– Scimeca nazwała je siostrami – powiedział Reacher. – Pamiętasz? Powiedziała, że cztery jej siostry nie żyją.
– To była ich lista? – zdziwiła się Harper.
– Nie mieliśmy żadnej listy – powtórzył Leighton. – A potem zaczęły przychodzić akta Krugera. Miejsca i daty się nie pokrywają. Nawet we fragmentach.
– Nie mógł ich sfałszować? Leighton wzruszył ramionami.
– Móc to by pewnie mógł. To as w fałszowaniu inwentarzy, co do tego mamy absolutną, cholerną pewność. Tylko że na razie nie wiecie o tym, co najważniejsze.
– O czym?
– Jak powiedział Reacher, droga od sił specjalnych do zaopatrzenia wymaga jednak jakiegoś wytłumaczenia. Sprawdziłem. Kruger był ważnym człowiekiem podczas wojny w Zatoce. Prawdziwa gwiazda. Major. Operowali na pustyni za linią wroga. Szukali ruchomych wyrzutni scudów. Mały oddział, kiepskie radio. Nikt oprócz nich nie wiedział tak naprawdę, gdzie są, to się zmieniało z godziny na godzinę. No więc zaczęła się nawała ogniowa i ludzie Krugera mocno ucierpieli. Ostrzał własny. Wielkie straty. Sam Kruger został poważnie ranny. Ale armia to było całe jego życie. Chciał zostać. Dali mu awans do pełnego pułkownika i stanowisko tam, gdzie rany mu nie przeszkadzały, czyli za biurkiem. Moim zdaniem dowiemy się, że zgorzkniał, że ma fioła, że zorganizował przekręt jako swego rodzaju zemstę. Takie tam. No wiesz, przeciw armii, przeciw całemu życiu.
– Ale co jest w tym najważniejsze? Leighton odpowiedział nie od razu.
– Ogień własny. Facet stracił obie nogi. Zapadło milczenie.
– Jeździ na wózku inwalidzkim.
– Gówniana sprawa – powiedziała Harper.
– Racja, gówniana sprawa. Nie ma mowy, żeby biegał po schodach z łazienki i do łazienki. Ostatnim razem robił to dziesięć lat temu.
Harper zapatrzyła się w ścianę.
– W porządku. Kiepski pomysł.
– Obawiam się, że ma pani rację. A oni mieli rację w sprawie Cooke. Ja też sprawdziłem. Przez swą całą krótką karierę nie miała w dłoni nic cięższego od pióra. To też miałem wam powiedzieć.
– W porządku.
Nadal gapiła się w ścianę.
– Tak czy inaczej, dziękujemy – rzekła po chwili. – No, najwyższy czas ruszać w drogę. Do Quantico. Jakoś poradzimy sobie z konsekwencjami.
– Chwileczkę – powiedział Leighton. – Powinniście dowiedzieć się o farbie.
– Kolejna zła wiadomość?
– Dziwna wiadomość. Chcieliście, żebym sprawdził brakującą zieloną maskującą, więc zacząłem ją sprawdzać. Jedyna konkretna rzecz, jaką udało mi się znaleźć, była zagrzebana głęboko w aktach. Zamknięta sprawa. Kradzież trochę ponad tysiąca dwustu litrów.
– To musi być to – powiedziała Harper. – Tysiąc dwieście litrów, jedenaście kobiet. Jakieś sto dziesięć litrów na osobę.
– Dowody nie pozostawiają najmniejszych wątpliwości. Wskazują na sierżanta zaopatrzenia z Utah.
– Co to za facet?
– Nie facet. Sierżant Lorraine Stanley.
Tym razem milczenie było dłuższe niż poprzednio. Przerwała je Harper.
– Ale to przecież niemożliwe! Jest jedną z ofiar. Leighton potrząsnął głową.
– Zadzwoniłem do Utah. Złapałem oficera prowadzącego dochodzenie. Wyciągnąłem go z łóżka. Powiedział, że to Stanley i nikt inny, i że nie ma wątpliwości. Próbowała zatrzeć ślady, ale nie była wystarczająco cwana. Proste jak drut. Nie wszczęli przeciw niej postępowania, ponieważ akurat wtedy nie było to możliwe. Polityka. To było tuż po zakończeniu sprawy o napastowanie. Nie ma mowy, żeby się do niej dobrali właśnie wtedy. Dlatego tylko ją obserwowali, aż odeszła. Ale to była ona.
– Jedna ofiara ukryła farbę? – spytał Reacher. – A druga dostarczyła listę nazwisk?
Leighton bardzo poważnie skinął głową.
– Tak właśnie było. Daję słowo. Wiesz, że nie oszukałbym jednego z chłopców Garberà.
Reacher tylko skinął głową. Krótko.
Potem nie było już żadnej rozmowy. Nawet obojętnej. W pokoju panowała cisza. Leighton siedział przy stole, Harper ubierała się obojętnie, mechanicznie. Reacher włożył płaszcz, znalazł kluczyki do nissana w jej marynarce. Wyszedł z pokoju, przez długą chwilę stał na deszczu, a potem wsiadł do samochodu, włączył silnik i czekał. Harper i Leighton pojawili się na progu jednocześnie, ona podeszła do ich samochodu, on do swojego. Pożegnał się z nimi, na chwilę unosząc rękę. Reacher wrzucił bieg i powoli wyjechał z parkingu.
– Sprawdź mapę, dobrze? – poprosił.
– Dwieściedziewięćdziesiątkąpiątką do autostrady. Skinął głową.
– Co potem, to już wiem – powiedział. – Lamarr mi pokazała.
– Po cholerę Lorraine Stanley miałaby kraść farbę?
– Nie wiem.
– I jeszcze wytłumacz mi, dlaczego to zrobiłeś? Wiedziałeś, że ta sprawa z armią nic nie znaczy, ale kazałeś nam spędzić nad nią trzydzieści sześć godzin. Dlaczego?
– Już ci tłumaczyłem. To był eksperyment. I potrzebowałem czasu do namysłu.
– O czym myślałeś.
Nie odpowiedział. Harper zamilkła, ale tylko na chwilę.
– Przynajmniej nie posunęliśmy się za daleko w świętowaniu. Tych słów także nie skomentował. Potem już nie rozmawiali.
Reacher po prostu skręcał w kolejne właściwe drogi i przebijał się przez deszcz. Pojawiły się nowe pytania, szukał na nie odpowiedzi, ale ich nie znajdował. Potrafił myśleć wyłącznie ojej języku w swych ustach. Był inny niż język Jodie. Smakował inaczej. Miał nieodparte wrażenie, że w ogóle wszystko było inne.
*
Prowadził szybko, z przedmieść Trenton do Quantico dojechali w niespełna trzy godziny. Reacher skręcił z dziewięćdziesiątkipiątki w nieoznakowaną boczną drogę, w ciemności minął posterunki piechoty morskiej, zatrzymał się przy szlabanie. Strażnik FBI oświetlił latarką najpierw ich znaczki, a potem twarze, po czym podniósł pasiasty słup i gestem kazał im jechać dalej. Pokonali garby na drodze dojazdowej, powoli, zygzakiem przejechali przez puste parkingi i wreszcie zatrzymali się naprzeciw szklanych drzwi. W Marylandzie przestało padać, Wirginia była sucha jak pieprz.
– Jesteśmy na miejscu – powiedziała Harper. – Idziemy. Zaraz dobiorą nam się do dupy.
Reacher skinął głową. Wyłączył silnik i światła. Przez krótką chwilę siedzieli nieruchomo, po czym wymienili krótkie spojrzenia, wysiedli i podeszli do drzwi. Wzięli głęboki oddech. Ale wewnątrz budynku panował niezwykły spokój. I cisza. Nie widzieli nikogo. Nikt na nich nie czekał. Zjechali windą na dół, poszli do podziemnego biura Blake’a. Znaleźli go siedzącego za biurkiem, z jedną ręką na telefonie, a drugą ściskającą zwinięty w rulon faks. Telewizor z wyłączonym dźwiękiem, nastawiony na kablowy program polityczny, ukazywał mężczyzn w garniturach siedzących przy imponującym stole. Blake kompletnie go ignorował. Wpatrywał się w blat biurka, dokładnie pomiędzy telefonem i faksem, z twarzą doskonale obojętną, nieruchomą. Harper skinęła głową na powitanie, Reacher nie odezwał się ani słowem.
– Faks z UPS – powiedział Blake. Mówił cicho, łagodnie, przyjaźnie, wręcz dobrotliwie. Sprawiał wrażenie załamanego, zagubionego, jakby nie wiedział, co dalej. Wyglądał na załamanego. – Zgadniecie, kto wysłał farbę do Alison Lamarr?
– Lorraine Stanley – powiedział Reacher. Blake skinął głową.
– Zgadłeś. Z małego miasteczka w Utah. Był to adres magazynów do wynajęcia. Chcesz zgadywać dalej?
– Wysłała farbę wszystkim. Blake skinął głową po raz drugi.
Читать дальше