Rod siedział na krześle i obserwował cały ten występ szklanymi oczami.
Rozległ się cichy trzask, kiedy wyskoczyło ostrze sprężynowego noża trzeciego z mężczyzn. Kiedy z pochylonymi plecami i rękami rozsuniętymi na boki sunął w stronę ciemnoskórego, Rod zwymiotował na swoje buty. Harry z zadowoleniem uznał, że to wyraźna oznaka wstrząsu mózgu. Jemu też było odrobinę niedobrze, zwłaszcza gdy zobaczył, że pierwszy ściągnął ze ściany kij i próbuje zajść boksera od tyłu. Nożownik stał teraz tuż obok Harry'ego, nie zwracając na niego uwagi.
– Za tobą, Andrew! – zawołał Harry, a sam rzucił się na uzbrojoną w nóż rękę. Usłyszał suchy, głuchy odgłos kija, hurgot przewracających się stołów i krzeseł, ale musiał skupić się na człowieku z nożem, który uwolnił się i krążył wokół niego, wymachując rękami w teatralnym geście, z uśmiechem szaleńca na twarzy. Nie odrywając wzroku od nożownika, Harry po omacku sięgnął do tyłu na stół w poszukiwaniu czegoś, co mógłby wykorzystać jako broń. Gdzieś od strony baru wciąż słyszał kij w akcji.
Nożownik ze śmiechem zbliżył się, przerzucając nóż z ręki do ręki.
Harry skoczył w przód, zadał cios i odskoczył. Prawa ręka nożownika bezwładnie opadła, a nóż z brzękiem uderzył o kamienną podłogę. Napastnik ze zdziwieniem popatrzył na swoją rękę: sterczał z niej rożen od szaszłyka, na którego końcu tkwił jeszcze kawałek pieczarki. Prawa ręka wydawała się całkowicie sparaliżowana, lewą na próbę sięgnął do rożna, jak gdyby chciał się upewnić, że naprawdę tam tkwi. Z twarzy wciąż nie znikał mu wyraz zdziwienia. Musiałem trafić w jakiś zaczep mięśnia albo w nerw, pomyślał Harry, uderzając jeszcze raz.
Poczuł tylko, że trafił w coś twardego, i całą rękę przeszył mu gwałtowny ból. Nożownik cofnął się o krok, patrząc na niego urażonym spojrzeniem. Z dziurki od nosa ciekł mu ciemny strumyczek krwi. Harry złapał się za prawą rękę. Uniósł ją, żeby uderzyć jeszcze raz, ale zmienił zdanie.
– Takie bicie cholernie boli. Nie mógłbyś po prostu się poddać? – spytał.
Nożownik usiadł obok Roda, który wciąż siedział z głową spuszczoną między nogami.
Kiedy Harry się odwrócił, zobaczył, że Burroughs stoi z pistoletem wycelowanym w pierwszego, a Andrew leży bez życia między dwoma wywróconymi stolikami. Część pozostałych gości uciekła, niektórzy z ciekawością obserwowali scenę, ale większość dalej siedziała w barze i oglądała telewizję. Transmitowali właśnie mecz krykieta Anglia-Australia.
Kiedy po rannych przyjechały karetki, Harry zatroszczył się o to, żeby pierwsza zabrała Andrew. Wyniesiono go na noszach, Harry szedł obok. Andrew wciąż krwawił z jednego ucha, w piersiach przy oddechu paskudnie mu świszczało, lecz w końcu odzyskał przytomność.
– Nie wiedziałem, że grasz w krykieta, Andrew. Piękny rzut, ale czy naprawdę trzeba było tak ostro brać się do rzeczy?
– Masz rację, źle oceniłem sytuację. Przecież miałeś pełną kontrolę.
– Nie – powiedział Harry. – Będę szczery i powiem, że wcale tak nie było.
– Okej, a ja będę szczery i powiem, że cholernie boli mnie łeb i żałuję, że w ogóle się pojawiłem. Słuszniejsze by było, żebyś ty tu leżał. Naprawdę tak myślę.
Karetki przyjechały i odjechały. W końcu w barze został tylko Harry z Burroughsem.
– Mam nadzieję, że nie zniszczyliśmy za dużo wyposażenia – powiedział Harry.
– Nie, nie było tak źle. Poza tym moi goście od czasu do czasu lubią takie rozrywki na żywo. Ale w przyszłości powinieneś chyba czasami zerkać przez ramię. Szef tych chłopaków nie będzie zadowolony, kiedy o tym usłyszy.
– Ach, tak? – Harry zrozumiał, że Burroughs próbuje go ostrzec. – A kim jest ten szef?
– Ja nic nie mówiłem. Ale ten facet na zdjęciu, którym wymachiwałeś, nie jest wcale wykluczony.
Harry długo kiwał głową.
– Wobec tego będę przygotowany. I uzbrojony. Nie masz nic przeciwko temu, żeby sobie wziął jeszcze jeden rożen?
Dwoje ekshibicjonistów, pijak, gej i black snake
Harry znalazł na King's Cross dentystę, który obejrzał go i stwierdził, że potrzebne będą prace budowlane, by odtworzyć przedni ząb ułamany w połowie. Zrobił coś tymczasowego i wziął honorarium, które, jak Harry miał nadzieję, szef policji w Oslo zgodzi się później zwrócić.
W biurze dowiedział się, że kij przyprawił Andrew o trzy złamane żebra i silny wstrząs mózgu, więc przez najbliższy tydzień nie będzie wstawał z łóżka.
Po lunchu Harry poprosił, by Lebie towarzyszył mu w kilku wizytach w szpitalu. Pojechali do szpitala St. Etienne, gdzie musieli wpisać się do dziennika odwiedzających, wielkiej, ciężkiej księgi rozłożonej przed jeszcze większą zakonnicą, która królowała w okienku z rękami założonymi na piersiach. Harry usiłował pytać, dokąd mają iść, ale ona tylko wskazała w głąb, kręcąc głową.
– Nie mówi po angielsku – wyjaśnił Lebie.
W recepcji młody uśmiechnięty mężczyzna wstukał nazwiska do komputera i zaraz podał im numery sal, wyjaśnił też, którędy mają iść.
– W ciągu dziesięciu sekund od średniowiecza do ery elektroniki – szepnął Harry.
Zamienili kilka słów z Andrew w odcieniach żółci i fioletu, ale był w złym humorze i po pięciu minutach kazał im się wynosić. Piętro wyżej w jednoosobowej sali znaleźli nożownika.
Leżał z ręką na temblaku, miał opuchliznę na twarzy i patrzył na Harry'ego wzrokiem pełnym urazy, tak jak poprzedniego wieczoru.
– Czego chcesz, pieprzony glino? – spytał.
Harry usiadł na krześle przy łóżku.
– Chcę wiedzieć, czy Evans White kazał komuś zabić Inger Holter, komu to zlecił i dlaczego.
Nożownik próbował się śmiać, ale zaraz zaniósł się kaszlem.
– Nie mam pojęcia, o czym mówisz, gliniarzu, i ty chyba też.
– Jak twój bark? – spytał Harry.
Nożownikowi oczy mało nie wyszły z orbit.
– Tylko spró…
Harry wyjął z kieszeni rożen. Nożownikowi na czole wystąpiła gruba sina żyła.
– Żartujesz sobie, glino?
Harry nic nie powiedział.
– Cholera, jesteś wariatem! Chyba nie wyobrażasz sobie, że ci to ujdzie na sucho? Jeśli po waszym wyjściu znajdą u mnie choćby zadraśnięcie, to masz tę swoją pieprzoną robotę z głowy!
Głos zmienił się w dyszkant. Harry położył mu palec na wargach.
– Cicho bądź, proszę. Widzisz tego wielkiego, łysego faceta przy drzwiach? Trudno dopatrzyć się podobieństwa, ale to kuzyn człowieka, któremu wczoraj rozwaliliście łeb kijem do krykieta. Prosił mnie, żebym go dzisiaj ze sobą zabrał. Jego zadanie ma polegać na zaklejeniu ci gęby i przytrzymaniu, podczas gdy ja będę zdejmował bandaż i wbijał to świecidełko w jedyne miejsce, w którym później nie będzie żadnego nowego znaku. Bo przecież już masz tam dziurę, prawda?
Delikatnie nacisnął prawy bark nożownika, któremu z oczu trysnęły łzy, a klatka piersiowa poruszyła się gwałtownie przy oddechu. Jego wzrok przeskakiwał od Harry'ego do Lebiego i z powrotem. Ludzka natura to dziki, nieprzenikniony las, ale kiedy nożownik otworzył usta, Harry'emu wydało się, że dostrzega w nim rów przeciwpożarowy. Bez wątpienia mówił prawdę.
– To, co wy mi zrobicie, i tak będzie dziesięć razy lepsze od tego, co mi zrobi Evans White, kiedy się dowie, że na niego doniosłem. Ja wiem i wy wiecie, że nawet gdybym miał coś do powiedzenia, to i tak nie będę gadał. Możecie więc zaczynać, ale najpierw powiem wam jedno: błądzicie. Naprawdę źle trafiliście.
Читать дальше