Jeffery Deaver - Modlitwa o sen

Здесь есть возможность читать онлайн «Jeffery Deaver - Modlitwa o sen» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Modlitwa o sen: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Modlitwa o sen»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Z zakładu dla umysłowo chorych ucieka Michael Hrubek, pacjent ze schizofrenią paranoidalną. I ma przed sobą ściśle określony cel: odnaleźć Lis Atcheson – to jej zeznania sprawiły, że uznano go za potwora i skazano na zamknięcie.
Podczas burzy, sprzyjającej szaleńcowi, ścigają go teraz trzej ludzie: psychiatra Kohler – przekonany o niewinności swego pacjenta, zawodowy tropiciel Heck – liczący na nagrodę za schwytanie szaleńca, i Atcheson – mąż Lis, który musi dopaść Hrubeka, nim ten skrzywdzi jego żonę…

Modlitwa o sen — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Modlitwa o sen», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Chodźmy, Trenton.

– Nie spieszmy się za bardzo.

Pięćdziesiąt jardów na północ od nich znajdowały się samochody. Emil kręcił się i rozglądał na wszystkie strony. Heck przyglądał mu się uważnie.

– Co on robi? – zapytał szeptem Fennel. – Trop jest tutaj. On tego nie wie?

– Wie. Ale jest coś innego. Może jakiś zapach w powietrzu. Nie taki wyraźny jak zapach na ziemi, ale jest.

Możliwe, myślał Heck, że Hrubek, który jest duży i poci się, pozostawił po sobie zapach, a ten zapach zebrał się tutaj jak dym, wisząc w wilgotnym powietrzu. Emil prawdopodobnie to wyczuł. Mimo to jednak Heck nie chciał odciągać psa z tego miejsca. Bo wierzył w inteligencję zwierząt. Widział w swoim życiu, jak szopy z wielką zręcznością otwierały słoik z dżemem, widział też, jak niezdarny grizzly (ten sam, który patrzył na niego tak pożądliwie) zrobił pazurem nie jedną, ale dwie dziurki w puszce 7-up, a potem wypił napój, nie rozlewając ani kropelki. A Emil, według Hecka, był dziesięć razy inteligentniejszy od któregokolwiek niedźwiedzia.

Heck odczekał jeszcze chwilę, ale nie usłyszał ani nie zobaczył niczego.

– Chodź, Emil – Heck spróbował ruszyć naprzód. Ale Emil nie chciał iść.

Heck rozejrzał się naokoło. Niebo promieniowało leciutką poświatą, ale księżyc był teraz ukryty za chmurami. No chodź, stary – pomyślał Heck – wracajmy do roboty. Nasza forsa biegnie na wschód z szybkością jakichś pięciu mil na godzinę.

Ale Emil spuścił łeb i wetknął nos w trawę. Drżał. Heck wyciągnął przed siebie pistolet i rozgarnął nim zielone i brązowe pędy. Weszli głębiej w trawę. I tam właśnie znaleźli to, czego szukał Emil.

Kawałek papieru w plastikowej torebce.

Powoli podszedł do nich Fennel. Stanął plecami do Hecka i nerwowo przyglądał się trawie, przesuwając z lewa na prawo swoją broń.

– Przynęta?

Heckowi też przyszło to do głowy. Przestępcy przyzwyczajeni do tego, że w pościgu za nimi biorą udział psy, zostawiają czasami jakąś część garderoby albo oddają mocz w miejscu ważnym z taktycznego punktu widzenia. Kiedy ścigający wraz z psem zatrzymuje się, żeby się temu miejscu przyjrzeć, uciekinier atakuje ich od tyłu. Jednak tym razem Heck popatrzył na Emila i powiedział:

– Nie sądzę. Gdyby on tu gdzieś był, Emil by go wyczuł.

Mimo to, podnosząc torebkę z ziemi, nie patrzył na nią, tylko na trawę rosnącą naokoło. Trzymał też palec na cynglu. Potem wręczył torebkę Fennelowi i obaj przeszli na polankę, na której mogli przeczytać to, co było napisane na kartce bez obawy, że zostaną znienacka zaatakowani.

– To kawałek gazety – powiedział policjant. – Na jednej stronie jest reklama staników, a na drugiej… hej, popatrz, to jest plan. Plan śródmieścia Bostonu. Tej części, w której są zabytki.

– Bostonu?

– Tak. Skontaktujemy się z patrolem drogowym? Powiemy im, żeby obserwowali główne drogi prowadzące do Massachusetts?

Ale Heck, który oczyma wyobraźni zobaczył, jak znika jego dziesięć tysięcy dolarów, powiedział: – Wstrzymajmy się z tym. Może on zostawił to tutaj, żeby nas zmylić?

– Nie, Trenton, nie. Gdyby chciał, żebyśmy to znaleźli, zostawiłby to na drodze, a nie w takiej wysokiej trawie.

– Może i tak – powiedział Heck zmartwiony. – Ja jednak uważam… Nagle tuż nad jego uchem rozległ się głośny trzask przypominający

wystrzał. Heck odwrócił się błyskawicznie, podnosząc pistolet. Serce waliło mu jak młotem. Okazało się, że to odezwało się walkie-talkie Charliego, rozkręcone na cały regulator. Charlie przykręcił gałkę i zbliżył nadajnik do ust. Mówił coś do niego cicho. W oddali, na szosie, czerwone i niebieskie światła na dachu wozu Chłoptasia zaczęły obracać się szybko.

– Tu Fennel. Odbiór. Charlie pochylił głowę i słuchał.

Co oni robią? – zastanowił się Heck.

Fennel skończył rozmowę i przytroczył sobie aparat do pasa.

– Chodź – powiedział. – Znaleźli go. Heckowi serce zamarło.

– Złapali go? O cholera.

– No, niezupełnie. Okazuje się, że on dotarł do zajazdu dla ciężarówek w Watertown…

– W Watertown? To siedem mil stąd.

– Próbował złapać okazję. Zgadnij dokąd. Do Bostonu. Kierowca ciężarówki odmówił, więc Hrubek poszedł pieszo na północ. Podjedziemy tam i odnajdziemy trop. O Boże, mam nadzieję, że on się już zmęczył. Bo ja nie mam ochoty tak za nim zasuwać. Nie miej takiej skwaszonej miny, Trenton. Będziesz jeszcze bogaty. On jest o jakieś pół godziny drogi stąd.

Fennel zawrócił w stronę szosy, prowadząc ze sobą suki.

– Chodź, Emil – zawołał Heck.

Pies wahał się przez chwilę, a potem powoli poszedł za panem. Widać było, że niechętnie opuszcza łąki, mimo że panuje na nich wilgoć i chłód, i że niechętnie udaje się na swoje śliskie, plastikowe siedzenie w chevro-lecie.

Usłyszawszy dobiegający ze schodów piwnicy odgłos zdecydowanie stawianych kroków – odgłos ciężkich kroków, któremu towarzyszyło podzwanianie metalu – Lis Atcheson natychmiast zrozumiała, na co się zanosi. Przeszedł ją lodowaty dreszcz.

Owen wszedł do cieplarni i popatrzył na żonę, która brała właśnie ze sterty kolejne płócienne worki.

– O Boże, nie! – szepnęła Lis.

Pokręciła głową i usiadła na ławce zrobionej z czereśniowego drewna. Owen zatrzymał się na chwilę, a potem podszedł, usiadł obok niej i zaczął zakładać jej kosmyk włosów za ucho. Robił tak zawsze, kiedy jej coś wyjaśniał – czy to sprawy związane z interesami albo z majątkiem, czy to kwestie prawne. Jednak dzisiaj nie były potrzebne żadne wyjaśnienia. Gdyż Owen nie miał już na sobie ubrania, w którym chodził do pracy. Ubrany był natomiast w ciemnozieloną koszulę i workowate spodnie w tym samym kolorze, czyli w rzeczy, które wkładał pod pomarańczowy płaszcz nieprzemakalny, kiedy wybierał się na polowanie. Na nogach miał swoje nieprzemakalne buciory, za które zapłacił mnóstwo pieniędzy.

A w rękach – strzelbę na jelenie i pistolet.

– Nie, Owen, nie możesz… Owen odłożył broń.

– Rozmawiałem przed chwilą z szeryfem. Tego świra ściga czterech ludzi. Tylko czterech, rozumiesz? A on jest już w Watertown.

– Ale to na wschód od nas. On się od nas oddala.

– To nie ma znaczenia, Lis. Zobacz tylko, jaką drogę już przebył. Jest o jakieś siedem czy osiem mil od miejsca, w którym zwiał. A ucieka przecież pieszo. On wcale nie jest oszołomiony i nie łazi jak pijany. On coś knuje.

– Ja nie chcę, żebyś ty się w to wdawał.

– Mam zamiar sprawdzić, jakie oni podejmują kroki, żeby go złapać. Mówił poważnie, zdecydowanie. Głosem jej ojca. Głosem, który działał

na nią jak hipnoza.

Mimo to Lis powiedziała:

– Nie okłamuj mnie, Owen.

Oczy Owena zwęziły się jak niegdyś oczy ojca. Patrzyły bystro. Owen uśmiechał się, ale ona mu nie dowierzała. Jej słowa wcale na niego nie podziałały. Mogła równie dobrze przemawiać do jednego z trofeów myśliwskich o szklanych oczach, które on porozwieszał na ścianach swojego gabinetu. Dotknęła jego ramienia. Przez chwilę trzymała rękę na grubym materiale. A on przykrył jej dłoń swoją.

– Nie idź – powiedziała.

Przyciągnęła go do siebie. Poczuła podniecenie. Było ono wywołane czymś więcej niż tylko wspomnieniem ich niedawnego zbliżenia. Siła, która była w Owenie, jego powaga, wyraz jego twarzy zdradzający silne pragnienie czynu – to wszystko bardzo na nią podziałało. Pocałowała go mocno, prosto w usta. Zastanawiała się, czy jej podniecenie spowodowane jest pożądaniem czy pragnieniem zatrzymania go przy sobie przez całą tę noc, pragnieniem trzymania go w ramionach, dopóki niebezpieczeństwo nie minie.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Modlitwa o sen»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Modlitwa o sen» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Jeffery Deaver - The Burial Hour
Jeffery Deaver
Jeffery Deaver - The Steel Kiss
Jeffery Deaver
Jeffery Deaver - The Kill Room
Jeffery Deaver
Jeffery Deaver - Kolekcjoner Kości
Jeffery Deaver
Jeffery Deaver - Tańczący Trumniarz
Jeffery Deaver
Jeffery Deaver - XO
Jeffery Deaver
Jeffery Deaver - Carte Blanche
Jeffery Deaver
Jeffery Deaver - Edge
Jeffery Deaver
Jeffery Deaver - The burning wire
Jeffery Deaver
Jeffery Deaver - El Hombre Evanescente
Jeffery Deaver
Jeffery Deaver - The Twelfth Card
Jeffery Deaver
Отзывы о книге «Modlitwa o sen»

Обсуждение, отзывы о книге «Modlitwa o sen» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x