– Albo to on był zabójcą – powiedziałem.
– Alibi na wtorkową noc.
– Od dziewczyny, która za nim szaleje.
– Mel to nie typ słodkiej idiotki, która trwa przy swoim mężczyźnie. Ma własne zdanie i jest wystarczająco mądra, żeby zdawać sobie sprawę z tego, że to ważne. Gdyby Mark wyskoczył w połowie zabawy na przyjemny długi spacerek, toby nam powiedziała.
– Mógł mieć wspólnika. Mel albo kogoś innego.
– I co, schowali ciało na trawiastym pagórku?
– Jaki motyw ma twój chłoptaś? – zainteresował się Sam. Jadł czereśnie i obserwował nas z zainteresowaniem.
– Jego motyw jest kilkaset metrów od tego drzewa – odpowiedziałem mu. – Nie słyszałeś go. Jest zupełnie normalny, jeśli chodzi o większość rzeczy – Cass, wystarczająco normalny, żeby nie wzbudzać podejrzeń w dziecku – ale każ mu mówić o wykopaliskach, a zaraz zacznie gadać o profanacji i kulcie… Stanowisko jest zagrożone przez autostradę, może myślał, że mała ofiara z człowieka dla bogów, jak za starych dobrych czasów, sprawi, że wkroczą i je uratują. Ma szmergla na punkcie tych wykopalisk.
– Jeśli się okaże, że to pogańska ofiara – oświadczył Sam – to na pewno nie ja o tym powiem O’Kelly’emu, ostrzegam.
– Głosuję za tym, żeby to on powiedział O’Kelly’emu. A my będziemy sprzedawać bilety.
– Mark nie jest szurnięty – orzekła Cassie.
– Oj, jest.
– Nie, nie jest. Praca jest dla niego najważniejsza. To nie szmergiel.
– Szkoda, że ich nie widziałeś – zwróciłem się do Sama. – Serio, to była bardziej randka niż przesłuchanie. Maddox potakiwała, trzepotała rzęsami, mówiła mu, że doskonale rozumie, jak się musi czuć…
– Co jest zgodne z prawdą – wtrąciła Cassie. Zostawiła notatki Coopera i usiadła na fotonie. – I nie trzepotałam rzęsami. Kiedy naprawdę będę to robiła, na pewno zauważysz.
– Rozumiesz, co czuje? A co modlisz się do tego samego boga?
– Nie, durniu. Zamknij się i słuchaj. Mam teorię na temat Marka. – Zrzuciła buty i podwinęła nogi.
– O matko. Sam, mam nadzieję, że nigdzie się nie spieszysz?
– Zawsze mam czas na dobrą teorię. A mogę dostać do niej drinka, skoro już skończyliśmy pracę?
– Mądre posunięcie – pochwaliłem.
Cassie trąciła mnie nogą.
– Poszukaj whiskey albo czegoś takiego.
Odepchnąłem jej nogę i wstałem.
– Okay – rozpoczęła – wszyscy musimy w coś wierzyć, tak?
– Czemu? – zdziwiłem się. Uznałem to za intrygujące i lekko niepokojące; nie jestem religijny i podobno Cassie również.
– Oj, bo tak jest. Każda społeczność na świecie zawsze miała jakiś system wierzeń. Ale teraz… Ilu znacie ludzi, którzy są chrześcijanami – nie tylko chodzą do kościoła, ale są prawdziwymi chrześcijanami, starają się żyć w sposób, jaki Jezus im pokazał? I nie chodzi o ludzi, którzy wierzą w polityczne ideologie. Nasz rząd nie ma ideologii, wszyscy to wiemy…
– Brązowe koperty dla chłopaków – rzuciłem przez ramię. – To rodzaj ideologii.
– Hej – łagodnie powiedział Sam.
– Przepraszam. Nie miałem nikogo konkretnego na myśli. – Kiwnął głową.
– I ja również. Sam – dodała Cassie. – Chciałam tylko powiedzieć, że nie ma jednej ogólnej filozofii, dlatego ludzie muszą sami wymyślać, w co wierzą.
Znalazłem whiskey, colę, lód i trzy szklanki; ustawiłem to wszystko na stoliku do kawy.
– Masz na myśli nową religię? Całe to New Age i japiszonów, którzy uprawiają seks tantryczny w swoich SUV-ach mających wystrój zgodny z regułami feng shui?
– Ich także, ale myślałam raczej o ludziach, którzy robią religię z czegoś zupełnie innego. Jak choćby pieniądze – to im oddają cześć urzędnicy państwowi i nie mówię tutaj o brązowych kopertach, Sam. Zauważyliście, że w dzisiejszych czasach, jeśli masz nisko płatną pracę, nie jest to po prostu pech? Tak naprawdę to nieodpowiedzialność: nie jesteś dobrym członkiem społeczeństwa, jesteś kiepski, skoro nie masz dużego domu i modnego samochodu.
– Ale jak ktokolwiek poprosi o podwyżkę – powiedziałem, stukając tacką na kostki lodu – to jest bardzo, bardzo niedobry, bo zagraża zyskom pracodawcy, i to po tym wszystkim, co ten zrobił dla gospodarki.
– Właśnie. Jeśli nie jesteś bogaty, to jesteś istotą niższego rzędu, jak śmiesz żądać od porządnych ludzi pensji pozwalającej na utrzymanie.
– Hm – mruknął Sam. – Ale nie sądzę, żeby było aż tak źle.
Zapadła krótka, uprzejma cisza. Zebrałem kostki lodu ze stolika, w Samie jest coś z Pollyanny, ale jego rodzina ma domy w Ballsbridge. Jego poglądy na sprawy społeczno-gospodarcze, choć słodkie, trudno nazwać obiektywnymi.
– Drugą wielką religią w dzisiejszych czasach – kontynuowała Cassie – jest ciało. Wszystkie te pouczające reklamy i reportaże w wiadomościach na temat palenia, picia i sprawności fizycznej…
Nalewałem i czekałem, aż Sam powie, kiedy mam przestać; podniósł rękę, uśmiechnął się do mnie, a ja podałem mu szklankę.
– Kiedy je widzę, zawsze mam ochotę sprawdzić, ile papierosów zdołam wypalić naraz – skomentowałem. Cassie rozprostowała nogi; podniosłem je, żeby usiąść, i położyłem sobie na kolanach, a następnie zacząłem nalewać jej drinka, dużo lodu i dużo coli.
– Ja także. Ale raporty i reszta nie mówią tylko, że coś jest niezdrowe – mówią, że to złe pod względem moralnym. Jak gdyby człowiek był lepszą osobą w sensie duchowym, kiedy ma właściwą zawartość tłuszczu w ciele i ćwiczy godzinę dziennie – no i jeszcze ten zbiór protekcjonalnych reklam, gdzie palenie to nie tylko głupia rzecz, ale wręcz szatańska. Ludzie potrzebują kodeksu moralnego, żeby się nim wspomagać w podejmowaniu decyzji. Reklamowanie zalet biojogurtów i własnej nieomylności finansowej wypełnia tylko lukę na rynku. Ale problem leży w tym, że wszystko jest na odwrót. Nie chodzi o to, żeby robić dobrą rzecz i mieć nadzieję, że kiedyś się odpłaci; uczynek moralny z definicji jest uczynkiem, który daje największe owoce.
– Pij drinka – powiedziałem. Była podekscytowana, gestykulowała, pochylając się do przodu i zupełnie zapominając o trzymanej w ręce szklance. – A wracając do początku, co to ma wspólnego z szurniętym Markiem?
Cassie pokazała mi język i napiła się.
– Posłuchaj: Mark wierzy w archeologię – w swoje dziedzictwo. To jego wiara. To nie jakiś abstrakcyjny zbiór zasad i nie dotyczy jego ciała czy konta bankowego, to konkretna część jego życia, dzień po dniu, czy to się opłaca czy nie. Tym żyje. To nie szmergiel, to zdrowe i jeśli społeczeństwo myśli, że dziwaczne, coś z ludźmi jest mocno nie w porządku.
– Facet urządzał cholerne libacje na cześć jakiegoś boga z epoki brązu – powiedziałem. – Nie sądzę, żeby ze mną było coś nie tak, skoro uważam to za odrobinę dziwne. Sam, proszę o wsparcie.
– Mnie? – Sam usadowił się na sofie, słuchał rozmowy i przewracał muszelki i kamyki na parapecie. – Myślę, że po prostu jest młody. Powinien sobie sprawić żonę i kilkoro dzieci. To by go uspokoiło.
Spojrzeliśmy na siebie z Cassie i wybuchliśmy śmiechem.
– O co chodzi? – pytał Sam.
– O nic – odparłem – serio.
– Chciałabym cię zobaczyć z Markiem po kilku wspólnych piwach – powiedziała Cassie.
– Już ja bym się z nim rozprawił – z pogodą rzucił Sam, a my znowu zaczęliśmy chichotać. Rozparłem się na sofie i upiłem drinka. Podobała mi się ta rozmowa. To był dobry wieczór, wesoły; drobny deszcz delikatnie bębnił o szyby, w tle śpiewała Billie Holiday, a ja byłem zadowolony, że Cassie zaprosiła Sama. Zaczynałem go coraz bardziej lubić. Doszedłem do wniosku, że każdy powinien mieć w otoczeniu swojego Sama.
Читать дальше