James Grippando - Prawo Łaski

Здесь есть возможность читать онлайн «James Grippando - Prawo Łaski» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Prawo Łaski: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Prawo Łaski»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

"Ludzie zebrali się o zmroku, aby czuwać całą noc. Była pełnia, ale po północy gęste chmury skryły niebiosa – z żalu albo przeciwnie, obojętności – chciały zasłonić wszechogarniający wzrok. Za sześć godzin ciemności ustąpią, skończy się wyczekiwanie. Wschodzące słońce obleje czerwienią sosny, palmy i całą północno-wschodnią Florydę. Wtedy, punktualnie o siódmej, Raul Fernandez zostanie stracony".

Prawo Łaski — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Prawo Łaski», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– No cóż, to przykre – rzekł – ale nadal mam do ciebie zaufanie. – Wstał z biurka i podał Jackowi rękę. – I pamiętaj, te drzwi są zawsze otwarte, gdybyś kiedyś zmienił zdanie.

– Dzięki.

– Masz czas na lunch?

Jack spojrzał na zegarek, dochodziło wpół do dwunastej. Nie miał żadnych zajęć, ale czuł potrzebę większej serdeczności niż tylko dobre słowo Neila. – Nie gniewaj się, ale może innym razem…

– Nie ma sprawy. – Neil podniósł dłoń, jakby salutował, i wyszedł.

W chwilę później Jack maszerował już do auta. Dźwigając kartony z książkami myślał o Cindy. Nie odezwała się, choć zostawił jej wiadomość, co mogło oznaczać, że albo jej nie odebrała, albo zwyczajnie nie zamierza się odezwać.

Wspomniał ostatnią wspólną noc, kiedy to powiedziała, że przenosi się do Giny, najlepszej przyjaciółki, żeby ją pocieszać. Brzmiałoby to dość prawdopodobnie, gdyby chodziło o kogoś innego, bo Gina tak naprawdę nigdy nikogo nie potrzebowała, tak przynajmniej uważał, a znał ją całkiem nieźle. To dzięki niej spotkał Cindy. Było to rok i dwa miesiące temu. Wspólny znajomy załatwił mu randkę w ciemno z Gina. Nigdy potem już się nie spotykali. Najpierw kazała mu czekać prawie godzinę, bo nie zdążyła się wyszykować. Na szczęście Cindy, współlokatorka Giny, dotrzymywała mu towarzystwa przez tę godzinę. No i coś tam między nimi zaiskrzyło. Podczas wieczoru, spędzonego z Gina, starał się wyciągnąć od niej jak najwięcej informacji o Cindy, a zaraz po tym zdarzeniu zaczął się umawiać tylko z Cindy. Gina dąsała się na początku, ale wreszcie pogodziła się z losem.

Sprawdził, czy nikt nie nadjeżdża, i na zielonym świetle ruszył na drugą stronę ulicy, na parking należący do Instytutu. Myślami był zupełnie gdzie indziej, uginał się pod ciężarem kartonów z książkami i tylko kątem oka dostrzegł auto, które wjechało na skrzyżowanie na czerwonym świetle. Przyspieszył kroku, auto też zaczęło jechać szybciej I raptem skręciło ostro w jego stronę. Jack zdołał skoczyć na chodnik i tylko dzięki temu nie dostał się pod koła. Upadł, auto błyskawicznie odjechało, ale Jack zapamiętał pierwszą literę numeru rejestracyjnego – „Z". Na Florydzie literę „Z" mają samochody z wypożyczalni.

Serce podeszło mu do gardła, cały dygotał. Rozejrzał się, czy nie znajdzie jakiegoś świadka incydentu, ale ulica była pusta. W tej dzielnicy niewiele osób ryzykowało piesze spacery. Przez chwilę jeszcze leżał na chodniku, zastanawiając się, czy był to wypadek, głupawy żart jakiegoś szczeniaka, który chciał się popisać przed kolegami, czy też coś innego. Nie chciał wpadać w histerię, ale też trudno było potraktować to jako przypadek. Pozbierał się, wstał i zamarł słysząc dzwonek telefonu. Zaczął nadsłuchiwać. Tak, to jego komórka – tani, ale dość solidny aparat, jaki zainstalował sobie w aucie za namową Neila Godericha. Neil był zdania, że coś takiego może się przydać, gdyby dwudziestoletni ford mustang odmówił nagle posłuszeństwa w jakiejś nieciekawej okolicy, skąd wywodzą się klienci Instytutu Wolności.

Rozejrzał się. Na ulicy ani ducha. Telefon nadal dzwonił. Podszedł do auta. Wyłączył alarm, otworzył drzwi. Przebrzmiało już chyba ze dwadzieścia dzwonków, a telefon nadal dzwonił. Podniósł słuchawkę.

– Halo?

– Swyteck?

Jack wstrzymał oddech. To był ten sam głos – chrapliwy, celowo sztuczny głos, jaki rozległ się w słuchawce domowego telefonu dwa dni temu.

– Kto mówi?

Cisza.

– Kto mówi?

– Wypuściłeś mordercę. To ty go uwolniłeś.

– Czego chcesz?

Po drugiej stronie zapadło milczenie, dał się tylko słyszeć ciężki oddech. Dopiero po chwili padła odpowiedź:

– Powstrzymaj zabójcę, Swyteck, apeluję do ciebie…

– O co cho… – Jack nie dokończył, bo w słuchawce rozległ się tylko trzask przerwanego połączenia.

8

O jedenastej czterdzieści Harry Swyteck włożył alpakową marynarkę i opuścił rezydencję tylnym wyjściem. Skierował się do drugstore'u „U Alberta" w uczęszczanym punkcie miasta, u zbiegu Dziesiątej i Monroe. Słoneczny ranek zapowiadał kolejne upalne popołudnie, ale na szczęście powietrze było stosunkowo suche, gubernator miał więc nadzieję, że obejdzie się bez deszczu. Krótko mówiąc: dzień wymarzony na spacer po ulicach, ściskanie dłoni wyborcom i pokazanie się wśród ludzi, co należy do stałych punktów każdej kampanii politycznej.

Dotarł do sklepu parę minut przed dwunastą. Kryjąc wewnętrzny niepokój rozdawał uśmiechy, witając się po drodze z tym i owym. Drugstore funkcjonował w tym samym miejscu od dobrych czterdziestu lat. Sprzedawano w nim wszystko – od maści na hemoroidy po superostrą paprykę chili. Przy wejściu znajdowała się tam staroświecka budka telefoniczna, w której można było spokojnie porozmawiać, idealna jak na potrzeby Harry'ego. Niewiele takich zostało w mieście. Harry zastanawiał się, czy napastnik celowo wybrał to, a nie inne miejsce.

– Dzień dobry, panie gubernatorze – powitał go uprzejmie właściciel, siedemdziesięciodziewięcioletni Albert, który zamiatał właśnie przed sklepem.

– Dzień dobry – uśmiechnął się Harry na powitanie. – Piękny dzień na spacer, nieprawdaż?

– Racja – odparł stary, ocierając krople potu z czoła, i zaraz wszedł do środka. Harry też powinien ruszyć z miejsca, żeby nie zwracać na siebie uwagi. Cóż, kiedy najpierw musiał poczekać na telefon. Wszedł więc do kabiny, zdjął słuchawkę, udając że rozmawia, ale rękę, jakby od niechcenia, oparł na aparacie, dyskretnie naciskając widełki. Spojrzał na zegar w witrynie banku. Była dokładnie dwunasta. Nagle przestraszyła go cała ta dziwna operacja, nie to, że telefon już powinien zadzwonić, ale – przeciwnie – że w ogóle nie zadzwoni. Na szczęście w tej samej chwili rozległ się dźwięk dzwonka. Harry pośpiesznie zwolnił widełki.

– Jestem, jestem, halo – rzucił do mikrofonu.

– Słyszę, dobry człowieku – rozległ się znajomy już, jakby sztuczny głos. – Nie traćmy czasu.

– Nie ma obawy, nikt nie namierza pańskiego aparatu.

– Nie obawiam się i wiem, że nie zawiadomił pan gliniarzy – odrzekł rozmówca z nutą szyderstwa w głosie.

– Skąd pan wie? – spytał Harry. Oszołomiła go ta pewność siebie.

– Bo czytam w panu jak w otwartej książce. Widziałem błysk w pańskich oczach, gdy napomknąłem o Fernandezie. Ciągle pan o nim myśli, prawda?

Gubernator słuchał pilnie. Za szklaną ścianą budki przewalał się tłum przechodniów, przejeżdżały auta. Peszyło go, że obcy człowiek tak go obnaża. Zastanawiał się, kto to może być: wygląda jak bandzior, a mówi jak psycholog. Kamuflaż, wytłumaczył sobie.

– Jakie ma pan propozycje? – spytał.

– Prosta sprawa. Dam panu dowody, pokażę dokładnie to samo, co pokazałem pańskiemu synowi dwa lata temu, i przekona się pan na własne oczy, że to ja podciąłem gardło tej dupie. A pan mi dostarczy pieniądze.

Harry przeanalizował sytuację. A więc to był ten sam człowiek, który przyszedł do Jacka w noc poprzedzającą egzekucję Fernandeza. Pytanie tylko, czy mówi prawdę, czy rzeczywiście był zabójcą.

– Sekundę. Czy mam rozumieć, że to pan uśmiercił tę dziewczynę?

– Panie, czy pan ogłuchł? Przecież mówię…

Gubernator miał wrażenie, że oto otworzyła się przed nim otchłań i że spada w przepaść bez dna. Potrzebował dobrych kilku sekund, żeby się opanować.

– Wspomniał pan o pieniądzach?

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Prawo Łaski»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Prawo Łaski» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


James Grippando - Blood Money
James Grippando
James Grippando - Found money
James Grippando
James Grippando - A King's ransom
James Grippando
James Grippando - Born to Run
James Grippando
James Grippando - Afraid of the Dark
James Grippando
James Grippando - Leapholes
James Grippando
James Grippando - The Abduction
James Grippando
James Grippando - Money to Burn
James Grippando
James Grippando - When Darkness Falls
James Grippando
James Grippando - Beyond Suspicion
James Grippando
James Grippando - Last Call
James Grippando
James Grippando - Hear No Evil
James Grippando
Отзывы о книге «Prawo Łaski»

Обсуждение, отзывы о книге «Prawo Łaski» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x