Leff Lindsay - Dylematy Dextera

Здесь есть возможность читать онлайн «Leff Lindsay - Dylematy Dextera» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2009, ISBN: 2009, Издательство: Amber, Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Dylematy Dextera: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Dylematy Dextera»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Gdzie się podział Mroczny Pasażer, drugie ja Dextera, wewnętrzny głos, który szepce mu do ucha z tylnego siedzenia i od czasu do czasu przesiada się za kierownicę, żeby zwieźć go do parku rozrywki, o jakim się nikomu nie śniło? Czy Dexter ma teraz sam wymierzać swoją sprawiedliwość innym potworom pechowcom, którzy wpadli w ręce jego, nie policji? Jak ma wybierać spośród och, jakże licznych w Miami kandydatów, tych, którzy najbardziej sobie zasłużyli na miejsce w jego skromnym panteonie? Dexter zostaje sam z bolesną świadomością, że bez Mrocznego Pasażera nawet jego niepośledni talent ma swoje granice… tym bardziej, że tropi go tajemniczy prześladowca.

Dylematy Dextera — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Dylematy Dextera», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Przez ciche buczenie klimatyzacji słyszałem telewizor i nic poza tym. Dla pewności posłuchałem jeszcze trochę, po czym bardzo ostrożnie uchyliłem drzwi. Otworzyły się płynnie i bezszelestnie, a ja wsunąłem się do domu Starzaka, cichy i okryty ciemnością, ot, jeszcze jeden cień.

Podkradłem się korytarzem w stronę fioletowego blasku telewizora, nie odrywając się od ściany, boleśnie świadom, że gdyby Starzak stanął za mną, miałby mnie jak na dłoni, jasno podświetlonego. Kiedy jednak podszedłem dość blisko, by widzieć telewizor, zobaczyłem głowę wysuwającą się nad oparcie sofy i wiedziałem, że jest mój.

Przygotowałem pętlę z żyłki i ruszyłem naprzód. Zaczęła się reklama i głowa poruszyła się lekko. Zamarłem., ale Starzak przesunął się z powrotem na środek sofy, więc rzuciłem się ku niemu, pętla ze świstem opadła mu na szyję i zacisnęła się tuż nad jabłkiem Adama.

Przez chwilę szamotał się aż miło, sprawiając, że pętla zaciskała się coraz mocniej. Patrzyłem, jak się rzuca, chwyta za gardło, i choć sprawiało mi to przyjemność, nie czułem tej samej zimnej, dzikiej satysfakcji, do jakiej przywykłem w takich chwilach. Mimo wszystko lepsze to niż oglądać reklamę, więc dałem mu się wyszaleć, aż jego twarz spurpurowiała, a szamotanina przeszła w bezradny dygot.

— Nie ruszaj się, nic nie mów — powiedziałem — to dam ci odetchnąć.

Chwała mu za to, że od razu zrozumiał i zaprzestał swoich żałosnych wysiłków. Trochę poluźniłem pętlę i słuchałem, jak bierze oddech. Tylko jeden, a potem znów ją zacisnąłem i podniosłem go na nogi.

— Chodź.

Poszedł.

Stanąłem za nim i trzymając żyłkę zaciśniętą na tyle, że gdyby się naprawdę postarał, mógłby złapać trochę powietrza, zaprowadziłem go korytarzem na tył domu i do garażu. Kiedy pchnąłem go na warsztat, upadł na kolano; albo się potknął, albo nieroztropnie próbował uciec. Tak czy inaczej, nie byłem w nastroju do zabawy; zaciągnąłem pętlę tak mocno, że oczy wyszły mu na wierzch, i patrzyłem, jak jego twarz ciemnieje, aż osunął się na podłogę nieprzytomny.

Tym łatwiej dla mnie. Dźwignąłem jego bezwładne cielsko na warsztat i mocno przywiązałem taśmą, podczas gdy on wciąż leżał z rozdziawionymi ustami, bez świadomości. Z kącika ust ściekała mu cienka strużka śliny i bardzo chrapliwie oddychał, nawet kiedy poluźniłem pętlę. Spojrzałem na Starzaka, przyklejonego do stołu, na jego szeroko otwartą brzydką gębę, i pomyślałem jak jeszcze nigdy, oto, czym jesteśmy. Do tego się wszystko sprowadza. Wór mię — cha, który oddycha, a kiedy przestaje, nic więcej jak tylko gnijący ochłap.

Starzak zakaszlał i z ust wyciekło mu więcej flegmy. Naparł na krępującą go taśmę, pojął, że nie może się ruszyć, zatrzepotał powiekami i otworzył oczy. Powiedział coś niezrozumiałego, złożonego ze zdecydowanie zbyt wielu spółgłosek, po czym przewrócił oczami i zobaczył mnie. Oczywiście, nie mógł widzieć mojej twarzy pod maską, ale odniosłem bardzo nieprzyjemne wrażenie, że mimo to mnie rozpoznał. Chwilę ruszał ustami, ale nic nie mówił, aż w końcu opuścił oczy, wbił wzrok w punkt gdzieś obok swoich nóg i powiedział suchym, chrapliwym głosem ze środkowoeuropejskim akcentem, ale praktycznie bez śladu spodziewanego uczucia:

— Popełniasz wielki błąd.

Szukałem automatycznej złowieszczej odpowiedzi i nie znalazłem nic.

— Zobaczysz — mówił okropnym, matowym i ochrypłym głosem. — Dopadnie cię i tak, nawet beze mnie. Dla ciebie jest już za późno.

No proszę. Przyznał się, że śledził mnie w złych zamiarach. A mimo wszystko jedyne, co mi przyszło do głowy, to pytanie:

— Kto?

Zapomniał, że jest przyklejony do warsztatu, i próbował pokręcić głową. Nie udało mu się, ale niezbyt się przejął.

— Znajdą cię — powtórzył. — Już niedługo. — Lekko drgnął, jakby usiłował machnąć ręką. — Śmiało. Zabij mnie. Oni cię znajdą.

Spojrzałem na niego. Bezradny, skrępowany, gotów już do moich specjalnych zabiegów i myśl o tym, co nastąpi, powinna napełnić mnie lodowatą rozkoszą, a nie napełniła. Nie było nic prócz pustki, tego samego poczucia braku nadziei i sensu, które ogarnęło mnie, kiedy czekałem przed domem.

Otrząsnąłem się z przygnębienia i zalepiłem Starzakowi usta. Drgnął lekko, ale poza tym wciąż patrzył prosto przed siebie bez cienia jakiegokolwiek uczucia.

Uniosłem nóż i spojrzałem w dół, na moją nieruchomą i nieporuszoną ofiarę. Wciąż słyszałem jego okropny, wilgotny oddech, wdzierający się i wydzierający przez nozdrza, i chciałem go uciszyć, urwać mu film, wyłączyć to paskudztwo, pociąć na kawałki i zapakować je do czystych, suchych worków na śmieci, te nieruchome kawały kompostu, które nie będą już zagrażać, nie będą jeść, wydalać i miotać się po chaotycznym labiryncie ludzkiego życia…

I nie mogłem.

Przywołałem w duchu znajomy powiew mrocznych skrzydeł, by wydarł się ze mnie, rozświetlił mój nóż złowieszczym blaskiem drapieżnego zdecydowania… i nic. Nawet drgnienia na myśl o tej krwawej powinności, którą wypełniłem tak wiele razy i zawsze z taką radością. Tylko pustka.

Opuściłem nóż, odwróciłem się i wyszedłem w noc.

24

Następnego dnia jakoś wygramoliłem się z łóżka i pojechałem do pracy mimo nieustępliwej, otępiającej rozpaczy, która rozkwitła we mnie jak ogród pełen suchych ciernistych krzewów. Spowijała mnie mgła tępego bólu, który doskwierał tylko na tyle, by przypomnieć, że on też niczemu nie służy, i jeśli zdołałem odbębnić zwykły, pusty rytuał — najpierw śniadanie, potem długa, powolna jazda do pracy — to tylko siłą przyzwyczajenia. W każdym razie zrobiłem to i zakodowanymi w pamięci mięśni ruchami dowlokłem się aż za swoje biurko, gdzie klapnąłem na krzesło, włączyłem komputer i dałem się wprzęgnąć w codzienny kierat.

Nawaliłem ze Starzakiem. Nie byłem już sobą i nie miałem pojęcia, kim i czym jestem.

Kiedy wróciłem do domu, Rita czekała na mnie pod drzwiami z miną wyrażającą niepokój i irytację zarazem.

— Musimy wybrać zespół — powiedziała. — Nie wiadomo, czy nie mają zarezerwowanego terminu.

— Dobrze — odparłem. Czemu by nie wybrać zespołu? Zajęcie tak sensowne jak każde inne.

— Pozbierałam płyty z miejsca, gdzie je wczoraj upuściłeś, i ułożyłam według ceny.

— Dziś je przesłucham — zapewniłem i choć Rita nadal była jakby obrażona, to w końcu uspokoiła się przy cowieczornej krzątaninie i podczas gdy ona gotowała i sprzątała, ja słuchałem zespołów rockowych grających „Kaczuszki” i „Białego misia”. Nie wątpię, że w normalnych okolicznościach sprawiłoby mi to taką frajdę jak ból zęba, ale ponieważ i tak nie mogłem znaleźć sobie innego pożytecznego zajęcia, przebrnąłem przez cały stosik płyt i ani się obejrzałem, a nadszedł czas, by położyć się spać.

O pierwszej w nocy muzyka wróciła, i nie myślę tu o „Kaczuszkach”. To były znajome bębny i trąby, z towarzyszeniem chóru głosów, który przetoczył się przez mój sen i uniósł mnie ku niebiosom, aż obudziłem się na podłodze z jego wspomnieniem wciąż huczącym w uszach.

Długo leżałem na podłodze i zastanawiałem się, co to znaczy, ale nie mogłem sklecić jednej sensownej myśli, a bałem się zasnąć, bo nie chciałem znów przez to przechodzić. W końcu wgramoliłem się do łóżka i chyba nawet zmorzył mnie sen, bo kiedy otworzyłem oczy, świeciło słońce i z kuchni dochodziły jakieś dźwięki.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Dylematy Dextera»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Dylematy Dextera» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Dylematy Dextera»

Обсуждение, отзывы о книге «Dylematy Dextera» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x