– Pomyślałem, że moglibyśmy wypić toast za… – zaczął.
Zażenowana wzięła wino, doskonale zdając sobie sprawę, jakie wrażenie zrobiły na nim jej potargane włosy, czerwone znaki na szyi i nierówno zapięta bluzka. Uśmiech na twarzy młodego dziennikarza zamierał, w miarę jak Andy przyglądał się miejscu przestępstwa. Za plecami pani domu pojawił się Raines i z wysokości schodów spojrzał na przybyłego.
– Hej, co powiesz na sport? – Denny uśmiechnął się krzywo. – Lubię te twoje kawałki w…
Brazil pobiegł do samochodu, jakby ktoś go gonił.
– Andy! – zawołała za nim Virginia. – Andy!
Zbiegła ze schodów, gdy jego BMW odjeżdżało z piskiem opon w kierunku zachodzącego słońca.
Chwilę potem wraz z Rainesem wróciła do salonu. Zapięła równo bluzkę i nerwowo poprawiła włosy. Postawiła na stole wino, ale tak, aby nie stało w zasięgu jej wzroku, by nie musiała myśleć o tym, kto je przyniósł.
– Do cholery, jakie on ma znowu problemy? – zapytał Denny.
– Pisarz z humorami – rzuciła lekkim tonem. Raines więcej się tym nie interesował. On i Virginia mieli jeszcze wiele do zrobienia. Objął ją od tyłu, przytulił i zaczął namiętnie pieścić jej ucho językiem. Gra została jednak przerwana, gdy partnerka oswobodziła się i zostawiła go daleko za sobą, zabierając piłkę.
– Jestem zmęczona – burknęła.
Denny zmrużył oczy. Miał dość braku ducha sportowego Virginii i kartek za przewinienia.
– W porządku – powiedział, wyciągając kasetę z magnetowidu. – Chcę cię tylko o coś zapytać, Virginio. – Zdecydowanym krokiem ruszył w kierunku drzwi, ale zatrzymał się jeszcze na chwilę i utkwił w niej przenikliwe spojrzenie. – Gdy zadzwoni ktoś do ciebie w trakcie posiłku, co robisz, gdy chwilę później odłożysz słuchawkę? Wracasz do jedzenia czy może także je zostawisz? Rezygnujesz, ponieważ miałaś małą przerwę?
– To zależy od tego, co jadłam – odpowiedziała ostro.
Brazil jadł kolację późno w Shark Finn’s na Old Pineville Road przy Bourbon Street. Kiedy odjechał z piskiem opon spod domu porucznik West, kręcił się trochę po okolicy, starając się opanować ogarniającą go wściekłość. Z całą pewnością nie postąpił rozsądnie, zatrzymując się przed różowymi drzwiami condominium na Fourth Ward, gdzie mieszkał Tommy Axel. Kiedy wychodził z parkingu, zauważył kilku mężczyzn, którzy przyglądali mu się z zainteresowaniem. Nie był do nich pozytywnie nastawiony, podobnie zresztą jak do krytyka.
To, co Axel potraktował jako pierwszą randkę, a Brazil uważał za rewanż, zaczęło się w Shark Finn’s Jaws Raw Bar, gdzie ozdobą sali była złapana w sieci, wielka, zasuszona tropikalna ryba z otwartym pyskiem i zdumionymi, szklanymi oczami. Gołe blaty drewnianych stołów harmonizowały z podłogą z surowych desek. Na dekorację sali składały się także portrety wyrzeźbione w skorupach kokosów, rozgwiazdy i witraże. Brazil zamówił piwo Red Stripe i zastanawiał się, czy do reszty stracił rozum, ulegając głupiemu impulsowi, który sprowadził go w tym momencie do takiego miejsca.
Axel wpatrywał się w niego płonącymi oczami, snując zuchwałe fantazje, pełen obaw, że wizja może zniknąć, jeśli chociaż na sekundę odwróci wzrok. Andy był pewien, że pozostali goście, połykający surowe ostrygi i pijący drinki, z łatwością odgadywali intencje Tommy’ego, chociaż mylili się co do jego towarzysza. Było to o tyle niefortunne, że większość tych facetów wyglądała na kierowców ciężarówek, którzy wierzyli, że ich powołaniem jest zapładnianie kobiet, noszenie broni i zabijanie pedałów.
– Często tu przychodzisz? – Zamieszał piwo w ciemnobrązowej butelce.
– Czasami. Jesteś głodny? – Axel uśmiechnął się, pokazując ładne, białe zęby.
– Tak jakby – przyznał Brazil.
Przeszli do innej sali, która niewiele się różniła od surowego w wystroju baru, poza tym że przy stolikach stały kapitańskie krzesełka, a wentylatory na suficie kręciły się tak szybko, jakby zaraz miały wystartować. Usiedli przy stoliku, na którym stały świeca i sos tabasco. Stolik się kiwał i Brazil podłożył pod jedną nogę kilka serwetek. Axel zamówił Shark Attack z dużą ilością rumu Myers i namawiał Andy’ego na rum Runnera, w którym było tyle alkoholu, że starczyłoby na wygaszenie świateł w połowie jego umysłu.
Jakby Brazil nie miał dość kłopotów, tamten zamówił dodatkowo kilka butelek dobrze schłodzonego piwa Rolling Rock. Krytyk muzyczny był pewien, że to ułatwi mu zadanie. Jego towarzysz był zupełnie niedoświadczony i należało nad nim popracować. Axel ze zdumieniem pomyślał, że ten chłopak chyba nigdy jeszcze nie był pijany. To niewiarygodne. Gdzie on się wychowywał? W klasztorze, w kościele mormońskim? Andy znowu miał na sobie obcisłe dżinsy, które pamiętały jeszcze jego szkolne lata, i sportowy podkoszulek. Tommy starał się nie myśleć o tym, co by było, gdyby udało mu się zdjąć z niego ubranie.
– Tu wszystko jest dobre – oświadczył, nie patrząc w kartę i pochylając się nad świecą. – Muszlowe placuszki, ciastka z krabami, kanapki Po-Boy. Ja zwykle biorę piwo i smażone małże.
– W porządku – powiedział Brazil do obu Axelów, siedzących na wprost niego. – Myślę, że chcesz mnie upić.
– Skądże znowu – zaprotestował Tommy, dając znak kelnerce. – Chyba rzadko ci się to zdarza.
– Owszem. A dziś rano przebiegłem dwanaście kilometrów – odrzekł Andy.
– Człowieku, żyjesz jak pod kloszem. Wygląda na to, że muszę cię trochę wyedukować.
– Nie sądzę. – Brazil miał ochotę wrócić do domu i położyć się do łóżka. – Nie czuję się najlepiej, Tommy.
Axel przekonywał go, że posiłek dobrze mu zrobi, i w pewnym sensie miał rację. Andy poczuł się lepiej, gdy zwymiotował w toalecie. Zamówił mrożoną herbatę, czekając, aż jego wewnętrzny stan całkiem się wyklaruje.
– Muszę już iść – oświadczył Axelowi, który wyraźnie zmarkotniał.
– Jeszcze nie – zaprotestował Tommy, jakby to od niego zależało.
– Ależ tak. Wychodzę – nalegał Brazil.
– Nie mieliśmy okazji pogadać.
– O czym?
– Wiesz dobrze.
– Mam zgadywać?
Andy zaczynał się niecierpliwić, cały czas krążył myślami wokół Dilworth.
– Przecież wiesz – powtórzył Axel, patrząc mu głęboko w oczy.
– Chcę, abyśmy byli przyjaciółmi, to wszystko – przekonywał go Brazil.
– Ja chcę dokładnie tego samego. – Nie mógł zaprzeczyć. – Chcę, abyśmy się dobrze poznali, a wtedy z pewnością zostaniemy przyjaciółmi.
Andy natychmiast wyczuł podtekst.
– Ty chciałbyś się ze mną zaprzyjaźnić znacznie bardziej, niż mogę ci na to pozwolić. I chcesz to zrobić już teraz. Niezależnie od tego, co mówisz, wiem, o co ci chodzi, Tommy. Nie jesteś ze mną szczery. Jeśli powiedziałbym ci teraz, że chcę iść z tobą do domu, przystałbyś na to natychmiast. – Pstryknął palcami.
– I co w tym złego? – Axelowi bardzo się ten pomysł spodobał i zastanawiał się, czy rzeczywiście byłoby to możliwe.
Widzisz. Na tym właśnie polega nieporozumienie. Tu nie chodzi o przyjaźń, tylko o pójście do łóżka – oświecił go Andy. – Nie jestem kawałem mięsa, nie nadaję się też na faceta na jedną noc.
– A kto mówił o jednej nocy? Jestem długodystansowcem – zapewnił go krytyk.
Brazil już wcześniej zauważył dwóch muskularnych i wytatuowanych kolesiów, ubranych w przybrudzone ogrodniczki, którzy popijali budweisera i najwyraźniej podsłuchiwali ich rozmowę. To nie wróżyło niczego dobrego, lecz Axel był tak przejęty nagabywaniem Andy’ego, że nie zwrócił uwagi na ich serdelkowate paluchy, bębniące po blacie stołu, ani wykałaczki w ponurych gębach, ani też porozumiewawcze spojrzenia, jakie sobie przesyłali, planując już w myślach, co zrobią z tymi dwoma pedałami, gdy tylko znajdą się na ciemnym parkingu.
Читать дальше