Harry zrozumiał, do czego Lebie zmierza. Kelner przyniósł ryby.
– Ty się najbardziej zbliżyłeś do tego człowieka, Harry. To ty leżałeś z uchem przyłożonym do ziemi i być może rozpoznasz wibracje powstałe od jego kroków, jeśli znów będzie się zbliżał. Zawsze znajdzie się sto dobrych powodów na to, żeby się upić, ale jeśli będziesz leżał i rzygał w jakimś pokoju hotelowym, to nikomu już nie pomożesz. On nie jest ludzki, więc my też nie możemy być ludzcy. Musimy wytrzymać wszystko, oprzeć się wszystkiemu.
Lebie rozłożył serwetkę.
– Ale musimy jeść.
Harry przyłożył szklankę z whisky do ust i patrząc na Lebiego, wolno ją opróżniał. Potem pustą odstawił na stolik, skrzywił się i sięgnął po nóż i widelec. Dalszy ciąg posiłku upłynął w milczeniu.
Harry nie mógł powstrzymać się od uśmiechu, kiedy usłyszał, że Wadkins wysłał Yonga, by przesłuchał tłustą sąsiadkę Ottona Rechtnagla.
– Miejmy nadzieję, że na nim nie usiądzie – powiedział Lebie.
Harry i Lebie pojechali na King's Cross i tam Harry wyskoczył.
– Dziękuję, Sergej. Tak jak mówiłem, myślę, że najlepiej będzie, jeżeli dalej pójdę już sam.
Lebie pozdrowił go palcami uniesionymi do czoła i zniknął.
*
Sandra stała na swoim zwykłym miejscu, poznała go dopiero, gdy podszedł tuż do niej.
– Dziękuję za ostatnie spotkanie – powiedziała, spojrzenie miała dalekie, źrenice maleńkie.
Poszli do Bourbon & Beef, gdzie natychmiast przypędził kelner i odsunął dla Sandry krzesło.
Harry spytał ją, na co ma ochotę. Zamówiła colę i dużą whisky.
– O rany, myślałam, że mnie wyrzuci – powiedziała z ulgą.
– Jestem tu kimś w rodzaju stałego gościa – wyjaśnił Harty.
– A co z twoją przyjaciółką?
– Z Birgittą? – Harry zwlekał z odpowiedzią. – Nie wiem. Nie chce ze mną gadać. Mam nadzieję, że czuje się okropnie.
– Dlaczego masz nadzieję, że jej jest okropnie?
– Bo mam nadzieję, że mnie kocha.
Sandra roześmiała się chrapliwie.
– A jak ty się miewasz, Harry Holy?
– Okropnie. – Harty uśmiechnął się ze smutkiem. – Ale możliwe, że poczuję się lepiej, jeśli uda mi się złapać mordercę.
– I sądzisz, że ja mogę ci w tym pomóc? – Zapaliła papierosa. Jej twarz, jeśli to możliwe, wydawała się jeszcze bledsza i bardziej ściągnięta niż ostatnio. Oczy miały czerwone obwódki.
– Jesteśmy do siebie podobni – stwierdził Harry, wskazując na ich odbicia w przyciemnianej szybie przy stoliku.
Sandra nic nie powiedziała.
– Pamiętam, chociaż cokolwiek niewyraźnie, że Birgittą rzuciła twoją torebkę na łóżko i wszystko się z niej wysypało. W pierwszej chwili wydawało mi się, że nosisz w torebce pekińczyka. – Harry urwał na chwilę. – Powiedz mi, na co ci właściwie blond peruka?
Sandra wyjrzała przez okno. A może raczej patrzyła w okno, na ich odbicia.
– Pewien klient mi ją kupił. Chce, żebym ją wkładała, kiedy jest ze mną.
– Kto to…
Sandra pokręciła głową.
– Zapomnij o tym, Harry, nie powiem. W moim zawodzie nie obowiązuje zbyt wiele reguł, ale trzymanie języka za zębami na temat klientów to jedna z nich. I to dobra reguła.
Harry westchnął.
– Ty się boisz – stwierdził.
Z oczu Sandry strzeliły błyskawice.
– Nie wysilaj się, Harry. Nic ze mnie nie wyciągniesz, okej?
– Nie musisz mi mówić, kto to jest, Sandro. Ja i tak wiem. Chciałem tylko najpierw sprawdzić, czy będziesz się bała o tym rozmawiać.
– „Ja i tak wiem” – przedrzeźniła go Sandra, wyraźnie wkurzona. – A niby skąd wiesz?
– Widziałem kamień, który wypadł ci z torebki, Sandro. Zielony kryształ. Poznałem go przez namalowany na nim znak zodiaku. On ci go dał. To kamień ze sklepu jego matki. Z Kryształowego Zamku.
Sandra patrzyła na niego wielkimi czarnymi oczyma. Czerwone usta zastygły w brzydkim grymasie. Harry delikatnie położył jej rękę na ramieniu.
– Dlaczego tak się boisz Evansa White'a, Sandro? Dlaczego nie chcesz nam go wydać?
Sandra przyciągnęła rękę do siebie. Znów odwróciła się do okna, Harry czekał. Kiedy zaczęła pociągać nosem, podał jej chusteczkę, która z niepojętych przyczyn znalazła się w jego kieszeni.
– Nie tylko tobie jest okropnie, wiesz? – szepnęła po chwili. Kiedy się do niego obróciła, oczy miała jeszcze czerwieńsze. – Wiesz, co to jest? – Podciągnęła rękaw sukienki, odsłaniając białe przedramię, pokryte czerwonymi zaognionymi plamkami, na niektórych były strupki.
– Heroina? – spytał Harry.
– Morfina – odparła Sandra. – Mało kto w Sydney ma ją w asortymencie, bo większość klientów i tak kończy na heroinie. Ale ja mam alergię na heroinę, mój organizm jej nie toleruje. Próbowałam raz i o mało nie umarłam. Moja trucizna to morfina. A w ostatnim roku tylko jeden człowiek na King's Cross był w stanie ją zdobyć w odpowiedniej ilości. Płacę mu, zgadzając się na odgrywanie pewnych ról. Maluję się i wkładam białą perukę. Dla mnie to w porządku, gówno mnie obchodzi, jakiego kopa on z tego ma, bylebym tylko ja miała swojego. W dodatku są ludzie bardziej chorzy od tych, którzy chcą, żebym się przebierała za ich matkę.
– Za matkę? – zdziwił się Harry.
– Wydaje mi się, że on nienawidzi swojej matki. Albo kocha ją trochę inaczej niż wszyscy. Albo, albo, nie jestem pewna. On nie chce o tym rozmawiać, a bogowie jedni wiedzą, jak bardzo ja nie mam na to ochoty. – Roześmiała się głucho.
– Jak sądzisz, dlaczego on jej nienawidzi?
– Ostatnio kilka razy był twardszy niż zwykle – powiedziała Sandra. – Zostawił mi kilka siniaków.
– Próbował cię dusić? – spytał Harry.
Sandra pokręciła głową.
– Raz próbował. Było to tego dnia, kiedy w gazecie napisali o tej zamordowanej Norweżce. O tym, że została uduszona. Objął mnie rękami za szyję, kazał leżeć spokojnie i nie bać się. Później już o tym nie myślałam.
– Dlaczego?
Sandra wzruszyła ramionami.
– Ludzie ulegają temu, co czytają i widzą. Czerpią z tego inspirację. Weź na przykład Dziewięć i pół tygodnia. Kiedy film szedł w kinach, nagle całe mnóstwo klientów chciało, żebyśmy czołgały się nagie po podłodze, a oni siedzieli na krześle i patrzyli.
– Gówniany film – stwierdził Harry. – I jak to się skończyło?
– Położył mi ręce na szyi i zaczął kciukami wodzić po grdyce. Nie było w tym przemocy, ale ja ściągnęłam perukę i oświadczyłam, że nie chcę się w to bawić. On oprzytomniał i powiedział, że w porządku, że tak go tylko naszło. Że nie ma żadnego znaczenia.
– A ty mu uwierzyłaś?
Sandra wzruszyła ramionami.
– Nie wiesz, jak nawet niewielkie uzależnienie może wpłynąć na twój sposób patrzenia na świat – oświadczyła i dokończyła swoją whisky.
– Nie wiem? – Harry z niechęcią popatrzył na butelkę coli, która wciąż stała przed nim nietknięta.
McCormack niecierpliwie bębnił palcami. Harry pocił się, chociaż wentylator pracował na pełnych obrotach. Tłusta sąsiadka Ottona Rechtnagla miała mnóstwo do powiedzenia, właściwie aż za dużo. Niestety, nic z tego nie było interesujące. Yong najwyraźniej miał problemy z udawaniem dobrego słuchacza w jej nieprzyjemnym towarzystwie.
– Tłusta krowa – odparł z uśmiechem na pytanie Wadkinsa o wrażenie, jakie na nim zrobiła.
– Coś nowego na temat tej dziewczyny z Centennial Park? – spytał McCormack.
Читать дальше