Peabody najwyraźniej się wahał. Ale urzędnik Departamentu Stanu pozostał nieugięty.
– On wsiada do tego samolotu – oświadczył – i nic tego nie zmieni.
Rhyme przechylił głowę i zmrużył oczy.
– Ile jeszcze powinniśmy przedstawić im dowodów, Sachs? – zapytał.
– Może coś na temat C-cztery?
– No właśnie. Ładunek wybuchowy użyty do zatopienia statku. FBI ustaliło, że pochodzi od północnokoreańskiego handlarza, który regularnie zaopatruje… zgadnijcie kogo? Bazy chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej w prowincji Fujian. To władze wyposażyły Ducha w C-cztery. Jest jeszcze komórka, którą Sachs odnalazła na plaży. To wydawany przez władze telefon satelitarny.
– Ciężarówki, Rhyme – podpowiedziała Amelia Sachs.
Kryminolog kiwnął głową.
– Przyglądałem się naszej tablicy z dowodami i zdałem sobie sprawę, że czegoś tam brakuje. Gdzie są ciężarówki dla imigrantów? Mój przyjaciel z urzędu imigracyjnego powiedział, że kontrakt między szmuglerem i imigrantem obejmuje również transport lądowy. Ale nie było tam żadnych ciężarówek. Dlaczego? Ponieważ Duch wiedział, że imigranci nigdy nie dotrą do brzegu żywi.
Długa kolejka oczekujących na lot pasażerów coraz bardziej się kurczyła.
Webley ze Stanu pochylił się do Rhyme'a.
– Te sprawy pana przerastają, mój panie – szepnął ze złością. – Nie wie pan, co pan robi.
Rhyme spojrzał na niego z udawaną skruchą.
– Racja, o niczym nie mam pojęcia. Jestem tylko prostym naukowcem. Moja wiedza jest żałośnie ograniczona. Do takich rzeczy jak, powiedzmy, fałszywy dynamit.
– Tu właśnie ja wkraczam na scenę – oświadczył złowieszczo Dellray.
Peabody odchrząknął.
– O czym wy mówicie?
– Podłożona w samochodzie Freda bomba to nie był dynamit, ale trociny zmieszane z żywicą. Przyjaciel z urzędu imigracyjnego powiedział mi, że ich urząd ma fałszywe materiały wybuchowe, z których korzysta przy szkoleniu rekrutów. Laski znalezione w samochodzie Freda nie różnią się od atrap używanych w ośrodku szkoleniowym urzędu na Manhattanie. A numery seryjne na detonatorze są takie same jak na detonatorach, które urząd skonfiskował w zeszłym roku osobom narodowości rosyjskiej. – Rhyme obserwował z zadowoleniem błysk przerażenia w oczach Peabody'ego. – Odnoszę wrażenie, że na jakiś czas chcieliście wyłączyć Freda z tej sprawy.
– A niby dlaczego?
– Ponieważ robiłem za dużo hałasu – przejął pałeczkę Dellray. – Chciałem sprowadzić siły specjalne, które zwinęłyby Ducha bez dłuższych ceregieli. Do diabła, myślę, że właśnie dlatego przydzielono mnie w ogóle do tej sprawy. Nie miałem zielonego pojęcia o przemycie ludzi. I kiedy postarałem się, żeby sprawę przejął ekspert… Dan Wong… zanim się połapałem, facet już siedział w samolocie lecącym na zachód.
– Fred musiał odejść – podsumował Rhyme – żebyście mogli złapać Ducha żywego i wydalić go bezpiecznie z kraju w ramach umowy zawartej między Lingiem Shui-bianem i Departamentem Stanu.
– Nic nie wiedziałem o zabijaniu dysydentów – wypalił Peabody. – Nigdy mi o tym nie powiedziano. Przysięgam!
– Haroldzie… – mruknął groźnie Webley ze Stanu. – Niech pan posłucha – zwrócił się rozsądnym tonem do Rhyme'a. – Jeżeli… powiadam, jeżeli… cokolwiek z tego jest prawdą, musi pan sobie zdawać sprawę, że nie chodzi tu tylko o jedną osobę. Duch został zdemaskowany. Nikt już nigdy nie wynajmie go jako szmuglera. Ale – ciągnął dalej gładko dyplomata – jeśli odeślemy go z powrotem, Chińczycy będą zadowoleni. I w miarę poszerzania się naszych wpływów, prawa ludzkie będą tam w coraz większym stopniu respektowane. Czasami musimy podejmować trudne decyzje.
Rhyme pokiwał głową.
– Innymi słowy, chce pan powiedzieć, że są to w gruncie rzeczy sprawy, którymi powinni się zajmować politycy i dyplomaci.
Webley ze Stanu uśmiechnął się, widząc, że Rhyme pojął w końcu tę prostą prawdę.
– Ale widzi pan – wyjaśnił kryminolog – dyplomacja jest skomplikowana, podobnie zresztą jak polityka. Natomiast zbrodnia jest prosta. Więc oto jak brzmi moja propozycja: albo przekażecie Ducha, byśmy mogli go skazać w tym kraju, albo poinformujemy opinię publiczną, że uwalniacie sprawcę kilku morderstw, kierując się racjami politycznymi i gospodarczymi. I że w związku z tą sprawą dopuściliście się napaści na agenta FBI. Wybór należy do was – dodał lekkim tonem.
– Niech pan nam nie grozi. Jest pan zwykłym gliniarzem – warknął Webley ze Stanu.
Pracownik linii lotniczych po raz ostatni wezwał do wejścia na pokład samolotu. Duch dopiero teraz odczuł strach. Na jego czole pojawiły się kropelki potu.
– Haroldzie? – zapytał Rhyme.
– Przykro mi – oznajmił zgnębiony Peabody. – Naprawdę nie mogę nic zrobić.
Rhyme lekko się uśmiechnął.
– O to mi tylko chodziło. O decyzję. Podjąłeś ją. Znakomicie. Czy możesz mu pokazać, co wysmażyliśmy, Thom? – odezwał się po chwili.
Jego asystent wyjął z kieszeni kopertę i wręczył Webleyowi ze Stanu. Ten otworzył ją. W środku była dość długa notatka, którą Rhyme przesyłał na ręce Petera Hoddinsa, reportera działu międzynarodowego „New York Timesa”, opisująca ze szczegółami to, co opowiedział właśnie Peabody'emu i Webleyowi.
Webley ze Stanu i Peabody wymienili między sobą spojrzenia, a potem przeszli w róg pustej już teraz poczekalni i obaj zaczęli gdzieś dzwonić.
Po pewnym czasie obie rozmowy dobiegły końca i chwilę później Rhyme otrzymał odpowiedź. Webley ze Stanu odwrócił się bez słowa i pomaszerował korytarzem do hali odlotów.
– Zaczekaj! – zawołał Duch. – Zawarliśmy przecież umowę! Mieliśmy umowę!
Webley nawet się nie obejrzał. Podarł notatkę Rhyme'a i nie zwalniając kroku, wyrzucił strzępy do pojemnika na śmieci.
Sellitto poinformował pracownika lotniska, że może zakończyć odprawę. Pan Kwan nie wejdzie na pokład samolotu.
Umundurowani policjanci zajęli się szmuglerem.
– Przysięgam, że nie miałem pojęcia, o co w tym wszystkim chodzi – tłumaczył się nerwowo Harold Peabody. – Powiedzieli mi, że…
Ale Rhyme poczuł się zmęczony. Bez słowa dotknął lekko palcem panelu sterującego i jego wózek potoczył się wzdłuż korytarza.
Kilka dni później Duch został postawiony w stan oskarżenia, a jego prośba o zwolnienie za kaucją odrzucona. Lista zarzutów była długa: federalne i stanowe oskarżenia o morderstwo, o przemyt ludzi oraz posiadanie broni palnej bez pozwolenia. Uwolniony od zarzutu przemytu ludzi, kapitan Sen miał zeznawać na jego procesie; potem czekała go deportacja do Chin.
Rhyme i Amelia Sachs byli sami w sypialni kryminologa. Policjantka przeglądała się w wysokim lustrze. Za godzinę miała się stawić na rozprawie.
– Świetnie wyglądasz – rzekł z uznaniem Rhyme.
Sachs włożyła świeżo uprasowany niebieski kostium, bluzkę i granatowe szpilki, w których mierzyła ponad metr osiemdziesiąt wzrostu. Rude włosy spięła na czubku głowy.
Zadzwonił telefon.
– Polecenie, odebrać telefon – rzucił do mikrofonu Rhyme.
– Lincoln? – odezwał się w głośniku kobiecy głos.
– Witam, doktor Weaver – pozdrowił w odpowiedzi swoją neurochirurg.
Sachs usiadła na skraju jego łóżka marki Flexicair.
– Odebrałam pański telefon – powiedziała lekarka. – Wszystko w porządku?
– Jak najbardziej.
– Chciałabym, żeby zgłosił się pan do mnie jutro na ostatnie badanie przed zabiegiem.
Читать дальше