– Możesz mówić: jak czarnuch, sam tak mówię.
– Nie mam ochoty.
– Bo studiowałem malarstwo w Yale, Oksfordzie i na Sorbonie.
– To jakieś szkoły? Uczą tam ludzi?
– Jesteś zabawny, Konnie.
– Okej. Oto moja propozycja. Wydruk z bazy danych nic nie da, jeśli będziemy mieli do czynienia z tyloma samochodami. Trzeba tę liczbę zredukować.
– Jak? Co mam zrobić?
– Z twoim tropem?
– Tak. Tate Collier mówi, że jesteś specem.
– Zabierzmy się do tego razem. Mamy, twoim zdaniem, szarą furgonetkę. Która przypuszczalnie pojechała na zachód szosą I-66. Facet zapewne zaprowadził auto Megan na dworzec?
– Tak sądzę.
– A w środku są być może ciuchy Megan i kobieta, z którą piła tej nocy, kiedy wspięła się na wieżę ciśnień w Fairfax. Ty Tak Sądzisz. Oki-doki, zajmę się sprawdzeniem tej Emily. A twój przydział… Jesteś gotowy?
– Mam nawet ołówek.
– Nie będzie ci potrzebny. Zadam ci tylko jedno pytanie, które wskaże ci drogę.
– A brzmi ono?
– Czego potrzeba samochodom?
Zabrało mu to dziesięć długich, bardzo długich sekund.
– Nie pomyślałem o tym.
– Właśnie dlatego to ja jestem gliną, a ty dupkiem z włosami jak szczotki do przetykania rur. Muszę spadać.
Ten świat nie jest doskonały.
Ale czasami Bóg daje nam w życiu to, czego pragniemy najbardziej – wyjaśnienie rzeczy niewyobrażalnych. A gdy już to otrzymamy, znikają wszelkie zapory odcinające nas od szczęścia i zadowolenia. Oto przed nami jest przedmiot wszystkich naszych pragnień, przepustka do rozkoszy nieba.
Megan McCall była dla Aarona Matthewsa właśnie takim wyjaśnieniem.
Siedział koło jej bezwładnego ciała w mnisiej celi, którą przygotował w głębi jednego ze skrzydeł Katedry wśród Sosen. Leżała na sznurkowym łóżku. Bez prześcieradła, bez koca, bez poduszki. W pokoju było tylko łóżko i jedno krzesło. Nie zostanie tu długo.
Przyklęknął i pochylił głowę. Nie do modlitwy, ale żeby rozebrać dziewczynę.
Wszystkie okna budynku miały kraty, a drzwi zaopatrzono w mocne podwójne zamki. Nie wydostanie się z pokoju, nie mówiąc już o budynku. Będzie jednak musiał zostawić ją na chwilę samą, ponieważ ma jeszcze kilka niecierpiących zwłoki spraw do załatwienia, lecz odebranie jej ubrań zniechęci ją do wszelkich myśli o ucieczce.
Najpierw bluzka, potem stanik. Dżinsy, majtki i skarpetki. Jego oczy krążyły po jej ciele. Ale dotknął jej tylko raz – nie pogłaskał piersi ani pokrytego jasnymi włosami wzgórka łonowego, ale włożył jej palec między zęby i nacisnął język, różowy koniuszek języka. Cofnął palec i poczuł chłodny oddech na skórze i paznokciu.
Zostawił ją, zabrał ubrania, zamknął drzwi i przeciągnął wielką kłódkę przez skobel na zewnątrz. Następnie zszedł na dół, przeciął prymitywną kaplicę pokrytą pleśnią i zagłębił się w kolejną plątaninę długich, ciemnych korytarzy. Słychać było głośne kapanie wody. Spod jego stóp umykały szczury. Nie zwracał na nie uwagi (jeśli nie liczyć mruczanego pod nosem „Wszystkie stworzenia głoszą chwałę Pana”). Otworzył drzwi do dużego pomieszczenia i wszedł do środka. Zawiasy zaskrzypiały głośno. Błysnęło światło, ukazując skomplikowany warsztat.
Zanim ojciec Aarona Matthewsa obrał ścieżkę Boga, był wynalazcą. Wybudował to pomieszczenie wiele lat temu, gdy jedyną budowlą na tej działce była maleńka szopa, w której mieszkał wdowiec z kilkuletnim synem. Mroczne, wilgotne, przesycone gryzącymi oparami oleju, środków czystości i pleśni, teraz wypełniały je rozmaite narzędzia do obróbki drewna i metalu. Ale zamiast transformatorów i bakelitowych osłon znajdowały się tu teraz przedmioty religijne – obrazy i dziwaczne konstrukcje z drewna, piór, metalu i gwoździ.
Gdy Matthews syn okazał się cudownym dzieckiem i przerósł swojego ojca, stary człowiek zmienił się, ale na gorsze. Prowadził nadal Katedrę niczym opętany manią wielkości arcybiskup, ale w jego twarzy widać było poczucie zdrady ze strony Boga, toteż zamilkł i wyrażał się głównie w rękodziele. Wykonywał krucyfiksy, tryptyki, ikony. Prymitywne średniowieczne malowidła przedstawiające sceny bardziej przerażające niż ilustracje Dorego do „Piekła”: ofiary z ludzi, inkwizytorzy okaleczający grzeszników, kobiety gwałcone mieczami, kastrowani mężczyźni. Biczowania i śmierć w ukropie. W tym właśnie czasie poświęcił dwadzieścia cztery godziny szaleństwa na wykonanie posągu anioła umieszczonego nad bramą Katedry.
W końcu starzec zajął się tym, co miało być jego ostatecznym wynalazkiem – telefonem tłumaczącym angielski na mowę Boga. Nie na hebrajski, aramejski czy jakiś indoeuropejski język, ale na mowę czystego dźwięku: tony bólu, tęsknoty, winy, błagania i duchowej ekstazy. James Matthews, przekonany, że Bóg go opuścił, niezdolny usłyszeć Jego głos, a co dopiero mówić tym głosem, uznał, że potrzebuje skrajnych środków do porozumienia się z Wszechmogącym.
Matthews stał teraz przy warsztacie, na którym jego ojciec odgrywał Aleksandra Grahama Bella dzwoniącego do bożego Watsona. Jego aktualny projekt nie był jednak tak wyrafinowany technicznie. Obrócił koło szlifierki i zaczął formować żelazny pręt w długi, ostry gwóźdź.
Złote iskry spadały na podłogę i oświetlały spoconą twarz. Miał wykonać trzy ostrza, ale nie spieszył się, ponieważ musiały być doskonałe – wystarczająco długie, żeby utrzymać ciało, ale nie za grube, żeby zbyt szybko nie wykrwawiła się na śmierć.
Megan McCall…
Dziewczyna, której śmierć wyjaśni niewytłumaczalne tajemnice życia Aarona Matthewsa, zapłaci za wszystkie niesprawiedliwości, jakie go spotkały.
Przykładając metal do karborundu, patrząc, jak wznoszą się języki ognia, Matthews pogrążył się w marzeniu, wizji tego, co stanie się pojutrze, w piątkowy ranek.
Naga Megan zostanie przybita długimi gwoźdźmi do krzyża wzniesionego w kaplicy. Przez jakiś czas będzie wić się w męce, wrzeszcząc w wygłuszonym, szczelnie zamkniętym pomieszczeniu. Ale potem, wiedział to, przyzwyczai się do bólu. Zemdleje kilka razy, ale odzyska przytomność. Szczury zgromadzą się pod krzyżem i będą szczypać jej zakrwawione dłonie i stopy.
Później, tuż przed zachodem słońca – miał nadzieję, że wytrwa tak długo – gdy będzie zbliżał się koniec, on wsunie nóż nie między jej żebra, ale za jej zęby i tam wykona ostateczne cięcie. Uniesie swoje trofeum. A ona krzyknie i umrze.
I rzekłem: „Będę… zważał na ścieżki moje, abym nie zgrzeszył językiem”. I zamilkłem. Odwróciłem się od mowy. Moje męki zwiększyły się, a serce me spłonęło.
Umrze w cierpieniu, ponieważ jest kością z kości Tate’a Colliera. Jego pierworodną. Bóg wskazał mu, że tak będzie dobrze i sprawiedliwie. Tate Collier popełnił morderstwo. Tate Collier zgrzeszył.
Wyobraź sobie to, co najgorsze, i zejdź głębiej…
Męką Colliera będzie to, że resztę życia przeżyje w niepewności. Nigdy nie dowie się, co spotkało jego córkę. Pozostanie mu tylko list od niewygodnego dziecka, jej ostatnie okrutne słowa skierowane do niego, i to pytanie powtarzane w nieskończoność: Gdzie ona jest? Gdzie ona jest? Gdzie jest moje dziecko?
Matthews przyłożył kolejny kawałek metalu do kamienia szlifierki.
Niepewność. Największym przekleństwem człowieka jest niewiedza. Czy Jezus wzniósł się do nieba? Czy przyczaił się i ukrył gdzieś w Izraelu lub na Krecie? Czy ukrzyżowanie było tylko sztuczką?
Świat tego nie wie.
Читать дальше