Harry słyszał tę muzykę już wcześniej. Był to ten sam utwór, który szumiał w słuchawkach sąsiada z samolotu przez całą drogę z Londynu, ale dopiero teraz dotarł do niego tekst. Kobiecy głos śpiewał, że nie wiadomo dlaczego nazywano ją dziką różą; ostro kontrastował z głębokim, ponurym głosem mężczyzny:
Than I kissed her goodbye, said all beauty must die
I bent down and planted a rose between her teeth…
Harry'emu śniły się gwiazdy i brązowożółte węże, kiedy obudziło go lekkie stukanie do drzwi jego hotelowego pokoju.
Przez moment leżał nieruchomo, sprawdzając, na ile go stać. Znów zaczęło padać. Rynna za oknem śpiewała. Wstał nagi, otworzył drzwi na oścież z nadzieją, że rozpoczynająca się erekcja zostanie zauważona. Birgitta zaśmiała się zaskoczona i wpadła mu w objęcia. Z włosów kapała jej woda.
– Wydawało mi się, że mówiłaś, że o trzeciej. – Harry udawał, że jest zły.
– Goście nie chcieli wyjść. – Podniosła do niego piegowatą twarz.
– Jestem w tobie dziko, bezgranicznie, szaleńczo zakochany – szepnął, mocno ujmując jej głowę.
– Wiem o tym – odparła z powagą i mokrą, zimną ręką ujęła jego pulsujący członek. – Halo, to dla mnie?
Harry stał przy oknie, popijał sok pomarańczowy wyjęty z minibaru i patrzył w niebo. Chmury znów się rozstąpiły, jak gdyby ktoś wielokrotnie ponakłuwał aksamitne niebo widelcem i z dziurek sączyło się boskie światło.
– Co myślisz o transwestytach? – spytała Birgitta z łóżka.
– Chodzi ci o to, co myślę o Ottonie? – Harry zastanowił się i w końcu roześmiał. – Chyba podoba mi się arogancja jego stylu. Opuszczone powieki, niezadowolona mina. Zmęczenie życiem. Jak to nazwać? To jak pełen melancholii kabaret, w którym flirtuje ze wszystkim i ze wszystkimi. Powierzchowny autoparodystyczny flirt.
– I to ci się podoba?
– Lubię jego zadziorność. Wszystkiego tego, co on sobą reprezentuje, większość ludzi nienawidzi.
– A czego to nienawidzi większość?
– Słabości, wrażliwości. Australijczycy chwalą się, że są tacy liberalni. Może i tak jest, ale zrozumiałem też, że ideałem jest uczciwy, prosty, ciężko harujący Australijczyk obdarzony dobrym humorem i porcyjką patriotyzmu.
– True blue.
– Co?
– Oni to nazywają true blue. Albo dinkum. To znaczy mniej więcej tyle, że jakaś osoba albo rzecz jest prawdziwa, szczera, swojska.
– A za fasadą jowialnej swojskości łatwo jest ukryć cholernie dużo gówna. Natomiast Otto z całym swoim przesadnym sztafirem reprezentuje uwodzicielskość, iluzję i fałsz, ale wydaje mi się najbardziej szczerą osobą, z jaką się tu zetknąłem. Jest nagi, wrażliwy i prawdziwy.
– Moim zdaniem to brzmi bardzo poprawnie politycznie. Harry Holy, najlepszy przyjaciel gejów. – Birgitta najwyraźniej miała nastrój do kpin.
– Ale też i ładnie to powiedziałem, prawda?
Położył się na łóżku, popatrzył na nią niewinnym niebieskim spojrzeniem.
– Naprawdę się cieszę, że nie mam na ciebie ochoty jeszcze raz, moja panno. Przecież rano mamy tak wcześnie wstać.
– Mówisz tak tylko po to, żeby mnie zachęcić – stwierdziła Birgitta.
Rzucili się na siebie jak dwa gotowe do parzenia się borsuki.
Sympatyczna prostytutka, dziwny Duńczyk i krykiet
Harry znalazł Sandrę przed klubem Dez GoGo. Stała na chodniku, rozglądając się po swoim małym królestwie. Zmęczone nogi balansowały na wysokich obcasach, ręce miała założone na piersi, w palcach trzymała papierosa, a senne spojrzenie śpiącej królewny zarazem zapraszało i odpychało. Krótko mówiąc, wyglądała jak dziwka z każdego innego miejsca na świecie.
– Dzień dobry – powiedział Harry.
Sandra popatrzyła na niego jak na zupełnie obcego człowieka.
– Pamiętasz mnie?
Podciągnęła w górę kąciki ust, może miał to być uśmiech.
– Oczywiście, kochasiu. Chodźmy!
– Jestem Holy, policjant.
Sandra zmrużyła oczy.
– Cholera, rzeczywiście! Moje szkła kontaktowe zaczynają rano strajkować. Widocznie przez te wszystkie spaliny.
– Mogę ci postawić kawę? – spytał Harry uprzejmie.
Wzruszyła ramionami.
– Nic się tu nie dzieje, więc równie dobrze mogę już sobie zrobić wieczór.
W drzwiach klubu striptizerskiego pojawił się nagle Teddy Mongabi, gryzł zapałkę. Krótko skinął Harry'emu głową.
– Jak przyjmują to twoi rodzice? – spytała Sandra, kiedy już przyniesiono im kawę.
Usiedli w barze, w którym Harry jadał śniadanie, Bourbon & Beef. Kelner już pamiętał jego stałe zamówienie: jajka sadzone na grzance z szynką, tarte ziemniaki smażone z cebulą i kawa, white fiat. Sandra pila czarną.
– Słucham? Nie rozumiem.
– Twoja siostra…
– A tak, oczywiście. – Podniósł do ust filiżankę, żeby zyskać trochę czasu. – Cóż, przyjmują to tak, jak się można spodziewać. Dziękuję za zainteresowanie.
– Żyjemy w strasznym świecie.
Słońce nie wzeszło jeszcze ponad dachy domów na Darlinghurst Road, ale niebo już było lazurowo błękitne, nakrapiane gdzieniegdzie białymi obłoczkami. Wyglądało jak tapeta do pokoju dziecinnego, ale nawet to nie pomagało, świat i tak był strasznym miejscem.
– Rozmawiałam z kilkoma dziewczętami – powiedziała Sandra. – Ten facet ze zdjęcia nazywa się White. Handluje amfą i kwasem. Niektóre od niego kupują. Ale do żadnej nie przychodził jako klient.
– Może nie musi płacić za zaspokajanie swoich potrzeb? – zauważył Harry.
Sandra roześmiała się.
– Potrzeba seksu to jedno. Potrzeba kupowania seksu to coś zupełnie innego. Wielu facetów właśnie to kręci. My potrafimy wiele rzeczy, których nie dostaniesz w domu, uwierz mi.
Harry podniósł na nią wzrok.
Sandra popatrzyła wprost na niego i mgła na jej oczach na moment zniknęła. Wierzył jej.
– Sprawdzałaś daty, o których rozmawialiśmy?
– Jedna z dziewczyn powiedziała, że kupiła od niego kwas wieczorem na dzień przed znalezieniem twojej siostry.
Harry odstawił filiżankę tak gwałtownie, że kawa się wychlapała, i wychylił się nad stolikiem. Mówił cicho i szybko.
– Mogę z nią porozmawiać? Można jej zaufać?
Szerokie, umalowane na czerwono usta Sandry rozdzieliły się w uśmiechu. W miejscu, gdzie brakowało zęba, widniała czarna dziura.
– Mówiłam ci już, że kupowała kwas. A kwas to substancja zakazana również w Australii. Nie możesz z nią rozmawiać. A co do twojego drugiego pytania. Czy komuś na kwasie można ufać? – Wzruszyła ramionami. – Powtarzam tylko to, co mi powiedziała. Ale przypuszczam, że chyba nie najlepiej się orientuje, czy jest środa, czy czwartek.
Atmosfera w pokoju odpraw była napięta, nawet wentylator burczał głośniej niż zwykle.
– Przykro mi, Holy. Zostawiamy White'a. Zero motywu, a poza tym jego dziewczyna twierdzi, że w chwili popełnienia morderstwa był w Nimbin – powiedział Wadkins.
Harry podniósł głos.
– Nie słyszycie, co mówię? Angelinę Hutchinson działa na amfie i Bóg jeden wie, na czym jeszcze. Jest w ciąży. Najprawdopodobniej z Evansem White'em. Na Boga, ludzie, to jej diler! Bóg Ojciec i Jezus w jednej i tej samej osobie. Dziewczyna powie wszystko, co on jej każe. Rozmawialiśmy z facetem, u którego Inger Holter wynajmowała mieszkanie. Wiemy od niego, że Angelinę jej nienawidziła i miała do tego powody, bo Norweżka chciała jej odebrać White'a.
Читать дальше