– Jeszcze dwa piwa – kiwnął na kelnera.
O pierwszej czterdzieści pięć w sobotę nad ranem Cindy z Gina wracały ze spaceru nad morzem. Jechały autem Giny. Cindy wyłączyła klimatyzację, otworzyła okno, aby wpuścić do środka nieco cieplejszego powietrza.
– Co ty wyprawiasz? – zirytowała się przyjaciółka.
– Zimno tu.
– Wolę chłodne powietrze, zwłaszcza po paru drinkach, bo orzeźwia i nie pozwala zasnąć, a poza tym strasznie mi gorąco w tych portkach.
Portki rzeczywiście były „gorące" – jak zauważyła Cindy – jeśli „gorące" znaczy „seksy". Z czarnego elastiku, doskonale uwydatniały wdzięki właścicielki. A Gina miała naprawdę wspaniałą figurę. Nie było nikogo, kto nie zwróciłby na nią uwagi. W każdym razie wystarczyło, żeby zakręciła biodrami, a już faceci leżeli plackiem: od bogatych biznesmenów po chłopaków ze stacji benzynowych. Była rzeczywiście zgrabna i potrafiła dbać o siebie. Mając dwadzieścia cztery lata nadal wyglądała równie świeżo jak przed ośmiu laty, gdy jako szesnastoletnia modelka zarabiała tysiąc dolarów tygodniowo.
Poznały się sześć lat temu w college'u – dwie osiemnastolatki, które za sprawą przypadku zamieszkały we wspólnym pokoju w akademiku. Cindy bardziej przykładała się do nauki, Gina wolała się bawić. Przez jakiś czas wszystko układało się dobrze. Ale pewnego dnia, pod koniec semestru, Gina zjawiła się wieczorem zapłakana. Przegadały całą noc do bladego świtu i Cindy udało się w końcu przekonać przyjaciółkę, że nie ma takiego chłopa, choćby nie wiadomo jak znakomitego kochanka i jak inteligentnego wykładowcy, z powodu którego należałoby od razu połykać całą fiolkę tabletek nasennych i popijać butelką whisky. W ten oto sposób Cindy stała się jedyną osobą na świecie, która wiedziała, że istniał ktoś, dla kogo Gina Terisi gotowa była popełnić samobójstwo. Od tamtej nocy zaczęła się ich przyjaźń. Później zaś Cindy widziała całe gromady mężczyzn, których przyjaciółka bezlitośnie rzucała, biorąc w ten sposób odwet za tę pierwszą, jedyną, tragiczną miłość. Nie chodzi o to, że miała taki drapieżny charakter, wcale nie. Naprawdę była zupełnie inna, ale o tym wiedziała tylko Cindy, jako świadek owej nocy, kiedy jej przyjaciółka przeżywała swój dramat.
– Próbowałaś kiedyś prowadzić auto z zamkniętymi oczami? – spytała Gina.
– Chyba nie – Cindy przełączała programy w radiu, szukając czegoś stosownego do nastroju.
– A ja tak. Czasami, gdy widzę, że ktoś nadjeżdża z drugiej strony, mam straszną ochotę zamknąć oczy, puścić kierownicę i tylko czekam, żeby usłyszeć, czy mnie minie, czy…
– Tylko nie próbuj tego teraz – Cindy zrobiła śmieszną minę.
– Nie masz nastroju, prawda?
– Właśnie. Żałuję, że dałam się namówić na tę balangę. Chyba jednak nie odejdę od Jacka.
– Rozmawiałyśmy o tym setki razy, Cindy. Mówiłaś, że to już koniec.
– To prawda – odparła z wahaniem – ale byliśmy z Jackiem bardzo blisko. Mieliśmy się pobrać.
– Co oznacza, że uratowałam cię w ostatniej chwili. Coś w tym jest, co mówią, że ślub to grób – powiedziała to specjalnie głośno. – Masz jeszcze czas. Poczekaj, rozejrzyj się, zrób coś na własną rękę. Wcale nie musisz wisieć na mnie. Masz zresztą doskonałą sposobność, bo nie co dzień się trafia, żeby dwudziestopięcioletnia reporterka otrzymała propozycję kontraktu od włoskiego konsula na zrobienie zdjęć we Włoszech do broszury reklamowej. Skorzystaj z okazji, bo jeśli ciągle będziesz się zastanawiać, co powie Jack, kiedyś zaczniesz go nienawidzić właśnie za to.
– Być może – zgodziła się Cindy. – Ale nie musimy chyba od razu zrywać. Mogę przecież powiedzieć, że rozstanie na jakiś czas dobrze nam obojgu zrobi, da nam czas na zastanowienie się, czy rzeczywiście chcemy być na zawsze razem.
– Daj spokój. Żyjesz z nim od dawna, a przynajmniej wystarczająco długo, żeby wiedzieć, czy o to ci właśnie chodzi. A jeśli mówisz, że ciągle jeszcze się zastanawiasz, to znaczy, że coś jest nie tak.
– Ale kiedyś było inaczej.
– Być może, ale od paru miesięcy nie układa ci się z Jackiem. I właściwie jak to z nim jest? Niby z jednej strony mówi, że „warto by na stałe", a z drugiej nawet nie wiesz, co on naprawdę myśli. A w ogóle to jest jakiś dziwny, tak jak dziwna jest jego wielka tajemnica, która sprawia, że nie odzywa się do swojego sławnego ojca.
– Wcale nie jest dziwny – Cindy starała się bronić Jacka. – Tak mi się wydaje, że śmierć matki, reakcja rodziny i wszystko, co działo się później, wpłynęły na niego.
– Niech i tak będzie, ale zanim on ułoży wreszcie swoje sprawy, ty możesz pobyć we Włoszech.
– Czy ja wiem…
– Rób jak chcesz – burknęła Gina – ale i tak się rozstaniecie, gdy tylko Jack dowie się, z kim się wybierasz do Włoch.
Cindy nie odpowiedziała. Gina miała rację, ale nie chciało jej się o tym myśleć. Zaczęła słuchać radia, w którym tymczasem przebrzmiały ostatnie takty muzyki i zaczęły się wiadomości. Na początek dano informację o Eddym Gossie.
– … zabójca, który przyznał się do winy – mówił spiker – został uniewinniony we czwartek od zarzutu o morderstwo z premedytacją. – Dalej zaś była mowa o tym, iż oficer śledczy Lonzo Stafford stara się zebrać dowody, że Goss brał udział co najmniej w dwóch innych morderstwach, by w ten sposób wymusić na władzach ponowne aresztowanie zabójcy, „aby nie doszło do jeszcze jednej tragedii" – zacytował spiker.
Udawały, że wcale nie słuchają, choć każda z nich wiedziała, iż druga pilnie nadsłuchuje. Fakt, że Gossa bronił Jack, spowodował, iż obie uważnie śledziły sprawę, może nawet zbyt uważnie. Cindy pomyślała o Jacku, że zapewne siedzi w domu, sam jak palec. Gina zaś o Eddym Gossie, że jest na wolności i krąży gdzieś po mieście.
BMW, którym jechały, miało kolor szampana, Gina otrzymała je w prezencie od ostatniego amanta, ale i tak go rzuciła. Skręciły właśnie w stronę luksusowego osiedla z widokiem na zatokę, które składało się z około dwudziestu domów starannie wkomponowanych w krajobraz. Prawdę mówiąc, za pieniądze, jakie Gina zarabiała projektując wnętrza, nie byłoby jej stać na utrzymanie tak luksusowego mieszkania, i to w tak znakomitej dzielnicy. W rzeczy samej „wynajmowała" je od pewnego bardzo bogatego biznesmena z Wenezueli, który – jak opowiadała kiedyś żartem – zjawia się mniej więcej trzy razy w roku, zostaje na noc i „pobiera czynsz".
W garażu nie było miejsca, bo Cindy zostawiła tam swoje auto, więc Gina zatrzymała BMW na parkingu dla gości nie opodal domu. Wysiadały ostrożnie, pod wrażeniem wiadomości, że Eddy Goss jest na wolności.
– Gdy się słyszy coś takiego, że morderca krąży w mieście, to parę kroków do domu staje się maratonem – zauważyła półżartem Cindy, gdy żwawo przemierzały parking.
– Właśnie – zachichotała Gina nerwowo. Śmiech zabrzmiał niepewnie w nocnej ciszy. Na werandę wiodącą do wejścia wbiegała po dwa stopnie naraz. Cindy ledwie nadążała za długonogą przyjaciółką. Nad wejściem paliło się światło, drzwi zamknięte na klucz, wszystko tak, jak zostawiły wychodząc. Dopiero po chwili Gina znalazła klucze w torebce pełnej kosmetyków i damskich drobiazgów. Jakiś czas próbowała trafić kluczem do zamka. Wreszcie udało się, przekręciła klucz, nacisnęła klamkę i pchnęła drzwi. Otworzyły się, ale tylko trochę, i Gina odbiła się jak piłka, gdy okazało się, że drzwi zamknięte są na łańcuch.
Читать дальше