Prawdziwy John Sung był doktorem – Duch nim nie był. Ale w Chinach każdy zna się trochę na wschodniej medycynie. Nie trzeba było długich studiów, aby wykryć u Sachs dolegliwość, na którą cierpiała, i dać jej odpowiednie zioła.
– A wasz znajomy z urzędu migracyjnego? – zapytał Duch.
– Coe? Wiedzieliśmy, że nic go z tobą nie wiąże – odparła Sachs. – Ale musiałam udawać, że Coe jest szpiegiem… nie mogłeś się domyślić, żeśmy cię rozpracowali. I nie chcieliśmy, żeby nam przeszkadzał. Gdyby odkrył, kim jesteś, mógłby znowu zacząć strzelać, tak jak to zrobił na Canal Street. Nie chcieliśmy żadnych komplikacji. – Sachs uważnie przyjrzała się Duchowi. – Zabiłeś Sunga, ukryłeś jego ciało, a potem postrzeliłeś się i wypłynąłeś z powrotem na morze. O mało nie utonąłeś.
– Nie miałem wielkiego wyboru. Jerry Tang zostawił mnie na lodzie.
– Jak przemyciłeś broń?
– Wsadziłem do skarpetki w ambulansie. Potem schowałem ją w szpitalu i wróciłem po nią, kiedy uwolnił mnie agent urzędu imigracyjnego.
– Gdzie jest ciało Sunga?
W odpowiedzi Duch się tylko uśmiechnął. Jego spokój rozwścieczał ją. Nagle zabrzęczała jej komórka.
– Tak?
– Przypuszczam, że ktoś zamierza w końcu do mnie zadzwonić i powiedzieć, co się dzieje – wycedził sarkastycznie Rhyme.
– Jesteśmy tu trochę zajęci, Rhyme – odparła. – Złapaliśmy go. Próbowałam z niego wyciągnąć, gdzie jest ciało Sunga, ale…
– Uważasz, że nie możemy się tego sami domyślić? Przecież to oczywiste.
Dla pewnych ludzi może i jest oczywiste, pomyślała.
– W bagażniku hondy – poinformował ją kryminolog.
– Która nadal jest gdzieś na wschodnim skraju Long Island?
– Oczywiście. Duch pojechał, żeby ją ukryć, na wschód. Domyślał się, że nie będziemy szukać w tamtym kierunku.
Stojący obok niej Sellitto wskazał palcem ulicę.
– Muszę odwiedzić pewnych ludzi, Rhyme – powiedziała.
– Odwiedzić pewnych ludzi? Kogo?
– Znajomych – odparła po krótkim zastanowieniu.
Sachs zastała rodzinę stojącą przed zaniedbanym domem nieopodal Parku Owls Head. W powietrzu unosił się ciężki odór ścieków, pochodzący z oczyszczalni, która ocaliła im życie. Ojciec, Sam Chang, stał z opuszczoną głową i skrzyżowanymi na piersi rękoma, słuchając w ponurym milczeniu Azjaty w garniturze – domyśliła się, że to agent urzędu imigracyjnego – który mówił coś do niego i robił notatki.
Obok stała mniej więcej czterdziestoletnia kobieta, trzymająca za rękę Po-Yee. Mała była urocza – o okrągłej buzi i jedwabistymi lokami przyciętymi krótko po bokach.
Detektyw z Nowojorskiego Wydziału Policji rozpoznał Sellitta i podszedł do niego i do Sachs.
– Rodzina ma się dobrze. Zabieramy ich do ośrodka dla imigrantów w Queens. Biorąc pod uwagę działalność dysydencką Changa, mają duże szanse na przyznanie azylu.
– Złapaliście Ducha? – zapytał ją Sam Chang.
– Tak – odparła. – Jest w areszcie.
– Dziękuję – powiedział z ulgą. – Czy mogę panią o coś prosić? -zapytał po chwili. – Chodzi o tego człowieka, starszego mężczyznę, który zginął w apartamencie Ducha. Mój ojciec musi mieć porządny pogrzeb. To bardzo ważne.
– Kiedy skończy pan załatwiać sprawy z urzędem imigracyjnym, może pan zwrócić się do jakiegoś domu pogrzebowego, żeby zabrali go z kostnicy – odparła.
– Dziękuję.
Pod dom podjechał mały niebieski dodge i wysiadła z niego czarna kobieta w brązowym kostiumie.
– Nazywam się Chiffon Wilson – przedstawiła się agentowi urzędu imigracyjnego i Sachs. – Jestem z opieki społecznej i przyjechałam po dziecko.
Chang spojrzał szybko na swoją żonę.
– Nie może z nimi zostać? – zapytała Amelia.
Wilson potrząsnęła ze współczuciem głową.
– Jest osieroconą obywatelką innego państwa. Musi wracać do Chin.
– To dziewczynka – szepnęła Sachs. – Czy pani wie, co się dzieje z osieroconymi dziewczynkami w Chinach?
– Nic mi na ten temat nie wiadomo. Wykonuję po prostu swoją pracę. – Wilson dala znak agentowi urzędu imigracyjnego, który powiedział coś po chińsku do Changów. Twarz Mei-Mei znieruchomiała. Po chwili skinęła głową, wsunęła rączkę dziecka do dłoni pracownicy społecznej i zmarszczyła czoło, chcąc przypomnieć sobie właściwe angielskie słowa.
– Wy zadbać, ona mieć bardzo dobra opieka – powiedziała w końcu i odeszła.
Wilson podniosła dziewczynkę, która zerknęła na rude włosy Sachs i wyciągnęła rączkę, chcąc złapać parę kosmyków. Policjantka roześmiała się.
– Ting! – rozległ się nagle stanowczy kobiecy glos. Sachs przypomniała sobie, że to słowo znaczy po chińsku „czekaj”. Odwróciła się i spostrzegła wracającą do nich szybkim krokiem Mei-Mei. – Proszę – powiedziała Chinka, podając jej prymitywną zabawkę, wypchanego kotka. – Ona to lubić. Być z tym szczęśliwa.
Dziecko utkwiło oczy w zabawce, a Mei-Mei w dziecku. A zaraz potem Wilson przypięła małą do fotelika w samochodzie i odjechały.
Amelia rozmawiała przez pół godziny z Changami, starając się ustalić, czy nie znają jeszcze jakichś faktów, które pomogłyby w sporządzeniu aktu oskarżenia przeciwko Duchowi. A potem dały o sobie znać trudy ostatnich dwóch dni i uznała, że czas już wracać do domu.
Mimo że Kwan Ang znajdował się w areszcie, Lincoln Rhyme i Amelia Sachs spędzili cały ranek, analizując informacje, które nie przestawały napływać w związku ze sprawą „Wyzionąć Ducha”.
Na podstawie analizy chemicznych markerów FBI ustaliło, że użyty do zatopienia statku ładunek wybuchowy C4 dostarczony został najprawdopodobniej przez północnokoreańskiego handlarza bronią.
Nurkowie z „Evan Brigant” wydobyli z wraku „Fuzhou Dragona” ciała załogi i innych imigrantów, a także resztę pieniędzy – około stu dwudziestu tysięcy dolarów. Ustalono również, że Ling Shui-bian, człowiek, który zapłacił Duchowi i napisał do niego list odnaleziony przez Amelię, posiada stały adres w Fuzhou. Rhyme przesłał go e-mailem do tamtejszego urzędu bezpieczeństwa publicznego.
Rozległo się ciche brzęczenie i komputer Rhyme'a wyświetlił listę nowych wiadomości. Kryminolog przeczytał jedną z nich.
– Aha. Miałem rację – mruknął, po czym poinformował Sachs, że ciało Johna Sunga odnaleziono w bagażniku skradzionej przez Ducha hondy. Zgodnie z przewidywaniami Rhyme'a, samochód został zatopiony w stawie zaledwie czterdzieści metrów od Easton Beach.
Zainteresowała go również następna wiadomość. Przysłał ją Mel Cooper, który urzędował z powrotem w swoim gabinecie w siedzibie nowojorskiej policji.
Lincolnie,
Zbadaliśmy dynamit i okazało się, że jest fałszywy. Dellrayowi w ogóle nic nie groziło. Sprawca dał dupy i użył imitacji. Może warto się nad tym zastanowić.
Rhyme roześmiał się. Jakiś handlarz wystawił do wiatru napastnika, sprzedając mu fałszywy materiał wybuchowy.
Chwilę później zabrzęczał dzwonek do drzwi i do pokoju wparowali Sellitto i Dellray.
– Cześć, Linc – mruknął agent FBI. Po jego minie widać było, że nie przynosi dobrych wiadomości. Amelia Sachs i Rhyme wymienili zaniepokojone spojrzenia. – Duch nie podlega już naszej jurysdykcji – stwierdził z westchnieniem Sellitto. – Wysyłają go z powrotem do Chin. Tamtejsze grube szychy chcą… pozwól, że zacytuję: „przesłuchać go w związku z nieprawidłowościami w handlu zagranicznym”.
Читать дальше