– Jak najszybciej.
Wszyscy, prócz Anny i Walthera, przybyli na ich ślub do Zurychu: Alec i Vivian, Helena i Charles oraz Ivo z Simonettą.
– Życzę ci wszystkiego najlepszego – powiedział Alec.
– Dziękuję.
Ivo złożył dłonie jak do modlitwy i powiedział:
– Carissima, tanti auguri e figli maschi. Marzeniem żebraka jest spotkać na swojej drodze bogacza. Największym pragnieniem królów jest miłość.
Elżbieta uśmiechnęła się i zapytała:
– Czyje to słowa?
– Moje. Mam nadzieję, że Rhys docenia, jakim jest szczęśliwcem.
– Lubisz nam sprawiać niespodzianki, ma cherie – szepnęła Helena, biorąc Elżbietę na stronę. – Nie przypuszczałam, że macie się ku sobie.
– To stało się tak nagle.
Helena przyjrzała się jej badawczo.
– Nie wątpię.
Elżbieta patrzyła na ich roześmiane twarze i czuła ciarki przebiegające po ciele. Ktoś z tej sali jest jej śmiertelnym wrogiem. Spojrzała na Charlesa wznoszącego toast za jej zdrowie. Właśnie dzisiaj rano dostała wiadomość, że materiały wybuchowe, których użyto do wysadzenia laboratorium Joeppli, zostały wyprodukowane w fabryce pod Paryżem. A może dobrotliwy Ivo? Nie zawahał się przecież wydać własnego przyjaciela w ręce policji za nędzną nagrodę. Który z nich? Charles? Walther? A może Helena?
Następnego dnia zwołano posiedzenie rady nadzorczej i Rhys Williams został oficjalnie mianowany prezesem.
– Czy teraz będzie nam wolno sprzedać nasze udziały? – zapytał Charles zaraz po głosowaniu.
W sali konferencyjnej zapadła cisza. Wszyscy patrzyli w skupieniu na Rhysa.
– Przykro mi, panowie – Rhys rozłożył ręce – ale o losach korporacji nadal decyduje Elżbieta… O ile mi wiadomo, nie zgadza się na sprzedaż akcji.
Kiedy zostali sami, Rhys zaproponował:
– Może spędzilibyśmy miesiąc miodowy w Rio? Muszę zaraz tam lecieć. Jeden z naszych ludzi zamierza nas opuścić, a to oznaczałoby poważną stratę. Sama przyznasz, że gdybym jutro poleciał do Rio bez ciebie, wyglądałoby to dziwnie i moglibyśmy narazić się na złośliwe plotki.
– Masz rację, mój mężu – powiedziała Elżbieta i oboje wybuchnęli śmiechem.
Kiedy wysiedli na lotnisku w Galeao, Elżbietę zaskoczył upał i piękna słoneczna pogoda. Z trudem uświadomiła sobie, że w Rio jest lato.
Przed wyjściem czekał na nich mercedes 600. Za kierownicą siedział szczupły mężczyzna o ciemnej karnacji skóry i żywych, czarnych jak węgle oczach.
– Gdzie jest Luis? – zapytał Rhys, gdy siedzieli już w samochodzie.
– Zachorował, panie Williams. Poprosił mnie o zastępstwo.
– Przekaż Luisowi, żeby szybko wracał do zdrowia.
– Dobrze, proszę pana.
Kierowca uruchomił silnik i limuzyna wolno wtoczyła się na szeroką aleję, biegnącą wzdłuż plaży Copacabana. Po drodze mijali kolorowe domki letniskowe i wysokie palmy.
Elżbieta z przyjemnością wdychała orzeźwiające morskie powietrze. Zatrzymali się przed hotelem o pięknej nazwie: “Princessa Sugarloaf”.
Kilka minut później znaleźli się w wielkim apartamencie z czterema sypialniami, salonem, kuchnią i tarasem, z którego rozciągał się widok na zatokę.
– Jestem przez całą dobę do państwa dyspozycji – oznajmił dyrektor hotelu i kłaniając się zamknął za sobą drzwi.
– Sam dyrektor pofatygował się, aby odprowadzić nas do apartamentu – zauważyła Elżbieta.
Rhys zaśmiał się głośno.
– Nie miał wyboru. Jesteś właścicielką tego hotelu.
– O… nie wiedziałam.
– Masz ochotę na małą przekąskę?
– Nie, dziękuję.
– A kieliszek szampana?
– Chętnie.
Elżbieta nie była pewna, jak ma się zachować, w jaki sposób rozmawiać z Rhysem. Byli sami w apartamencie dla nowożeńców. Robiło się późno i niedługo powinni pójść do łóżka. Obserwowała, jak Rhys otwiera szampana.
“Nie było rzeczy, której ten mężczyzna nie potrafiłby wykonać – myślała. – Potrafił znaleźć się w każdej sytuacji. Jest uparty i stanowczy, jeżeli wie, że ma słuszność. A rzadko się myli”.
Podał kieliszek Elżbiecie i wzniósł toast:
– Za dobre początki.
Elżbieta uśmiechnęła się, dodając w myślach:
“…i szczęśliwe zakończenie”.
Popijali w milczeniu szampana, gdy nagle zadzwonił telefon. Rhys podniósł słuchawkę i rozmawiał z kimś cicho. Po chwili odwrócił się do Elżbiety i powiedział:
– Robi się późno, Liz. Pora spać.
– Masz rację – odpowiedziała i poszła do sypialni, gdzie chłopcy hotelowi postawili walizki.
Znajdowało się tam ogromne łóżko. Pokojówka zdążyła rozpakować walizki i zmienić pościel. Po jednej stronie łóżka leżała koszula nocna Elżbiety, a po drugiej – obszerna męska piżama. Elżbieta zawahała się przez moment. Po chwili jednak szybko rozebrała się i weszła pod prysznic. Strugi ciepłej wody spływały w dół po jej ramionach, brzuchu i udach. Wydawało jej się, że dotykają jej czyjeś ciepłe palce. Starała się nie myśleć o Rhysie. Jednak obraz jego muskularnego ciała powracał uparcie. Zdawało się jej, że ją obejmuje i całuje namiętnie. Zastanawiała się, czy aby transakcja małżeńska, którą mu zaproponowała, nie była wymówką, aby być z nim blisko. Po chwili wyszła z kabiny. Pośpiesznie wytarła się i odsuwając na bok koszulę nocną, wślizgnęła się nago pod kołdrę.
Leżała i zastanawiała się, jaki Rhys jest w łóżku. Czy będzie kochał ją równie namiętnie jak inne kobiety. Czuła, że coraz mocniej bije jej serce.
– Wychodzę, Liz – usłyszała jego głos. Stał ubrany w drzwiach sypialni.
– Wychodzisz?
– Mam interes do załatwienia…
Świtało już, gdy usłyszała, jak wrócił. Zbliżył się do łóżka i popatrzył na nią przez chwilę. Widziała jego twarz spod przymkniętych powiek. Uśmiechnął się pod nosem i powędrował do sypialni obok. Kilka minut później zasnął kamiennym snem.
Następnego dnia rano pojechali na peryferie Rio do fabryki, którą zarządzał średniego wzrostu mężczyzna o nazwisku Tumas.
– Niech mnie pan zrozumie – mówił do Rhysa. – “Roffe & Sons” jest mi droższa niż najbliższa rodzina. Dałbym wiele, aby móc tu pozostać, ale – otarł pot z czoła – dostałem lepszą propozycję od innej korporacji. Pan rozumie. Mam na utrzymaniu żonę, dzieci i teściową…
– Rozumiem cię, Roberto. Wiem, ile znaczymy dla ciebie. Wiem też doskonale, że w tym kraju nie jest łatwo utrzymać rodzinę.
– Dziękuję. Wiedziałem, że mogę liczyć na pana wyrozumiałość.
– A co z naszym kontraktem, Roberto?
– A co ma być, panie Williams? – Tumas wzruszył ramionami. – Co wart jest zwykły kawałek papieru, jeżeli unieszczęśliwia człowieka?
– Dlatego złożyliśmy ci wizytę, aby cię na nowo uszczęśliwić.
– Dziękuję – westchnął Roberto. – Niestety, zgodziłem się już na przejście do innej fabryki.
– A czy wiesz, że czeka cię więzienie?
– Więzienie? – Tumas patrzył na Rhysa przerażony.
– Rząd Stanów Zjednoczonych nakazał wszystkim przedsiębiorstwom, mającym swoje filie za granicą, przekazanie listy osób, które dawały bądź przyjmowały łapówki w ciągu ostatnich dziesięciu lat. Sam rozumiesz, Roberto, że w obecnej sytuacji nie zamierzamy cię dłużej chronić. A dobrze wiemy, ile grzechów masz na sumieniu.
– Ależ, panie Williams! – Tumas był blady i drżały mu usta. – Robiłem to dla dobra korporacji!
– Powiesz to sędziemu podczas rozprawy. Rhys wstał i zwrócił się do Elżbiety.
Читать дальше