Teraz z kolei wyprostował się Rebus. Potrząsnął głową, jakby chcąc oczyścić ją z oparów whisky.
– No to już – powiedział. – Co mam robić? – Czuł jednocześnie, że wewnętrzny głos ostrzega: „Nie rób tego, nie chcesz wiedzieć”.
Chciał wiedzieć.
Michael podszedł do niego.
– Rozsiądź się wygodnie. Odpręż się. Nie dotykaj więcej whisky. Tylko pamiętaj, nie każdy jest podatny na hipnozę. Więc nie zmuszaj się. Nie rób nic na siłę. Jeśli ma się udać, to uda się bez względu na to, czy się będziesz starał, czy nie. Wystarczy, żebyś się odprężył, John. Rozluźnij się.
Zadzwonił dzwonek do drzwi.
– Nie zwracaj na to uwagi – powiedział Rebus, ale Michael już zdążył wyjść z pokoju. Z przedpokoju słychać było jakieś głosy, po chwili Michael wrócił do pokoju, a w ślad za nim wkroczyła Gill.
– Coś mi się widzi, że to chyba ta pani od telefonu – oznajmił Michael.
– Jak się czujesz, John? – Na jej twarzy malował się obraz troski i niepokoju.
– W porządku. Posłuchaj, to jest mój brat, Michael. Jest hipnotyzerem. Ma zamiar wprowadzić mnie w trans – tak to się chyba nazywa, prawda, Mickey? – i odblokować moją pamięć. Może powinnaś zrobić jakieś notatki, czy coś w tym rodzaju.
Gill patrzyła na obu braci odrobinę zmieszana. Ciekawa para braci – tak ich nazwał Jim Stevens. Miała za sobą szesnaście godzin pracy, a teraz jeszcze coś takiego. Mimo to uśmiechnęła się i wzruszyła ramionami.
– A czy dziewczynie nie należy się najpierw coś do picia?
Teraz uśmiechnął się John.
– Poczęstuj się – powiedział. – Do picia jest whisky albo whisky z wodą, albo woda. Dalej, Mickey. Bierz się do roboty. Gdzieś tam jest Sammy. Może nie jest jeszcze za późno.
Michael rozstawił szeroko nogi i lekko pochylił się nad bratem. Wyglądało, jakby chciał go połknąć. Miał wzrok wbity wprost w oczy Rebusa, a jego usta poruszały się, będąc jakby lustrzanym odbiciem ust brata. Tak przynajmniej odebrała to Gill, kiedy nalewała sobie whisky. Michael uniósł do góry monetę i lekko nią obracając, szukał w niej odbicia niskowatowej żarówki oświetlającej pokój. W końcu udało mu się rzucić odblask na oczy Johna, podczas gdy jego źrenice rozszerzały się i zwężały. Michael był niemal pewien, że brat okaże się podatny. W każdym razie miał taką nadzieję.
– Teraz, John, posłuchaj mnie uważnie. Wsłuchaj się w mój głos. Patrz na monetę. Patrz, jak błyszczy i wiruje. Obserwuj jej wirowanie. Czy widzisz, jak ona wiruje? Odpręż się i słuchaj tego, co mówię. I patrz, jak wiruje, patrz, jak błyszczy.
Przez chwilę wydawało się, że nic z tego. Być może więzy rodzinne spowodują, że John okaże się odporny na głos brata, na moc zawartej w nim sugestii. Ale potem Michael dostrzegł, że wyraz oczu brata zmienia się w sposób dla niewtajemniczonych niedostrzegalny. Ale Michael był wtajemniczony. Ojciec dobrze go wyszkolił. Jego brat zapadał już w niebyt, pociągnięty błyskiem monety przenosił się zgodnie z wolą Michaela. Zdany na jego władanie. Jak zawsze w tym momencie, Michael poczuł na plecach lekki dreszcz: na tym polegała jego władza, władza całkowita i niepodważalna. Mógł ze swymi pacjentami robić wszystko, co chciał, dosłownie wszystko.
– Michael – szepnęła Gill – spytaj go, dlaczego odszedł z wojska.
Michael przełknął ślinę, lekko zwilżając sobie gardło. Tak, to dobre pytanie. Sam chciał o to zapytać.
– John…? John? Powiedz, dlaczego odszedłeś z wojska? Co się stało, John? Dlaczego odszedłeś z wojska? Opowiedz nam o tym.
I powoli, jakby na nowo ucząc się słów zapomnianych lub nigdy nieznanych, Rebus zaczął opowiadać swoją historię. Gill rzuciła się do torebki po długopis i notatnik. Michael powoli sączył whisky.
Oboje słuchali.
KRZYŻ
Od osiemnastego roku życia służyłem w Brygadzie Spadochronowej, potem jednak postanowiłem przenieść się do Special Air Service. Dlaczego to zrobiłem? Dlaczego w ogóle ktoś jest gotów zgodzić się na obniżenie uposażenia i wstąpienie do SAS? Nie umiem na to odpowiedzieć. Wiem tyle, że znalazłem się w Herefordshire, w obozie szkoleniowym SAS. Nazwałem go Krzyżem, bo wszyscy wokół mnie ostrzegali, że będą tam chcieli mnie ukrzyżować. Rzeczywiście, wraz z pozostałymi ochotnikami w trakcie musztry, szkolenia, sprawdzianów i ćwiczeń przeszedłem piekło. Doprowadzali nas wszystkich do kresu wytrzymałości. Szkolili nas na zabójców.
W tamtych czasach dużo się mówiło o możliwym wybuchu wojny domowej w Ulsterze i o tym, że to na SAS spadnie obowiązek walki z buntownikami. Potem nadszedł dzień promocji. Wręczyli nam nowe berety i nowe odznaki. Byliśmy teraz członkami SAS. Ale na tym się nie skończyło. Do dowódcy wezwano Gordona Reeve’a i mnie. Poinformowano nas, że zostaliśmy uznani za najlepszych rekrutów z całego rocznika. Oznaczało to jeszcze dodatkowe dwa lata szkolenia, ale potem miała nas czekać świetlana przyszłość.
Kiedy wyszliśmy z dowództwa, Reeve powiedział:
– Słuchaj, dotarły do mnie różne pogłoski. Podsłuchałem rozmowę paru oficerów. Mają wobec nas wielkie plany, Johnny. Wielkie. Zapamiętaj moje słowa.
Parę tygodni później wysłali nas na kurs przetrwania, w trakcie którego inni mieli za zadanie osaczyć nas i schwytać, a po schwytaniu za wszelką cenę wydobyć z nas szczegóły naszej misji. Musieliśmy sami zdobywać dla siebie pożywienie, chwytając w sidła lub polując na zwierzynę, musieliśmy całymi dniami kryć się przed pościgiem i przemykać ukradkiem nocą po bezludnych wrzosowiskach. Cały program był pomyślany dla nas dwóch, ale tym razem współdziałało z nami jeszcze dwóch innych.
– Wymyślili dla nas coś ekstra – powtarzał ciągle Reeve. – Czuję to przez skórę.
Założyliśmy obozowisko i ledwo zdążyliśmy się wślizgnąć do śpiworów na dwugodzinną drzemkę, kiedy nasz wartownik wsadził nos do szałasu.
– Nie wiem, jak mam wam to powiedzieć – zaczął i zaraz potem wszędzie wokół rozbłysły światła, zaroiło się od uzbrojonych ludzi, nasz szałas został rozwalony, a my dwaj pobici niemal do nieprzytomności. Wokół rozbrzmiewały rozmowy w obcych językach, a twarze napastników skrywał blask pochodni. Cios kolbą w nerki uświadomił mi, że to się dzieje naprawdę. Naprawdę!
Cela, w której mnie zamknięto, też była jak najbardziej prawdziwa. Śmierdziała krwią, fekaliami i nie wiem, czym tam jeszcze. W środku znajdował się tylko śmierdzący materac i żywy karaluch. I to wszystko. Położyłem się na wilgotnym materacu i próbowałem usnąć, bo wiedziałem, że sen będzie pierwszą rzeczą, jakiej będą chcieli nas pozbawić.
Nagle zapalane w celi oślepiająco jasne światło zaczęło wwiercać się w mózg. A potem rozległ się hałas – odgłosy bicia i wrzaski towarzyszące przesłuchiwaniu kogoś w sąsiedniej celi.
– Zostawcie go, wy bydlaki! Łby wam pourywam, skurwiele! – wrzasnąłem.
Zacząłem walić w ścianę pięściami i butami, i po chwili hałasy ucichły. Usłyszałem, jak zatrzaskują się drzwi i jak obok stalowych drzwi mojej celi ciągną po podłodze czyjeś ciało, potem zapadła cisza. Wiedziałem, że przyjdzie kolej i na mnie.
I tak trwałem, mijały godziny i dnie o głodzie i pragnieniu, a za każdym razem, kiedy próbowałem zamknąć oczy ze ścian i sufitu dobywał się przeraźliwy świst podobny do tego, jaki wydaje źle dostrojone radio. Leżałem i zatykałem sobie uszy rękami.
Читать дальше