbliższe dni.
– Plan nie wydaje się zły – orzekł Morgan.
– Za jakąś godzinę wszystko przygotuję – powiedział Webber. – Postaram się o kombinezon, dokumenty i ciężarówkę. Spotkamy się pod tamtą statuą kobiety z dużym biustem o dziesiątej. A panu przyniosę jakieś spodnie – dodał, spoglądając na Morgana, – Za dwadzieścia marek. Okazja. – Uśmiechnął się i rzekł do Paula: – Twój przyjaciel patrzy na mnie ze szczególną miną, Johnie Dillinger. Odnoszę wrażenie, że mi nie ufa.
Reggie Morgan wzruszył ramionami.
– Niech pan posłucha, Ottonie Wilhelmie Friedrichu Webberze. – Zerknął na Paula. – Kolega poinformował pana o środkach ostrożności, jakie przedsięwzięliśmy, żeby nas pan nie zdradził. Nie, przyjacielu. Nie chodzi o brak zaufania. Patrzę tak na pana, bo nie mogę zrozumieć, co jest nie tak z moimi spodniami? W rysach stojącego przed nim chłopca ujrzał twarz Marka. Naturalnie nie było w tym nic dziwnego, że w synu zobaczył ojca. Mimo to zdjął go niepokój.
– Podejdź tu, Rudi – powiedział do wnuka Reinhard Ernst.
– Tak, Opa.
Był wczesny niedzielny ranek i gosposia sprzątała po śniadaniu, zbierając nakrycia ze stołu, na który padał słoneczny blask żółty jak pyłek kwiatowy. Gertruda była w kuchni i oglądała oskubaną gęś, którą mieli zjeść na obiad. Synowa poszła do kościoła zapalić świeczki za duszę Marka Albrechta Ernsta, młodego człowieka, którego odbicie pułkownik właśnie zobaczył w swoim wnuku.
Zawiązał sznurowadła butów Rudiego. Jeszcze raz zerknął na twarzyczkę chłopca i znów ujrzał Marka, choć teraz jego bystre oczy spoglądały na dziadka inaczej – z ciekawością.
Wrażenie było niewiarygodnie realne.
Och, jakże mu brakowało syna…
Minęło już osiemnaście miesięcy, odkąd Mark pożegnał się z rodzicami, żoną i Rudim stojącymi na peronie dworca Lehrter. Kiedy dwudziestosiedmioletni oficer wsiadał do pociągu do Hamburga, by objąć komendę na statku, Ernst zasalutował, oddając mu prawdziwe wojskowe honory – nie faszystowskie.
Mark doskonale zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństw, jakie czyhają na zdezelowanej łajbie, mimo to bez słowa zgodził się stawić im czoło.
Ponieważ tak czynią żołnierze i marynarze.
Ernst codziennie myślał o Marku. Nigdy jednak nie czuł obecności jego ducha tak wyraźnie jak teraz, gdy spostrzegł u wnuka tę znajomą minę wyrażającą szczerość, pewność siebie i ciekawość. Czy to dowód, że chłopiec będzie miał naturę ojca? Za dziesięć lat Rudi pójdzie do wojska. Co się wówczas będzie działo z Niemcami? Będą toczyć wojnę? Cieszyć się pokojem? Odzyskają ziemie skradzione przez traktat wersalski? Czy Hitler jak silnik o zbyt dużej mocy zatrze się i spali? Czy może Fiihrer nadal będzie u steru, doskonaląc swą wizję nowych Niemiec? Serce mówiło Ernstowi, że to niezwykle ważne pytania. Wiedział jednak, że nie może się nimi przejmować. Musi tylko wypełniać obowiązki.
Obowiązki należy wypełniać.
Nawet jeśli trzeba dowodzić starym statkiem szkolnym, zupełnie nieprzystosowanym do przewozu pocisków i prochu, którego sklecony byle jak magazyn amunicji znajdował się za blisko kambuza, maszynowni czy iskrzącego przewodu (tego nikt się nigdy nie dowiedział), w wyniku czego okręt odbywający manewry na zimnym Bałtyku w jednej chwili zmienił się w chmurę gryzącego dymu nad wodą, a szczątki kadłuba zniknęły w czarnej toni. Obowiązki…
Nawet jeśli przez pół życia trzeba będzie walczyć w okopach Wilhelmstrasse, nawet z samym Fuhrerem, jeżeli tego będzie wymagało dobro Niemiec.
Ernst ostatni raz pociągnął sznurowadła Rudiego, aby się upewnić, że się nie rozwiążą. Potem wstał i spojrzał na mniejszą wersję swego syna. Pod wpływem impulsu, co było dla niego zupełnie nietypowe, Ernst powiedział:
– Rudi, muszę się dziś z kimś spotkać. Ale później moglibyśmy pójść razem na stadion olimpijski. Chciałbyś?
– Och, tak, Opa. - Chłopiec rozpromienił się w radosnym uśmiechu. – Mógłbym pobiegać po bieżni.
– Szybki z ciebie biegacz.
– Gunni z mojej szkoły i ja ścigaliśmy się od dębu do ganku i on jest dwa lata starszy, ale to ja wygrałem.
– Dobrze, dobrze. Spodoba ci się na stadionie. Będziesz biegał po tej samej bieżni co nasi olimpijczycy. Za tydzień pójdziemy oglądać igrzyska i będziesz mógł wszystkim mówić, że biegłeś po tej samej bieżni. Czy to nie wspaniałe?
– Och, tak, Opa.
– Muszę już iść. Ale wrócę po ciebie w południe.
– Poćwiczę bieganie.
– Dobrze.
Ernst wstąpił do swojego pokoju, wziął plik dokumentów na temat Badań Waltham, a potem znalazł żonę w spiżarni. Powiedział jej, że przyjdzie po Rudiego później. A teraz? Tak, tak, wie, że jest niedziela rano, ale mimo to musi się zająć ważnymi sprawami. Nie, nie mogą poczekać.
Cokolwiek się mówiło o Hermannie Góringu, był niestrudzony.
Dziś na przykład zjawił się przy swoim biurku w ministerstwie lotnictwa o ósmej rano. I to w niedzielę. Po drodze musiał jeszcze gdzieś wstąpić.
Pół godziny wcześniej, pocąc się obficie, wmaszerował do kancelarii, kierując się do gabinetu Hitlera. Możliwe, że Wilk nie spał – to znaczy jeszcze nie spał. Cierpiał na bezsenność i często pracował do świtu. Okazało się jednak, że Fiihrera nie ma w gabinecie. Wartownik zameldował, że udał się na spoczynek o piątej, polecając, aby mu nie przeszkadzano.
Góring zastanowił się przez chwilę, po czym napisał krótką wiadomość i zostawił ją u wartownika.
Fiihrerze
Dowiedziałem się o sprawie niezwykłej wagi. Być może w grę wchodzi zdrada na najwyższym szczeblu. Zagrożone są kluczowe plany dotyczące naszej przyszłości. Zrelacjonuję tę informację osobiście przy najbliższej okazji.
Góring
Trafnie dobrał słowa. „Zdrada” działała niezawodnie. Żydzi, komuniści, socjaldemokraci, republikanie – czyli wszyscy „wbijający nóż w plecy” – pod koniec wojny sprzedali kraj aliantom i nadal byli gotowi odegrać rolę Piłata.
Och, na dźwięk tego słowa Wilk dostawał białej gorączki.
„Plany dotyczące naszej przyszłości” także brzmiały nieźle. Każda przeszkoda, która mogłaby zagrozić urzeczywistnieniu jego wizji Trzeciej Rzeszy, natychmiast przyciągała uwagę Hitlera.
Mimo że kancelaria była tuż za rogiem, spacer w upalny poranek nie sprawił tęgiemu Góringowi żadnej przyjemności. Ale minister nie miał wyboru. Nie mógł zadzwonić ani wysłać gońca; Reinhard Ernst nie był tak zdolnym intrygantem, by stworzyć własną siatkę wywiadowczą i szpiegować współpracowników, ale inni byliby zachwyceni, mogąc wykraść rewelacje Góringa na temat żydowskiego pochodzenia Ludwiga Keitla i przedstawić je Fuhrerowi jako własne odkrycie. Na przykład Goebbels, główny rywal Góringa w zabieganiu o względy Wilka, uczyniłby to bez wahania.
Читать дальше