Zaczął podnosić głos. Sypialnia Heather przylega do salonu i byłem pewien, że siedzi teraz z uchem przytkniętym do ściany.
– Chce, żebyś to zatuszował? – spytałem przyciszonym głosem, miałem nadzieję, że Sam zrozumie.
– Powiedziałbym, że do tego zmierzał, tak – rzekł z sarkazmem. Nie było to dla niego naturalne i nie zabrzmiało cynicznie ani ostro, wydał się okropnie młody, żałosny niczym nastolatek. Padł z powrotem na fotel i przejechał dłonią po włosach. – Nigdy bym się tego nie spodziewał, wiesz? Ze wszystkich rzeczy, o które się martwiłem… Nigdy bym o tym nie pomyślał.
Jeśli mam być szczery, to chyba nigdy nie traktowałem poważnie całej linii śledztwa prowadzonego przez Sama. Międzynarodowe holdingi, nieuczciwi deweloperzy i poufne transakcje kupna gruntu zawsze wydawały się niemożliwie odległe, prymitywne i prawie śmieszne jak jakiś tandemy film z Tomem Cruise’em w roli głównej, a nie coś, co mogłoby dotyczyć kogoś rzeczywistego. Zaskoczył mnie wyraz twarzy Sama. Nie pił ani nic z tych rzeczy, za to podwójny pech – wujek i O’Kelly – walnął go niczym dwie ciężarówki. Ktoś taki jak Sam nigdy nie przypuszczał, że mogą nadjechać. Przez chwilę mimo wszystko żałowałem, że nie umiem znaleźć właściwych słów, żeby go pocieszyć, powiedzieć mu, że takie rzeczy zdarzają się wszystkim i że przeżyje tak jak prawie wszyscy.
– Co robić? – spytał.
– Nie mam pojęcia – odparłem zaskoczony. Zgoda, Sam i ja spędzaliśmy ostatnio sporo czasu razem, to jednak nie czyniło z nas kumpli, a poza tym nie byłem odpowiednią osobą do dawania komuś rad. – Nie chcę, żeby zabrzmiało to nieczule, ale dlaczego zwracasz się z tym do mnie?
– A do kogo? – cicho zapytał Sam. Kiedy na mnie spojrzał, zauważyłem, że ma przekrwione oczy. – Nie mogę z tym pójść do kogoś z rodziny, prawda? To by ich dobiło. A przyjaciele są świetni, ale nie są gliniarzami, a to sprawa policji. A Cassie… wolałbym jej w to nie wciągać. Ma już dość na głowie. Wygląda ostatnio na strasznie zestresowaną. Ty już wiedziałeś, a ja po prostu musiałem z kimś o tym pogadać, zanim podejmę decyzję.
Moim zdaniem sam wyglądałem na dość zestresowanego w ciągu ostatnich kilku tygodni, chociaż pochlebiała mi sugestia, że ukrywałem to lepiej, niż mi się zdawało.
– Decyzję? – powiedziałem. – Nie wygląda wcale na to, że masz wielki wybór.
– Jest jeszcze Michael Kiely – powiedział Sam. – Mógłbym jemu dać taśmę.
– Jezu. Straciłbyś pracę, zanim jeszcze artykuł zdążyłby trafić do gazet. Może to nawet nielegalne, nie wiem.
– Zdaję sobie sprawę. – Przycisnął dłonie do oczu. – Myślisz, że to powinienem zrobić?
– Nie mam zielonego pojęcia. – Od whiskey wypitej prawie na pusty żołądek robiło mi się trochę niedobrze. Wziąłem lód z dna zamrażarki, bo tylko taki mi został – smakował trochę, jakby był przeterminowany i brudny.
– Wiesz, co by się stało, gdybym to zrobił?
– Wylaliby cię. Może skazali. – Nie odezwał się. – Mogliby zwołać trybunał, tak przypuszczam. Jeśliby stwierdzili, że twój wujek zrobił coś złego, pewnie by mu powiedzieli, żeby już więcej tego nie robił, trafiłby na kilka lat na ławkę rezerwowych, a potem wszystko wróciłoby do normy.
– Ale autostrada. – Sam pocierał rękami twarz. – Nie potrafię jasno myśleć… Jeśli nic nie powiem, to autostrada tamtędy przebiegnie, przez wykopaliska archeologiczne. Bez powodu.
– I tak ją tam zbudują. Jeśli pójdziesz do gazet, rząd po prostu powie: „Oj, przepraszamy, za późno już na przesunięcie" i dalej będzie robił swoje.
– Tak myślisz?
– Tak. Szczerze.
– A Katy. O nią chodzi. A jeśli Andrews wynajął kogoś, żeby ją zabił? Pozwolimy mu się z tego wywinąć?
– Nie wiem – odparłem. Zastanawiałem się, jak długo Sam miał zamiar tu zostać.
Siedzieliśmy przez chwilę w milczeniu. Ludzie w mieszkaniu obok wydawali jakieś przyjęcie, słyszałem gwar wesołych głosów, Kylie w odtwarzaczu, kokieteryjny głos dziewczyny: „Mówiłam ci, przecież ci mówiłam!". Heather walnęła w ścianę, na chwilę zapanowała cisza, a potem usłyszeliśmy wybuch tłumionego śmiechu.
– Wiesz, jakie są moje pierwsze wspomnienia? – spytał Sam. Lampka rzucała mu pod oczy cienie i nie mogłem dostrzec wyrazu jego twarzy. – Dzień, w którym Red dostał się do parlamentu, byłem chłopcem, miałem trzy, cztery lata, wszyscy przyjechaliśmy do Dublina, żeby go odprowadzić, cała rodzina. Był wspaniały słoneczny dzień. Miałem na sobie nowy garniturek. Nie byłem pewien, co się dokładnie wydarzyło, ale wiedziałem, że coś ważnego. Wszyscy byli tacy szczęśliwi, a mój tata… promieniał, taki był dumny. Posadził mnie sobie na ramionach, tak żebym wszystko widział, i krzyknął: „To twój wujek, synu!". Red stał na schodach, uśmiechał się, machał, a ja wrzasnąłem: „To mój wujek!", wszyscy się roześmieli, a on do mnie mrugnął… Mamy jeszcze zdjęcie, wisi na ścianie w salonie.
Kolejna chwila ciszy. Dotarło do mnie, że ojciec Sama mógłby być o wiele mniej zszokowany wyczynami swojego brata, niżby się Sam spodziewał, ale doszedłem do wniosku, że to wątpliwe pocieszenie.
Odrzucił do tyłu włosy.
– No i na dodatek mój dom – dorzucił. – Wiesz, że jestem jego właścicielem, prawda?
Przytaknąłem. Miałem przeczucie, że wiem, do czego zmierza.
– Tak. To ładny dom… cztery sypialnie i w ogóle. Szukałem tylko czegoś w rodzaju mieszkania. Ale Red powiedział… wiesz, że założę rodzinę… Nie sądziłem, że będzie mnie stać na coś sensownego, ale on… tak. – Raz jeszcze odchrząknął, był to szybki, niepokojący dźwięk. – Przedstawił mnie facetowi, który budował osiedle. Powiedział, że są starymi znajomymi i facet zaproponuje mi dobry interes.
– I tak zrobił. Teraz niewiele już możesz na to poradzić.
– Mógłbym sprzedać dom za cenę, za jaką go kupiłem. Jakiejś młodej parze, której inaczej nigdy nie będzie stać na własne lokum.
– Po co? – spytałem. Rozmowa zaczynała mnie frustrować. Zachowywał się jak wielki, gorliwy, oszołomiony święty Bernard, dzielnie starający się wykonać swój obowiązek w samym środku zamieci, która uniemożliwiała każdy krok. – Poświęcenie to ładny gest, tyle że tak naprawdę niewiele daje.
– Aha – rzekł ze znużeniem Sam, sięgając po szklankę. – Rozumiem, o co chodzi. Mówisz, że powinienem to zostawić.
– Nie wiem, co powinieneś. – Ogarnęła mnie fala mdłości i zmęczenia. Boże, pomyślałem, co za tydzień. – Pewnie jestem ostatnią osobą, którą powinieneś o to pytać. Po prostu nie widzę sensu w robieniu z siebie męczennika i porzucaniu domu i kariery, kiedy i tak dla nikogo nie wyniknie z tego nic dobrego. Nie zrobiłeś nic złego. Prawda?
Spojrzał na mnie.
– Prawda – powiedział cicho z goryczą. – Nie zrobiłem nic złego.
***
Cassie nie była jedyną osobą, która schudła. Od ponad tygodnia nie miałem w ustach prawdziwego posiłku i niejasno zaczynałem zdawać sobie sprawę, że kiedy się golę, muszę manewrować maszynką w nowych zagłębieniach w szczęce, jednak dopiero gdy ściągałem tamtego wieczoru garnitur, zauważyłem, że wisi mi na biodrach i odstaje w ramionach. Większość detektywów albo chudnie, albo tyje podczas dużych śledztw – Sam i O’Gorman zaczynali się cokolwiek zaokrąglać w pasie od zbyt dużej ilości niezdrowego jedzenia – ja za to jestem wystarczająco wysoki, żeby reakcja była ledwie widoczna, ale jeśli sprawa potrwa dłużej, będę musiał kupić nowe garnitury albo dalej wyglądać jak Charlie Chaplin.
Читать дальше