– Tylko pocałunek – wyszeptał – tylko jeden pocałunek, John. Cholera, no chodź.
W oczach miał łzy, bo i on rozumiał, że w ciągu tej jednej sekundy wszystko, co było między nami, wali się w gruzy. Rozumiał, że to oznacza koniec tego, co było. Jednak nie przeszkodziło mu to, by mnie stopniowo odwracać tyłem i dążyć ku poczwarze o podwójnych plecach. (Szekspir, niech będzie). A ja cały dygotałem, ale czułem się dziwnie bezwolny. Było to dla mnie nie do pojęcia, wymykało się spod kontroli. Oczy napełniły mi się łzami i pociekło mi z nosa.
– Tylko jeden pocałunek.
To wina tego przeszkolenia, tego bezlitosnego dążenia za wszelką cenę do wytyczonego, morderczego celu, że teraz znaleźliśmy się w takiej strasznej sytuacji. Więc jednak zawsze we wszystkim kryje się miłość.
– John.
Stać mnie było tylko na uczucie litości dla nas obu, dwóch cuchnących, pozbawionych godności zwierząt ludzkich zamkniętych w pustych ścianach celi. Miałem poczucie klęski i straszliwego upokorzenia. Gordon. Gordon. Gordon.
– John…
Drzwi celi otworzyły się tak łatwo, jakby nigdy nie były zamknięte.
W drzwiach stał jakiś mężczyzna. Na pewno Anglik i na pewno oficer wyższego stopnia. Patrzył na nas z wyraźnym niesmakiem; niewątpliwie słyszał wszystko, a może nawet widział. Wskazał na mnie ręką.
– Rebus – powiedział – zaliczyliście. Jesteście teraz z nami.
Popatrzyłem na niego. Co on mówi? Ale wiedziałem dobrze co.
– Zaliczyliście egzamin, Rebus. Chodźcie. Pójdziecie ze mną. Dostaniecie wszystko, co wam potrzeba. Jesteście teraz z nami. Przesłuchanie waszego… waszego kolegi… trwa nadal. Od tej chwili będziecie też w tym uczestniczyć.
Gordon zerwał się na równe nogi. Wciąż jeszcze stał tuż za mną. Czułem na karku jego gorący oddech.
– Jak to? – powiedziałem. W ustach i w żołądku czułem suchość. Patrząc na tego wypucowanego oficerka, dotkliwie odczuwałem własny brud. Ale to w końcu jego wina. – Znowu jakiś numer. Jestem pewien. Nic panu nie powiem. Nigdzie z panem nie idę. Niczego nie wydałem. Nie złamałem się. Nie możecie mnie teraz odwalić! – Zacząłem krzyczeć, byłem niemal w szoku. Mimo to czułem przez skórę, że on mówi prawdę.
– Rozumiem waszą podejrzliwość, Rebus. Ostatnio dużo przeszliście. Piekielnie dużo. Ale macie to już za sobą. Wcale was nie odwalamy, zaliczyliście test, i to z wyróżnieniem. Nie mamy żadnych wątpliwości, zdaliście egzamin. Jesteście teraz po naszej stronie. Teraz pomożecie nam testować Reeve’a. Wszystko jasne?
Potrząsnąłem głową.
– To jakiś numer – odparłem. Oficer uśmiechnął się ze zrozumieniem. Już wiele razy miał do czynienia z takimi jak ja.
– Słuchajcie, Rebus – powiedział. – Wystarczy, żebyście z nami poszli, a wszystko stanie się jasne.
I wtedy Gordon nagle się ożywił i stanął ramię w ramię ze mną.
– Nie! – krzyknął. – Już ci, kurwa, powiedział, że nigdzie nie idzie! Więc spieprzaj stąd. – Potem położył mi rękę na ramieniu i powiedział: – Nie słuchaj go, John. To jakaś podpucha. Te skurwiele wiecznie coś wymyślają.
Widziałem, że jest bardzo poruszony. Oczy miał rozbiegane, usta lekko otwarte. Czułem jego rękę na ramieniu, ale wiedziałem jednocześnie, że moja decyzja już zapadła. Gordon też chyba o tym wiedział.
– Myślę, że decyzja w tej sprawie należy do Rebusa, nie uważacie? – zapytał oficer.
A potem spojrzał mi przyjaźnie prosto w oczy.
Nie muszę już patrzeć na celę ani na Gordona. Cały czas myślałem tylko w duchu: oto kolejna rozgrywka w ramach całej tej gry, po prostu jeszcze jedna partia. Ich decyzja zapadła już dawno. Nie okłamywali mnie, a ja oczywiście chciałem się z tej celi wydostać. Wszystko zostało z góry ustalone. Nic nie dzieje się przypadkowo. Tak mi oświadczyli na samym początku szkolenia. Ruszyłem do przodu, ale Gordon wpił się palcami w strzępy mojej koszuli.
– John – powiedział głosem nabrzmiałym emocją – nie zostawiaj mnie. Błagam.
Jednak ja wyszarpnąłem się z jego słabego chwytu i wyszedłem z celi.
– Nie! Nie! Nie! – Jego wrzaski były pełne rozpaczy. – John, nie zostawiaj mnie! Wypuście mnie! Wypuście mnie!
A potem zaczął wyć, a pode mną ugięły się nogi i niemal zwaliłem się na posadzkę. Było to wycie szaleńca.
Pozwolono mi się wykąpać i przebrać, przebadał mnie lekarz, a potem zaprowadzono mnie do pomieszczenia zwanego eufemistycznie salą debriefingów. Przeszedłem piekło – wciąż jeszcze w nim tkwiłem – a oni chcieli sobie ze mną pogawędzić, jakby to wszystko było tylko szkolnym ćwiczeniem, które trzeba omówić.
Było ich tam czterech – trzech kapitanów i lekarz psychiatra. Zaczęli od wyjaśnień. Powiedzieli, że w ramach SAS powstaje nowa elitarna formacja, której głównym zadaniem będzie infiltracja i destabilizacja ugrupowań terrorystycznych. Pierwszym jej celem będzie Irlandzka Armia Republikańska, która w miarę zaogniania się sytuacji w Irlandii staje się coraz poważniejszym zagrożeniem, co może doprowadzić do wybuchu wojny domowej. Ze względu na wagę tego zadania tylko najlepsi – najlepsi z najlepszych – zostaną zakwalifikowani do tej służby, a Reeve’a i mnie uznano za najlepszych z naszego rocznika. I dlatego urządzono tę mistyfikację, uwięziono nas i poddano serii testów, jakich nigdy wcześniej w SAS nie stosowano. Nic z tego, co mówili, właściwie nie było dla mnie żadnym zaskoczeniem. Bardziej myślałem teraz o tych wszystkich pozostałych nieszczęśnikach, nad którymi wciąż jeszcze pastwiono się w ramach tego chorego programu. I wbijano im w głowę, że w razie pojmania nie wolno im pisnąć, kim są.
A potem przeszli do Gordona.
– Jeśli chodzi o kadeta Reeve’a, to mamy pewne wątpliwości. – Teraz głos miał facet w białym kitlu. – Jest świetnym żołnierzem i każde zadanie wymagające fizycznego wysiłku wykonuje bez zarzutu. Jednak zawsze był samotnikiem, więc umieściliśmy was dwóch w jednej celi, żeby obserwować jego reakcje, kiedy będzie musiał dzielić celę z kimś drugim, a szczególnie potem, kiedy straci kompana i znów zostanie sam.
No to wiedzą o tym pocałunku, czy nie wiedzą?
– I niestety obawiam się – mówił dalej lekarz – że w tym, zakresie wynik może być negatywny. Nauczył się na tobie polegać, uzależnił się od ciebie, czyż nie? Mamy oczywiście świadomość, że w drugą stronę to nie zadziałało i ty od niego się nie uzależniłeś.
– A te wrzaski z innych cel?
– Puszczane z taśmy.
Kiwnąłem głową, czując jak ogarnia mnie zmęczenie i zniechęcenie.
– Więc to wszystko było tylko kolejnym testem?
– Oczywiście, że tak. – Wymienili pomiędzy sobą uśmieszki. – Ale nie musisz się tym martwić. Masz to już za sobą. Ważne jest to, że zaliczyłeś.
Mimo wszystko czułem jednak niepokój. No bo właściwie jak to? Zamieniłem przyjaźń na prawo do tej przyjaznej pogawędki? Zamieniłem uczucie na cyniczne uśmieszki? W uszach wciąż jeszcze miałem wrzaski Gordona. Zemsty, wył wtedy, zemsty! Złożyłem ręce na kolanach, pochyliłem się do przodu i zacząłem płakać.
– Wy skurwysyny – powiedziałem. – Och, wy skurwysyny.
I gdybym miał wtedy broń pod ręką, to podziurawiłbym im te uśmiechnięte mordy.
Potem poddali mnie dalszym badaniom w wojskowym szpitalu, tym razem już dokładniejszym. W Ulsterze rzeczywiście wybuchła wojna domowa, ale ja myślałem wciąż o Gordonie Reeve. Co się z nim stało? Czy wciąż go jeszcze trzymają w tej śmierdzącej celi, i to przeze mnie, w samotności? Czy już się zupełnie załamał? Wszystko to położyło mi się kamieniem na sercu i znów zacząłem płakać. Dali mi pudełko chusteczek higienicznych. Na nic więcej nie było ich stać.
Читать дальше