Tak oto ze zdumieniem, a i niemałą radością odkryłem, iż Baron Dupin najwidoczniej traci zwykłą pewność siebie. Parokroć zdarzyło mi się posłyszeć, jak na zadane przez Bonjour podstawowe w sprawie Poego pytanie – Baron żadnej nie udzielił odpowiedzi. Toteż wzrosły me nadzieje na nasz, detektywa i mój, sukces. Ale i, z drugiej strony, ogarnął mnie irracjonalny lęk, że Duponte przegra również, jakby go z Dupinem połączyła jakaś sieć mistyczna. Obawa, być może, z tego wynikła, że obaj wykazywali podobieństwo wprost uderzające, jak gdyby jeden był oryginałem, a drugi lustrzanym odbiciem, niczym w ostatnim spotkaniu bohatera Poego, Williama Wilsona. Ale i również nieraz zwierciadlanym obrazem jednej istoty obaj się zdawali.
Swym zachowaniem wszakże różnili się diametralnie.
Baron, znajdując się w centrum publicznej uwagi, wciąż głośno a wulgarnie obwieszczał zaangażowanie w sprawę. Zaczął pozyskiwać subskrybentów periodyku, który miał zamiar wydać drukiem, oraz gromadzić słuchaczy cyklu swych wykładów – przy czym oba przedsięwzięcia dotyczyły i autentycznych, i sensacyjnych szczegółów śmierci poety.
– Ku mnie, ku mnie tutaj chodźcie, panowie i panie, a nigdy nie uwierzycie, co się tuż pod waszym nosem wydarzyło! – w tawernach oraz pubach głosił wszelkich, jak kuglarz albo szarlatan. Przyznać mu tu muszę wiarygodność bliską niemal widowiskom Barnuma *. Słysząc go przypadkowo gdzieś na ulicy, człowiek się już spodziewał i przemienienia paczki otrąb w żywą… świnkę morską!
A jak przy tym umiał zadbać o gotówkę! Doprawdy, nie oszacuję, ilu mieszkańców Baltimore ciężkie pieniądze na tego gawędziarza wybuliło. Tych samych, przykro mi stwierdzić, co pewnie na wiersze Poego w życiu by nie wydali choćby pensa. Przyjmując na wiarę, że Baron Dupin odsłoni tajemnicę godzin poety tu na ziemi najczarniejszych, lud tutejszy istną zapewnił mu fortunę! Zjawiska kultury wówczas powodzenie miały, gdy się zawierał w nich jakiś potencjalny konflikt. Pamiętam, że kiedy dwu aktorów na pobliskich ulicach Hamleta jednocześnie odgrywało, każdy widz wtedy z pasją o swego ulubieńca chciał się kłócić, i nie o grę tam chodziło, lecz o chęć rywalizacji.
Zaplanowawszy pierwszy wykład w Sali Zgromadzeń Instytutu Maryland, Baron zaczął rozsyłać depesze o kolejnych, które miały się odbyć w Nowym Jorku, Filadelfii, Bostonie… Podczas gdy Baron rósł w siłę, my z każdym dniem jakby głębiej kryliśmy się w jego cieniu.
Po drodze zaś puszkę Pandory uchylał coraz bardziej, rozpuszczając nowe rewelacje o śmierci pisarza.
Przytaczam kilka przykładów. Okradzionego, znalazł go w rynsztoku stróż nocny; Poe umierający leżał na targu na jakichś beczkach, muchami od stóp do głów okryty; nie: wedle innego dziennika spotkał się on z kadetami z West Point, gdzie się dawniej uczył posługiwać amunicją i sprzętem bojowym, a teraz – wdał w groźne intrygi w rządzie, z tym powiązane przypuszczalnie, że za młodu walczył w polskiej armii z Rosjanami; nieprawda: skończył marnie, nie zachowawszy umiaru na urodzinach nieprzystojnych swojego znajomka; nie – bo zarzucono mu też samobójstwo… Pewna przyjaciółka miała podać wersję, jakoby duch Poego z zaświatów jej poezje przesłał, z których wynikało, iż przy rabunku listów zadano mu pięścią cios śmiertelny! Lokalna zaś gazeta na podstawie depeszy nadesłanej przez redakcję nowojorskiego pisma poświęconego wstrzemięźliwości podała, iż znaleziono świadka, który dzień przed znalezieniem Poego widział go u Ryana w strasznej rozpuście, więc i na Sądzie Ostatecznym poeta z własnego tylko będzie błędu rozliczony.
Gdy w czytelni przeglądałem przeróżne artykuły, zbliżył się ów poczciwy stary bibliotekarz.
– Wiesz pan, nie daje mi spokoju, kto też przyniósł teksty o Poem. Już się mi nawet dokładnie przypomniało, jak prosił, bym ci je przekazał…
W jednej chwili porzuciłem stos papierów.
– Słucham, co pan mówisz?
Dotychczas nie przyszło mi na myśl, iż wycinki owe z poleceniem, że dla mnie, tutaj zostawiono. Spytałem, czym się nie przesłyszał.
– Nie, panie Clark – rzekł mi ów jegomość.
– Wstrząsające! – krzyknąłem, myśląc, jak to urywek o niby „prawdziwym” Dupinie całkowicie zmienił bieg wydarzeń.
– Proszę?
– Bo kto… – zdania nie dokończyłem. – Bezwzględnie masz mi pan o nim powiedzieć jak najwięcej! Obecnie jestem bardzo zajęty, lecz tu znowu wrócę. Proszę pana… i błagam: przypomnijże sobie coś jeszcze!
Olśnienie to na nowo podsyciło moją wyobraźnię. Tymczasem trzeba mi było załatwić rzecz znacznie mniej spektakularną, a mianowicie ustalić, jak się mają me sprawy z Hattie. Napisałem do niej długi list, oznajmiając, że okrutne, acz z troski wynikłe działanie pani Blum natchnęło mnie odwagą, i domagając się potwierdzenia, iż jest jak ja gotowa podjąć nasze wspólne plany.
Siedząc poczynania Barona za pomocą wywiadu i obserwacji tajnej, zdołałem ustalić, iż bodaj tydzień wcześniej Bonjour najęła się w charakterze pokojówki u doktora Snodgrassa, człowieka, co – wedle Morana – zamówił powóz, którym Poe został sprowadzony do szpitala ponurego dnia. Wpierw złożył Snodgrassowi wizytę Baron Dupin, by odeń się dowiedzieć wszelakich szczegółów, lecz tamten kategorycznie odmówił mu rozmowy – w niechęci swej wobec tych, którzy na śmierci geniusza chcą żerować.
Niebawem więc Bonjour wystarała się o posadę wśród domowych Snodgrassa. Dziwne to wielce, zważywszy, iż nikt tam sługi nie szukał. Jak gdyby nigdy nic, w skromnym, prostym stroju nawiedziła modny dom z cegły, wzniesiony przy North High Street numer sto trzy. Drzwi przed nią otwarła młoda służąca z Irlandii.
Bonjour oznajmiła wówczas, że podobno potrzebują nowej dziewczyny na górę (słusznie uznawszy, iż przed sobą ma tę z dołu, co pewnie z ową pracującą na górze konkuruje).
– Ciekawe – odrzekła panna, która przecież nic podobnego nie słyszała.
Bonjour wyjaśniła uprzejmie, że (wie to od znajomej) ta z góry wynieść się zamierza, nie uprzedzając na czas chlebodawców, więc ona by jak najchętniej stanowisko objęła w każdej chwili.
Wkrótce też owa służąca na dole zatrudniona, cokolwiek pokraczna, a więc zazdrosna o urodziwsze panny, ów dialog doktorowi Snodgrassowi powtórzyła, ten zaś się poczuł w obowiązku oddalić sługę nieposłuszną z góry. Tak Bonjour stała się bohaterką dramatu, ujawniając, co się w domu niby święci, a kiedy tam prędko powróciła, zastępstwo jej przypadło naturalnie. Choć była znacznie powabniejsza od owej zazdrośnicy, przez to iż na gust powszechny postać miała zbyt szczupłą i bliznę szpetną w dodatku, jeszcze jej atrakcyjność tylko się podniosła.
Wszystko wykryła później dziewczyna z góry, która po odejściu nabrała wielkiej ochoty, by mówić, jak ją niesprawiedliwie potraktowano. Lecz odkąd tylko Bonjour tam się zadomowiła, szanse na zdobycie informacji o jej przedsięwzięciu zmalały niemal do zera.
– Zostaw ją więc pan Snodgrassom, a skup się na Baronie – poradził mi Duponte.
– Gdyby tam nie dało się znaleźć czegoś istotnego, zapewne aż na tak długo by u nich nie została. Trwa to już dobre dwa tygodnie, monsieur! – odrzekłem. – Baron zaś co najwyżej wabi słuchaczy na swój wykład o śmierci Poego.
– A może mademoiselle nie ma tam do szukania nic wielkiego – stwierdził Duponte w zadumie. – Tylko jej powolnie rzecz owa przychodzi.
– Mógłbym dać znać Snodgrassowi, że wcale nie jest pokojówką.
Читать дальше