Tak upłynie wiele dni i nocy, aż któregoś wieczoru, o zachodzie słońca, usłyszysz najpierw czyjeś lekkie kroki, tak lekkie, jakby sprawiały ból, jakby ten ktoś nie chciał dotknąć stopami ziemi. Ale osoba, która się zbliży do twojej chaty, zastuka, robiąc hałas, i ten hałas cię przestraszy, bo dotychczas kroki i inne odgłosy były monotonne i smutne.
Nie będziesz przygotowana na pojawienie się w twoich drzwiach kobiety o skórze równie czarnej jak jej włosy, o podkrążonych oczach i rozchylonych ustach: zobaczysz czarne wargi, czarny język i czarne zęby.
W dłoni będzie trzymała czarny kij, będzie nim pukać w twoje drzwi. Stanie w progu i podniesie kij, a ty przestraszysz się jej groźby, ale ona drugą ręką dotknie twojego czoła z taką rezygnacją, łagodnością i bólem, że twój strach się rozwieje. Ona będzie się stukała w głowę, tak jakby stukała w mur albo jakby cię uprzedzała, że nie musisz się bać, albo jakby chciała się z tobą przywitać, ale nie starczy jej na to czasu; smutna twarz tej kobiety, twojego gościa, będzie prosiła cię o coś spojrzeniem, ale ty nie potrafisz i nie zdążysz spełnić jej prośby. Inne kobiety, te z sąsiednich domów, w końcu zobaczą, co się dzieje, i przybiegną pod twoje drzwi; zaczną krzyczeć na tę czarną, wyrwą jej z rąk czarny kij, przewrócą ją na ziemię i będą kopać nogami, podczas gdy ona, podnosząc się i patrząc na nie ze strachem, ale wyniośle, zasłoni sobie głowę rękami i z wyzywającą twarzą oddali się, powłócząc nogami, a potem zniknie w wieczornej mgle.
Ne-el wróci i opowie ci, że ta kobieta jest wdową, która nie ma prawa wychodzić ze swego domu.
Wszyscy będą się zastanawiali, czemu, znając prawo, ośmieliła się wyjść i zapukać do ciebie.
Będą podejrzliwi wobec ciebie.
Ich prawo mówi, że temu, kto zobaczy wdowę, grozi śmierć, więc oni nie mogli pojąć, dlaczego ta wdowa ośmieliła się wyjść z domu i przyjść do ciebie.
To po raz pierwszy tamte kobiety postradają swój spokój lub obojętność i zaczną mówić innym tonem, będą podniecone i bardzo przejęte. A potem posłuszne i milczące. Będą zbierały żółte truskawki, czarne jeżyny i białe morwy, będą wyrywały z ziemi jadalne korzenie i policzą bardzo uważnie – otwierając ich zielone wnętrze i wkładając je do glinianych garnuszków – małe zielone kulki, którym nadano nazwę „oliwka”.
Poszukają też jaj pewnego ptaka, który kręci się, pod-fruwając, koło gałązek jeżyn i korzeni czarnej morwy. Będą gotowały dla mężczyzn mózgi, jelita, tłuste podgardla zwierząt z pastwiska. A gdy zacznie zapadać zmrok, będą robiły sznury z włókien polnych roślin, igły z kości i ubrania ze skóry.
Kiedy będziesz razem z nimi zanosiła do domów mężczyzn i chorych jedzenie i ubrania, zdasz sobie sprawę, że chociaż codzienna monotonna praca ogranicza się do przestrzeni odgrodzonej groblą z kości, to jednak jest jeszcze, trochę dalej, dużo miejsca wewnątrz twierdzy, gdzie wznosi się potężniejsza od innych budowla zrobiona z drewna palmy o nazwie „słoniak”.
Pewnej nocy będzie wielkie zamieszanie i wszyscy wybiegną ze swoich chat, by udać się do tamtego miejsca, gdyż będzie ich wzywał dźwięk bębnów, które już pewnie słyszałaś, ale także wezwie ich jakaś nieznana dotąd muzyka, szybka jak lot drapieżnych ptaków, ale tak miła i słodka, jakiej nie słyszałaś nigdy przedtem…
Mężczyźni wykopią dół, raczej głęboki niż szeroki, i z dużego żółtawego domu, który przypomina wielki pysk z zepsutymi zębami, wyniosą nagie ciało młodego mężczyzny, a za nimi, idąc powoli – i w swej powolności zarówno gniewny, jak i pełen bólu – będzie kroczył starzec o długich białych włosach, zgarbiony, z twarzą osłoniętą maską z kamienia, okryty białymi skórami zwierząt. Pochód będzie wyprzedzał inny młodzieniec, niosący w dłoniach naczynie, nagi jak tamten trup. Mężczyźni złożą na ziemi ciało zmarłego, a starzec zbliży się do niego, by nań spojrzeć; na chwilę zdejmie z twarzy maskę i będzie oglądał od stóp do głowy ciało nieboszczyka.
Twarz jego będzie wyrażała gorycz, ale pozbawioną jakiejkolwiek chęci stawiania oporu.
Następnie mężczyźni spuszczą ciało do dołu, a starzec w masce wysypie powoli na nie zawartość naczynia z „roślinnej kości słoniowej”, pełnego pereł, które smutny młodzieniec będzie trzymał w dłoniach.
Wówczas rozlegnie się śpiew, tego śpiewu spodziewałaś się od samego początku, a-nel, tak jakby wszyscy oczekiwali tej jedynej okazji, aby połączyć się w jeden żałobny chór, chór okrzyków, czułych słów, westchnień, których starzec wysłucha z niewzruszoną obojętnością, wysypując perły na ciało zmarłego, aż w końcu, znużony, oprze się o dwóch mężczyzn, a ci odprowadzą go do domu z palmowego drewna przy dźwiękach smutnej i słodkiej muzyki wydobywającej się z wałka z dziurkami, podczas gdy pozostali będą nadal wrzucać różne przedmioty do otwartego grobu.
Tej nocy ne-el pokaże ci pewien przedmiot, ukradziony z grobu. To jest wałek z kości, z wieloma dziurkami. Ne-el, wiedziony instynktem, przyłoży go do ust, ale ty, również instynktownie, położysz rękę na instrumencie i na ustach ne-ela. Będziesz się czegoś bała, a raczej coś podejrzewała, zaczniesz przeczuwać, że twoje dni w tym miejscu nie będą spokojne; odkąd zjawiła się u ciebie kobieta z kijem, nabrałaś pewności, że to miejsce nie jest dobre…
Będziesz miała przeczucie, wywróżą ci to sępy przelatujące nad polami, gdzie będziesz pracowała następnego ranka po pogrzebie młodego mężczyzny. Ne-el wróci, przynosząc nowe wiadomości. Myśliwi zaczną mówić, nawet gdyby kobiety milczały. Ne-el szybko nauczy się najważniejszych słów z języka wyspiarzy i powie ci, a-nel, ten chłopiec jest starszym synem starca, a starzec to ten, który tu rządzi. Ten zmarły młodzian miał być jego następcą na tronie z palmowego drewna, pierwszym spośród wszystkich synów „basila” – tak nazywają tego starca: fader basil; ma on wielu synów, ale nie wszyscy są jednakowo traktowani, jest ten pierwszy, drugi i trzeci, a teraz ten drugi będzie najlepszym synem i on zastąpi starego fader basil. Będą mówić straszne rzeczy, a-nel, powiedzą, że drugi syn zabił pierwszego, bo sam zechce być tym pierwszym, ale wobec tego – powie a-nel – czy starzec nie będzie się bał, że ten drugi zabije także i jego, aby być nowym fader basil?
– Lepiej, żebyś zamilkła, a-nel. Ja posłucham, co jeszcze powiedzą, i opowiem ci.
– Zrozumiemy ich?
– Tak, tak. Nie wiem czemu, ale myślę, że ich zrozumiemy.
– Ne-el, ja też rozumiem co mówią kobiety…
Ne-el zatrzyma się w drzwinch i odwróci się, żeby spojrzeć na ciebie z niepokojem i ze zdziwieniem, które są jak podział między „wewnątrz” i „na zewnątrz”, wczoraj i dziś. Stojąc w drzwiach chaty, w żółtawym świetle padającym na jego plecy, poprosi cię…
– A-nel, powtórz to, co przed chwilą powiedziałaś…
– Ja też rozumiem, co mówią kobiety…
– Rozumiesz czy będziesz rozumiała?
– Rozumiem.
– Wiesz czy będziesz wiedziała?
– Dowiedziałam się. Wiem.
– Co wiesz?
– Ne-el, wróciliśmy. Już tu jesteśmy. To właśnie wiem.
Niebo się porusza. Mknące po nim chmury nie tylko niosą powietrze i hałas; przybywają opętane, poganiane przez czas, niebo porusza czas, a czas porusza ziemię. Pory roku następują jedna po drugiej jak pioruny, szybkie i nieuchwytne, ale nigdy nie poprzedza ich grzmot: rozdzielają firmament, a rzeki znów płyną, lasy napełniają się zapachami, drzewa się odradzają, fruwają ptaki, żółte, rude, białoogoniaste, z czarnymi grzebieniami i błękitnym wachlarzem ogona; pną się w górę rośliny, spadają owoce, a później liście, i lasy znowu będą nagie, gdy ne-el i ty zachowacie w tajemnicy swoją odrodzoną przeszłość.
Читать дальше