– Zobacz, jaki ruch w interesie! – powiedziała skupiona na klawiaturze.
Forum cobedziepotem.com wypełniały wiadomości z całego świata. Pasja, podniecenie, fascynacja do kwadratu. Widzowie zachwycali się nagością Numeru 4, jej gimnastyką, tym, jak dziko rzuciła się na jedzenie. To były wyznania miłości.
Całkiem sporo osób chciało dowiedzieć się czegoś więcej o dziewczynie. „Kim ona jest?” „Skąd pochodzi?”
Michaela i Lindę niepokoiły te prośby. Wiedzieli, że jest cienka granica między anonimowością a zdemaskowaniem. Że muszą być ostrożni wobec żądań, które płyną z ukrytych miejsc.
„Czuję, jakby była moją własnością” – wyznał mężczyzna z Francji. Linda puściła wiadomość przez tłumacza Google. „Jak mój samochód, mój dom czy moja praca – muszę poznać Numer 4 jeszcze bliżej. Ona należy do mnie”.
Inny widz, ze Sri Lanki, napisał: „Więcej zbliżeń. Maksymalnych zbliżeń. Przez cały czas musimy mieć ją jeszcze bliżej siebie”.
Michael zrozumiał, że to prośba techniczna – łatwo ją spełnić przy użyciu dowolnej kamery w pokoju. Był też jednak dość bystry, by wiedzieć, że „zbliżenie” oznacza też coś innego niż tylko kąt kamery.
Odwrócił się do Lindy.
– Chyba trzeba pomyśleć, w jakim kierunku to poprowadzić – stwierdził. – Wychodzi na to, że nie obejdzie się bez zmian w scenariuszu. – Spojrzał na kolejne wpisy. -Ważne, żebyśmy zawsze mieli wszystko pod kontrolą. Trzeba trzymać się scenariusza. Planu. Tam musi to wyglądać spontanicznie… – Wskazał ekran. -…Ale my zawsze musimy wiedzieć, do czego zmierzamy.
Linda była niepewna i podniecona jednocześnie. W miarę jak mówiła, jej głos nabierał mocy.
– Numer 4 może być naszą jak dotąd najpopularniejszą postacią. Zarobimy na niej. Dużo. Ale to jest też niebezpieczne.
Michael skinął głową. Dotknął grzbietu jej dłoni.
– Musimy być ostrożni. Ludzie chcą więcej widzieć, więcej wiedzieć, ale my musimy być ostrożni. – Zaśmiał się, choć nie mówił żartem. – Kto by pomyślał, że porwanie nastolatki wywoła taką… – zawahał się. – Nie wiem. Fascynację? To właściwe słowo? Czy wszyscy na świecie pragną uwodzić szesnastolatki?
Linda parsknęła śmiechem.
– Może i tak – odparła. – Chociaż „uwodzić” to złe określenie. – Spojrzała na Michaela. Zawsze urzekało ją to, jak wykrzywiał górną wargę, kiedy coś go rozbawiło. Sądziła, że na całej ziemi tylko im dwojgu udało się zachować czystość.
Wszyscy inni byli spaczeni, perfidni. Ona i Michael mieli siebie. Ramiona jej drgnęły, dreszcz przebiegł po plecach. Wierzyła, że każda minuta Serii numer 4 przybliża ich do siebie.
Miała wrażenie, jakby przebywali we dwoje w zupełnie innym wymiarze egzystencji. Czysty erotyzm. Czysta fantazja. Niebezpieczeństwo ją podniecało.
Znów odwróciła się do ekranu i dokończyła pisać odpowiedź. Poprzestała na: „Dziś Numer 4 żyje – ale co będzie jutro?”
Kliknęła na „wyślij” i odpowiedź pomknęła przez Internet do tysięcy abonentów.
Zanim wstała od komputerów, jeszcze raz rzuciła okiem na ekran. Numer 4 była z powrotem na łóżku, ściskała pluszowego misia. Linda zauważyła, że usta dziewczyny się poruszają, jakby ta rozmawiała ze swoją maskotką. Podgłośniła dźwięk z umieszczonych w pokoju mikrofonów, ale niczego nie usłyszała. Pewnie Jennifer nie mówiła na głos.
– Widziałeś? – Linda wskazała na monitor z obrazem transmitowanym na żywo.
Michael skinął głową.
– Naprawdę jest zupełnie inna niż poprzednie – przyznał.
– Mhm. Nie płacze, nie marudzi, nie krzyczy i… – Linda urwała, spojrzała na Numer 4. – Przynajmniej już nie.
Michael zamyślił się głęboko.
– Trzeba przygotować dla niej więcej materiału, bo jest taka… – zamilkł.
Oboje byli świadomi, że Numer 4 jest dużo bardziej jakaś, nie wiedzieli jednak jaka.
Linda odwróciła się i nagle zaczęła chodzić w tę i z powrotem po pokoju.
– Musimy być ostrożni – powtórzyła, zaciskając pięść. – Trzeba dać im więcej do oglądania. Ale nie za dużo, bo kiedy przyjdzie koniec…
Nie musiała dopowiadać reszty. Michael doskonale zdawał sobie sprawę z tego dylematu. Nie można sprawiać, żeby ludzie coś pokochali, a potem kazać im patrzeć, jak to umiera, pomyślał.
– Jest taka młoda – powiedział. -1 taka… – zawahał się, po czym dodał: -…świeża.
Tak, pierwsze trzy były inne, przyznała w duchu Linda. Numer 4 przykuwała uwagę widzów z powodów, które dopiero zaczynała rozumieć. Chciała kogoś „bez ostrych kantów”. Pochwycenie takiej zdobyczy było bardziej ryzykowne, ale i bardziej satysfakcjonujące. Zrobiła krok naprzód i objęła kochanka. Serce zabiło jej mocniej. To nie było to samo uczucie, co wtedy gdy Michael późną nocą wsuwał się do łóżka zmęczony, ale pełen zapału. Nie przypominało to też zadowolenia, które przychodziło, kiedy podliczała ich zyski. To wydawało się czymś niezwykłym. Spodziewała się, że Numer 4 będzie – w rozsądnych granicach – jak inne, teraz jednak po raz pierwszy stwierdziła, że Jennifer jest dużo lepsza, dużo dojrzalsza i zdecydowanie bardziej intrygująca. To dopiero paradoks, pomyślała. Numer 4 była sporo młodsza od Numerów 1 do 3. Uprowadzili ją w innych okolicznościach, z innym zamiarem.
Sądziła, że dzięki Numerowi 4 znaleźli się u progu czegoś wyjątkowego, czego sobie nawet nie wyobrażała, a już na pewno nie przewidywała.
Zadrżała z podniecenia.
Ryzyko jest jak miłość.
Michael czuł chyba to samo co ona. Nagle schylił się i musnął ustami jej usta – delikatnie, sugestywnie. Natychmiast pociągnęła go w stronę łóżka. Jak para nastolatków śmiali się, chichotali, ogarniało ich poczucie, że są artystami, którzy tworzą coś, co dalece przerasta prawdę.
Namiętność błyskawicznie przyćmiła ich uwagę; gdyby nie to, zobaczyliby wiadomość ze Szwecji. Klient o nicku Blond9Inch napisał jedną linijkę tekstu w nieznanym im ojczystym języku: „Uniosła opaskę. Chyba wyjrzała…”
Dalej następowały dziesiątki innych, dużo bardziej przewidywalnych wpisów, w rozmaitych językach, wszystkie z komentarzami na temat różnych części ciała Numeru 4 i pełne sugestii, co Linda i Michael powinni zrobić w najbliższej przyszłości. Dlatego spostrzeżenie Blond9Incha pozostało niezauważone.
Fakt, że Mark Wolfe, przestępca seksualny po trzech wyrokach, seryjny ekshibicjonista, sprawiał wrażenie człowieka tak normalnego, zaskoczył Adriana, ale nie stojącą obok panią detektyw.
– Nic nie zrobiłem – powtórzył Wolfe. – A ten to kto?
Nadal wskazywał Adriana, a pytania kierował do Terri Collins. Z drugiego końca pokoju dobiegł głos matki.
– O co chodzi? Zaraz zaczyna się nasz serial. Marky, wyproś tych ludzi. Czy już czas na kolację?
Mark Wolfe odwrócił się niecierpliwie. Wziął ze stolika pilot i wyłączył telewizor. Jerry, Elaine i Kramer zniknęli wraz ze swoimi rozterkami.
– Już jedliśmy – powiedział. – Do serialu jest jeszcze trochę czasu. Państwo za minutę-dwie wyjdą. – Wpił się wzrokiem w detektyw Collins. – No i? O co chodzi?
– To ja porobię na drutach – oznajmiła matka. Zrobiła krok w stronę fotela. Obok leżała zauważona wcześniej przez Adriana torba wypchana włóczką i skrawkami materiału.
– Nie – uciął Mark Wolfe. – Nie teraz.
Adrian zerknął na starszą kobietę. Na twarzy miała krzywy półuśmiech. W jej głosie brzmiała obawa, nawet wzburzenie, ale usta się uśmiechały. Wczesny początek alzheimera, pomyślał nagle. Ta błyskawiczna diagnoza go poruszyła; alzheimer atakował tę samą część mózgu i niszczył wiele tych samych procesów myślowych co jego choroba. Był po prostu bardziej podstępny, cierpliwy, a przez to trudniejszy do opanowania. Jego zabójca atakował bezlitośnie i szybko; tę kobietę, niepewną: śmiać się czy płakać, trawiło coś tak upartego jak poranny przypływ, który stopniowo zalewa piaszczystą plażę. Kiedy patrzył na matkę Wolfe'a, czuł się trochę, jakby przeglądał się w krzywym zwierciadle. Widział samego siebie, ale niewyraźnie. Obawiał się, że jeszcze trochę, a wpadnie w panikę. Nie mógł oderwać oczu od rozczochranej kobiety, aż do chwili, gdy usłyszał głos detektyw Collins.
Читать дальше