– Powinniśmy jakoś to uczcić.
Reacher rzucił poduszki w przeciwległy róg łóżka, oparł się na nich, spojrzał w sufit i skoncentrował na stoku kropli deszczu walących w dach.
– W miejscach takich jak to nie obsługują w pokojach – powiedział.
Harper obróciła się twarzą do niego. Górne dwa guziki koszuli miała rozpięte. Efekt rozpiętych górnych guzików koszuli zależy od dzielącej je odległości. Jeśli to odległość niewielka, jest praktycznie zerowy. Ale guziki tej koszuli rozstawione były szeroko, co siedem, może nawet dziesięć centymetrów.
– Chodzi o Jodie, prawda? – spytała. Reacher skinął głową.
– To przecież oczywiste.
– Gdyby nie ona, tobyś chciał?
– I tak chcę… – Reacher umilkł na chwilę – ale nic z tego. Przez nią.
Harper spojrzała na niego. Uśmiechnęła się.
– Chyba podoba mi się to u mężczyzny. Reacher nie skomentował jej słów.
– Konsekwencja.
Reacher milczał. Zapanowała cisza, słychać było tylko ciągły, nieustępliwy stuk kropel deszczu o dach.
– Jest bardzo atrakcyjna. Reacher gapił się w sufit.
– Tobie też nic nie brakuje – ciągnęła.
Wsłuchiwał się w deszcz. Harper westchnęła cichutko. Odsunęła się. Zaledwie o centymetr, może dwa, ale i to wystarczyło, by zażegnać kryzys.
– A więc zamierzasz kręcić się po Nowym Jorku – powiedziała.
Jeszcze raz skinął głową.
– Dom ją wkurzy. Jej ojciec zapisał ci go w testamencie.
– Być może. Ale będzie musiała sobie z tym poradzić. Tak jak ja to widzę, przede wszystkim zostawił mi możliwość wyboru. Dom albo pieniądze, które za niego dostanę. Mogę zdecydować. Wiedział, jaki jestem. Nie czułby się zaskoczony. Ani zmartwiony.
– W grę wchodzą kwestie uczuciowe.
– Nie rozumiem dlaczego. Przecież to nie jest dom jej dzieciństwa czy coś w tym rodzaju. Tak naprawdę to nigdy tu nie mieszkali. Nie tu dorastała. Po prosto drewniany budynek.
– Dla niej jest kotwicą. Tak to widzi.
– I dlatego chcę go sprzedać.
– Toteż się boi, to całkiem naturalne. Reacher wzruszył ramionami.
– Przekona się, że nie ma czego. Będę w pobliżu, dom nie dom.
Znowu zapadła cisza. Deszcz ustępował. Harper usiadła na łóżku naprzeciw niego. Podciągnęła pod siebie kolana.
– Nadal uważam, że powinniśmy to uczcić. – Położyła dłoń na łóżku pomiędzy nimi, pochyliła się. – Tylko cię pocałuję. Nic więcej.
Reacher spojrzał na nią, wyciągnął lewą rękę, przytulił ją do siebie. Pocałował w usta. Harper ujęła go za głowę, przeciągnęła dłonią po jego włosach. Spojrzała mu w oczy, rozchyliła wargi. Poczuł jej język na zębach, w swych ustach. Ruchliwy język, głęboko w ustach. Było to bardzo przyjemne uczucie. Rozchylił powieki. Jej oczy były tak blisko, że nie mógł skupić na nich wzroku. Ale widział, że są zamknięte. Puścił ją i odsunął się z głębokim poczuciem winy.
– Jest coś, co powinienem ci powiedzieć. Harper oddychała ciężko, włosy miała w nieładzie.
– Co?
– Nie byłem wobec ciebie uczciwy.
– Jak to?
– Nie sądzę, by Kruger był naszym człowiekiem.
– Co!?
Zapadła cisza. Nadal dzieliły ich zaledwie centymetry. Nadal siedzieli na łóżku. I Harper nadal trzymała dłoń w jego włosach.
– Jest człowiekiem Leightona. Moim zdaniem nie naszym. Nigdy nie miałem go za naszego człowieka.
– Co? Przecież miałeś! Przecież to była twoja teoria, Reacher. Dlaczego teraz się z niej wycofujesz?
– Ponieważ nigdy nie traktowałem jej poważnie, Harper. Ja tylko myślałem głośno. Nawet gorzej, plotłem trzy po trzy. Zaskoczyło mnie, że w ogóle istnieje taki facet.
Harper cofnęła rękę zaskoczona.
– Przecież to była twoja teoria, Reacher – powtórzyła. Wzruszył ramionami.
– Wymyśliłem ją. Nie przywiązywałem do niej znaczenia. Potrzebowałem sensownego pretekstu, żeby choć na trochę wyrwać się z Quantico.
Harper patrzyła na niego z niedowierzaniem.
– Wymyśliłeś!? Nie przywiązywałeś znaczenia? Reacher powtórnie wzruszył ramionami.
– Chyba rzeczywiście ta teoria była przekonująca. Ale ja nie wierzyłem w nią ani przez chwilę.
– Więc po cholerę ją głosiłeś!
– To tłumaczyłem. Chciałem się stamtąd wynieść. Dać sobie trochę czasu. Pomyśleć. To był także rodzaj eksperymentu. Sprawdzałem, kto mnie poprze, a kto się będzie sprzeciwiał. Kto naprawdę chce rozwiązania zagadki.
– Nie wierzę własnym uszom. Dlaczego?
– A dlaczego nie?
– Przecież wszyscy chcemy rozwiązania zagadki!
– Poulton był przeciw.
Harper przyglądała mu się z odległości może trzydziestu centymetrów.
– Czym to dla ciebie jest? – spytała z niedowierzaniem. – Grą?
Reacher nie odpowiedział. Milczał minutę, dwie, trzy.
– Co ty, do cholery, wyprawiasz! Przecież w tej grze stawką jest ludzkie życie.
Przerwał im łomot do drzwi. Głośny i natarczywy. Harper odsunęła się od Reachera. Reacher puścił ją, postawił stopy na podłodze, wstał. Przygładził dłonią włosy, podszedł do drzwi, w które ktoś znów walił z całej siły.
– W porządku! – krzyknął. – Już otwieram!
Hałasy ustały. Reacher otworzył drzwi. Przed ich pokojem stał zaparkowany krzywo Chevrolet. Na ganku stał Leighton. Rękę miał podniesioną, kurtkę rozpiętą, krople deszczu na ramionach.
– Kruger jest naszym człowiekiem – oznajmił. Przeszedł obok Reachera, nie czekając na zaproszenie, i zobaczył Harper zapinającą koszulę.
– Przepraszam – powiedział. Harper spuściła wzrok.
– Nie ma za co. Tu jest bardzo gorąco.
Reacher spojrzał na łóżko, jakby jego obecność go zaskoczyła.
– Jest naszym człowiekiem – powtórzył. – Pasuje jak ulał. W tym momencie zadzwonił telefon komórkowy. Leżał na komodzie obok wiaderka do lodu i brzęczał jak budzik. Leighton umilkł, pokazał gestem, że chętnie zaczeka. Harper przesunęła się na łóżku w jego kierunku, chwyciła go i otworzyła. Reacher usłyszał głos, cienki, zniekształcony, daleki. Widział, jak z twarzy słuchającej go agentki odpływa krew, jak staje się ona coraz bledsza. Patrzył, jak zamyka i odkłada telefon.
– Wzywają nas do Quantico – powiedziała. – Mamy wracać natychmiast. Dostali pełne akta służby Caroline Cooke.
Miałeś rację, stacjonowała dosłownie wszędzie. Ale nigdy nie zbliżyła się do magazynów broni. Nigdy. Choćby na kilometr. Choćby na minutę.
– Właśnie to miałem wam powiedzieć – wtrącił Leighton. – Kruger jest naszym człowiekiem. Naszym, nie waszym.
Reacher tylko skinął głową.
Leighton przeszedł przez pokój i usiadł przy stole na krześle po prawej, tym samym, przy którym wcześniej siedział Reacher. Położył łokcie na blacie, podparł głowę dłońmi. Ta sama pozycja.
– Po pierwsze, nie mieliśmy żadnej listy – powiedział i spojrzał na Harper. – Poprosiłaś mnie, żeby sprawdził kradzieże w miejscach, gdzie pracowały kobiety, więc oczywiście potrzebowałem listy kobiet. Spróbowałem ją znaleźć. Nie znalazłem. Wykonałem parę telefonów i okazało się, że kiedy twoi ludzie przyszli do nas miesiąc temu, musieliśmy taką listę stworzyć od początku. Było to cholernie upierdliwe, grzebanie w papierach i tak dalej. Jakiś gość wpadł wtedy na błyskotliwy pomysł, poszedł na skróty, pod byle pretekstem zadzwonił do jednej z kobiet. Sądzimy, że była to właśnie Alison Lamarr. I ta kobieta dała mu listę. Wygląda, że parę lat temu założyły sobie wielką grupę wsparcia.
Читать дальше