Reggie Morgan siedział na ławce przy tym samym stawku, gdzie przed trzema laty zakatowano na śmierć kochanka Kathe Richter.Choć był dopiero ranek, w parku spacerowało i jeździło na rowerach sporo ludzi. Morgan zdążył już zdjąć marynarkę i nieco podwinąć rękawy koszuli.
Paul usiadł obok niego. Morgan pstryknął palcem w kopertę, która tkwiła w wewnętrznej kieszeni marynarki.
– Mam zielone – szepnął po angielsku. Zaraz jednak przeszli na niemiecki.
– Zrealizowali czek w sobotę wieczorem? – spytał ze śmiechem Paul. – Świat się zmienił nie do poznania.
– Sądzisz, że Webber przyjdzie? – zapytał z powątpiewaniem w głosie Morgan.
– Och, tak. Jeżeli w grę wchodzą pieniądze, na pewno się zjawi. Tylko nie jestem pewien, czy nam pomoże. Wczoraj wieczorem obejrzałem Wilhelmstrasse. Roi się tam od wartowników. Ryzykownie byłoby planować robotę właśnie tam. Zaczekajmy, co powie Otto. Może znalazł inne miejsce.
Przez chwilę siedzieli w milczeniu.
Paul zauważył, że jego towarzysz rozgląda się po parku z wyrazem melancholii na twarzy.
– Będę tęsknił za tym krajem – powiedział Morgan. W jego ciemnych, przenikliwych oczach błysnął smutek. – Mieszkają tu dobrzy ludzie. Milsi od paryżan, moim zdaniem, bardziej otwarci od londyńczyków. No i bardziej niż nowojorczycy potrafią cieszyć się życiem. Gdybyśmy mieli czas, zaprowadziłbym cię do Lustgarten i Luna Parku. Uwielbiam też spacerować tutaj, w Tiergarten. Lubię oglądać ptaki. – Wydawał się zakłopotany ostatnim wyznaniem. – Głupia rozrywka.
Paul zaśmiał się w duchu, myśląc o modelach samolotów, które trzymał u siebie w Brooklynie. „Głupie” to pojęcie względne.
– A więc wyjeżdżasz?
– Nie mogę zostać. Jestem tu już o wiele za długo. Co dzień narażam się na ryzyko, że popełnię błąd, coś zaniedbam i wpadną na mój trop. A po tym, co zamierzamy zrobić, będą się bardzo uważnie przyglądać każdemu cudzoziemcowi, który prowadził tu ostatnio jakieś interesy. Ale kiedy życie wróci do normy i narodowi socjaliści odejdą, będę mógł wrócić.
– Co będziesz robił po powrocie? Oczy Morgana pojaśniały.
– Chciałbym zostać dyplomatą. Dlatego właśnie pracuję w tej branży. Po tym, co widziałem w okopach… – Wskazał bliznę po kuli na ramieniu. – Postanowiłem, że będę robił wszystko, żeby zapobiec wojnie. Sensownym wyborem był korpus dyplomatyczny. Pisałem o tym do senatora. Zasugerował mi Berlin. Określił Niemcy „państwem ciągłych zmian”. No i tak tu trafiłem. Mam nadzieję, że za kilka lat zostanę attache. Potem ambasadorem albo konsulem. Jak nasz ambasador Dodd. To geniusz, prawdziwy mąż stanu. Oczywiście nie wyślą mnie na tutejszą placówkę, w każdym razie nie od razu. To zbyt ważny kraj. Mógłbym zacząć w Holandii. Albo w Hiszpanii, oczywiście kiedy skończy się wojna domowa. I jeżeli coś z Hiszpanii zostanie. Franco nie jest lepszy od Hitlera. To będzie straszne. Ale tak, chcę tu wrócić, kiedy kraj odzyska rozum.
Po chwili Paul dostrzegł Ottona Webbera, który wolno i trochę niepewnie kroczył ścieżką, mrużąc oczy w ostrym słońcu.
– Idzie.
– To on? Wygląda jak Burgemeister. I to nieźle podchmielony. Mamy polegać na kimś takim?
Webber podszedł do ławki i usiadł, oddychając ciężko.
– Ależ gorąco. Nie wiedziałem, że rano może być taki upał. Rzadko wstaję o tej godzinie. Ale gnojowe koszule też, więc możemy spokojnie porozmawiać. Pan jest wspólnikiem Johna Dillingera?
– Dillingera? – zdumiał się Morgan.
– Jestem Otto Webber. – Energicznie uścisnął mu rękę. – Pan…?
– Wolałbym nie zdradzać nazwiska, jeśli pan pozwoli.
– Ach, tak, oczywiście. – Webber przyjrzał się uważnie Morganowi. – Wie pan, mam kilka par ładnych spodni. Mogę je tanio odstąpić. Tak, tak, bardzo tanio. Najwyższej jakości. Prosto z Anglii. Jedna z moich dziewcząt mogłaby je przerobić i będą pasować jak ulał. Ingrid jest do dyspozycji. Ma talent. I jest bardzo ładna. Prawdziwa perła.
Morgan zerknął na swoje szare flanelowe spodnie.
– Nie, nie potrzebuję żadnych ubrań.
– Szampan? Pończochy?
– Otto – upomniał go Paul. – Interesuje nas tylko jedna transakcja, związana z tym, o czym wczoraj rozmawialiśmy.
– Ach, tak, Johnie Dillinger. Ale mam wiadomość, która może ci się nie spodobać. Wszyscy moi łącznicy meldują, że całą Wilhelmstrasse spowiła zasłona milczenia. Z jakiegoś powodu stali się bardzo ostrożni. Wzmocnili ochronę jak nigdy dotąd. Z dnia na dzień. Nikomu nie udało się zdobyć informacji na temat osoby, o której wspominałeś.
Paul skrzywił się rozczarowany.- A ja przez pół nocy zdobywałem pieniądze – mruknął cicho Morgan.
– To dobrze – odparł pogodnie Webber. – Dolary, zgadza się?
– Mój przyjacielu, jeśli nie ma wyników, nie będzie pieniędzy – zauważył zjadliwym tonem szczupły Amerykanin.
– Ale sytuacja nie jest beznadziejna. Nadal mogę wam pomóc.
– Niech pan mówi – ponaglił go zniecierpliwiony Morgan. Znów spojrzał na swoje spodnie, strzepując z nich pyłek.
– Nie potrafię powiedzieć, gdzie można znaleźć kurczaka, ale co powiecie, jeśli zaprowadzę was do kurnika, żebyście go sami znaleźli?
– Do…
– Mogę ci umożliwić wejście do kancelarii – rzekł przyciszonym głosem. – Ernstowi zazdroszczą wszyscy ministrowie. Każdy próbuje znaleźć przytulne gniazdko jak najbliżej Człowieczka, ale większości udaje się znaleźć kąt najwyżej w pobliżu. Obecność Ernsta w tym budynku jest powodem cierpienia wielu osób.
Paul parsknął pogardliwie.
– Wczoraj wieczorem obejrzałem to miejsce. Wszędzie wartownicy. Nie sposób się tam dostać.
– Ach, mam w tej sprawie inne zdanie, przyjacielu.
– Jak, do diabła, chcesz to zrobić? – Paul ze zdenerwowania przeszedł na angielski. Powtórzył pytanie po niemiecku.
– Musimy za to podziękować Człowieczkowi. Ma obsesję na punkcie architektury. Remontuje kancelarię od dnia, w którym przejął władzę. Robotnicy kręcą się tam przez siedem dni w tygodniu. Dostarczę ci ubranie robocze, podrobioną kartę identyfikacyjną i dwie przepustki, dzięki którym będziesz mógł wejść do budynku. Jeden z moich łączników kładzie tam tynki i ma dostęp do całej dokumentacji.
Morgan w zamyśleniu kiwał głową. Nie był już tak sceptycznie nastawiony do pomysłu.
– Według słów mojego przyjaciela Hitler chce mieć dywany we wszystkich gabinetach na ważnych piętrach. Czyli także u Ernsta. Dostawcy dywanów mierzą właśnie pomieszczenia. Niektóre już zmierzono, innych nie. Miejmy nadzieję, że w gabinecie Ernsta jeszcze ich nie było. Gdyby okazało się inaczej, wytłumaczysz, że trzeba zmierzyć jeszcze raz. Przepustki są z firmy znanej z wyrobu między innymi doskonałych dywanów. Dostarczę też miarę i notatnik.
– Skąd wiesz, że można ufać temu człowiekowi? – spytał Paul.
– Bo używa taniego tynku i zabiera sobie resztę z kwoty, jaką płaci mu państwo. Kiedy się buduje siedzibę Hitlera, to zbrodnia zagrożona karą śmierci. Dlatego trzymam go w szachu; mnie by na pewno nie okłamał. Poza tym sądzi, że chcemy po prostu okantować rząd na cenach dywanów. Oczywiście obiecałem mu też trochę jajek.
– Jajek? – zdziwił się Morgan.
Tym razem Paul musiał mu przetłumaczyć.
– Pieniędzy.
Śpiewam tak, jak każe mi ten, czyj chleb jem…
– Potrać sobie z tego tysiąca dolarów.
– Pragnę zauważyć, że nie mam jeszcze owego tysiąca. Morgan kręcąc głową, sięgnął do kieszeni i odliczył sto.
Читать дальше