– I poszedł pan tam?
– Poszedłem, o czwartej rano, drugiego sierpnia.
Sala wręcz eksplodowała gwarem, nad którym uniósł się stuk sędziowskiego młotka.
– Proszę o spokój!
– Wysoki Sądzie – poderwał się prokurator. – Wnoszę o wyłączenie zeznań świadka… – wyjąkał, szukając w myślach odpowiednich argumentów, aby położyć kres groźnemu atakowi na murowany, do tej pory przynajmniej, akt oskarżenia. -… jako stronniczych – dokończył z desperacją.
– Bez wątpienia, panie McCue, zeznania świadka obrony są stronnicze – odparła sędzia nie bez ironii – ale trudno wymagać, żeby było inaczej. Strony mają prawo wzywać świadków wedle uznania. Oddalam wniosek.
Oskarżyciel skrzywił się z niezadowoleniem i wrócił na miejsce. Manny uśmiechnął się nieznacznie i kontynuował przesłuchanie.
– Jeszcze tylko kilka pytań, jeśli pan pozwoli, gubernatorze. Otóż czy jest pan w stanie udowodnić, że istotnie był pan w mieszkaniu Gossa tamtej krytycznej nocy?
– Owszem! Miałem wtedy takie same obuwie jak dziś. Od dwudziestu pięciu lat noszę ten sam model. Są to…
– Protestuję! – McCue skoczył z miejsca, jak na sprężynie. – Jedną chwilę, Wysoki Sądzie! – wołał zdenerwowany, z trudem łapiąc oddech.
– Czy zgłasza pan sprzeciw? – spytała sędzia rzeczowo.
– Tak, to znaczy – prokurator znów szukał stosownych słów – oskarżenie nie widzi żadnego związku między zeznaniami świadka a niniejszą sprawą. To nie jest proces gubernatora Swytecka, ale jego syna.
– Wysoki Sądzie – pośpieszył adwokat z wyjaśnieniem – zeznania świadka mają zasadnicze znaczenie. W ich świetle okazuje się bowiem, że są co najmniej dwie osoby, które były na miejscu przestępstwa i miały określony motyw, aby dokonać zabójstwa. A prawdę mówiąc, nawet nie dwie, ale trzy osoby, bo jeszcze detektyw Stafford. Tak więc w kręgu podejrzanych jest Stafford, jest gubernator Swyteck i mój klient, paradoks sprawy zaś polega na tym, że na ławie oskarżonych zasiada człowiek, który miał chyba najbardziej wątpliwy motyw, aby dopuścić się zarzucanego mu czynu. W świetle dowodów przedstawionych do tej pory w sprawie żaden rozsądny sędzia przysięgły nie będzie w stanie orzec, która z trzech wymienionych przeze mnie osób mogła rzeczywiście zabić Eddy'ego Gossa. Skoro mogła to uczynić każda z tej trójki osób, to trzeba przyjąć, że niekoniecznie sprawcą był mój klient, a przynajmniej, że istnieją co do tego poważne wątpliwości. Wedle podstawowej zasady wątpliwości przemawiają na korzyść oskarżonego – ciągnął Manny, patrząc na ławę przysięgłych – a skoro tak – dokończył – to mój klient nie może być skazany i powinien zostać uniewinniony.
Pani Tate uważnie słuchała, sznurując wargi.
– Znakomite wystąpienie na zakończenie procesu, panie Cardenal – skomplementowała nie bez ironii, choć widać było, że argumentacja wywarła na niej pewne wrażenie. – Oddalam wniosek oskarżyciela.
Prokurator poczerwieniał ze złości. Czuł, że sprawa wymyka mu się z rąk. Argumentacja obrońcy była zręczna.
– Ależ Wysoki Sądzie… – wyjąkał.
– Oddalam wniosek – zbyła go sędzia. – Panie Cardenal, proszę powtórzyć pytanie do świadka.
Manny skłonił się z szacunkiem i zwrócił się do świadka:
– Moje pytanie, panie gubernatorze, brzmiało, czy jest pan w stanie udowodnić, że istotnie był pan w mieszkaniu Eddy'ego Gossa w noc, kiedy dokonano zabójstwa.
– Tak, miałem wtedy na nogach buty od Wigginsa.
Obrońca podszedł do stołu sędziowskiego, wymachując paroma kartkami papieru.
– Proszę Wysoki Sąd o włączenie do materiałów dowodowych niniejszych wydruków śladów obuwia zabezpieczonych krytycznej nocy na korytarzu przed mieszkaniem denata. Ekspertyza została wykonana w laboratorium policji. Jest to ślad butów, o których mówi świadek.
Sędzia obejrzała dokumenty.
– Czy oskarżenie zgłasza uwagi w tej sprawie?
– Tak, to znaczy, Wysoki Sądzie… składam sprzeciw wobec zeznań świadka w całości…
– Wystarczy – przerwała pani Tate wywód McCue'a – sąd już oddalił sprzeciw. Czy ma pan dalsze pytania, panie mecenasie?
Manny nie odpowiedział od razu. Wiedział, że zeznanie gubernatora zasiało już ziarno wątpliwości, ale sprawa nie była jeszcze przesądzona i los Jacka ciągle wisiał na włosku, więc jego obowiązkiem było drążyć sprawę w interesie klienta, nawet za cenę rzucenia jeszcze poważniejszych podejrzeń na osobę świadka.
– Panie gubernatorze, proszę nam przybliżyć pańską działalność publiczną. Czy zawsze wiązała się ona z polityką?
McCue nadstawił uszu, nie pojmował, do czego zmierza przeciwnik.
– No cóż – uśmiechnął się Harry – moja matka powiadała, że od urodzenia zajmowałem się wyłącznie polityką – kilka osób na widowni zachichotało – ale to nieprawda. Najpierw służyłem w policji. Dziesięć lat – dokończył z dumą.
– I ciągle jeszcze posiada pan mundur?
– Owszem – przyznał gubernator bez wahania.
– Nie mam więcej pytań – oznajmił obrońca, przekrzykując gwar, który znów podniósł się na sali.
Jacka ścisnęło coś za gardło. Był wzruszony odwagą i poświęceniem ojca. Zeznania obróciły wniwecz argumentację oskarżenia, ale też przekreśliły wszelkie szansę w wyborach.
– Czy oskarżenie chce przesłuchać świadka? – spytała sędzia.
– Oczywiście, Wysoki Sądzie – McCue poderwał się z miejsca i podążył ku podium. Starał się nie okazywać wrogości, ale też przybrał postawę wyraźnie konfrontacyjną.
– Gubernatorze Swyteck – zaatakował – Jack jest pańskim jedynym synem, jedynym dzieckiem, prawda?
– To prawda – odparł.
– Kocha go pan?
Harry zamilkł nie dlatego, że nie wiedział, co odpowiedzieć, ale dlatego, że od dawna nie wypowiadał słów, jakich teraz przyjdzie mu użyć.
– Tak – odparł patrząc na Jacka – kocham mojego syna.
– A więc kocha go pan – naciskał oskarżyciel – i jak rozumiem, w imię tego uczucia nie cofnąłby się pan nawet przed kłamstwem, aby uratować go przed krzesłem elektrycznym?
Brzemienna cisza zaległa na sali. Gubernator pochylił się nieco do przodu, zmrużył oczy i widać było, że to, co mówi, płynie z głębi serca.
– Panie McCue – rzekł cicho, ale tonem tak zdecydowanym, że prokuratora przeszły ciarki – jednego na pewno nauczyłem mojego syna, że każdy odpowiada za swoje czyny, i kiedyś Jack mi to przypomniał – zerknął na stół obrony. – Mój syn nie zabił Eddy'ego Gossa – powiedział dobitnie, patrząc z kolei w oczy przysięgłym – Jack Swyteck jest niewinny, taka jest prawda i dlatego zjawiłem się tu, przed wami.
– Skoro tak – ciągnął oskarżyciel z wyraźną złością – skoro przybył pan tu, aby dać świadectwo prawdzie, to niech sąd usłyszy całą prawdę. Czy chce pan nam powiedzieć, że to pan zabił Eddy'ego Gossa?
Gubernator nadal pilnie wpatrywał się w przysięgłych.
– Nie przybyłem tu, aby mówić o sobie, lecz aby oświadczyć, że Jack nie zabił Eddy'ego Gossa, bo wiem, że tego nie uczynił.
– Zapewne nie usłyszał pan pytania – przerwał McCue tubalnym głosem – więc powtórzę: czy to pan zabił Eddy'ego Gossa? Tak czy nie?
– To nie jest proces przeciwko mnie, panie McCue, ale przeciwko mojemu synowi.
Prokurator zamachał rękami, wyraźnie wściekły.
– Wysoki Sądzie, żądam pouczenia świadka, że jego obowiązkiem jest odpowiadać na pytania.
Pani Tate pochyliła się w stronę Harolda Swytecka.
Читать дальше