– Evansa White'a. Cóż, on mówi, że ma alibi na te dni około morderstwa. Prosiliśmy policję w Nimbin o wezwanie kobiety, z którą, jak twierdzi, był, żeby sprawdzić jego historię. Zapowiedzieliśmy, że ma nigdzie nie jeździć bez uprzedzenia.
McCormack burknął coś pod nosem.
– Spotkałeś się z tym facetem twarzą w twarz, Holy. To on?
Harry zapatrzył się w swoją kawę. Białe smugi mleka układały się w spiralę przypominającą mgławicę gwiezdną.
– Mogę się posłużyć analogią, sir? Wiedział pan, że Droga Mleczna to spiralna mgławica, w której jest ponad sto tysięcy milionów gwiazd? Że gdyby się podróżowało na przestrzał jednego z ramion spiralnych z prędkością światła przez ponad tysiąc lat, to i tak dotarłoby się zaledwie do połowy? Nie mówiąc już o podróży wzdłuż, czyli przez całą Drogę Mleczną…
– Jak na mój gust, trochę za bardzo filozofujesz o tak wczesnej porze, Holy. Co próbujesz powiedzieć?
– Że ludzka natura jest jak wielki, ciemny las, którego poznanie nikomu nie jest dane w ciągu jednego krótkiego życia. Że nie mam pojęcia, sir.
McCormack popatrzył na Harry'ego z zatroskaną miną.
– Zaczynasz mówić jak Kensington, Holy. Może źle zrobiłem, łącząc was w parę. On ma za dużo dziwactw w głowie.
Yong położył folię na projektor.
– Rocznie zgłaszanych jest w tym kraju ponad pięć tysięcy gwałtów. Samo się przez się rozumie, że beznadziejną sprawą jest szukanie w tym jakiegoś schematu bez posłużenia się statystyką. Zimną, drętwą statystyką. Hasło numer jeden to elementy statystycznie istotne. Innymi słowy, szukamy systematyczności, która nie daje się wytłumaczyć zbiegami okoliczności. Hasło numer dwa to demografia. Ja najpierw zająłem się zgłoszeniami dotyczącymi niewyjaśnionych morderstw i gwałtów, jakie miały miejsce w ciągu ostatnich pięciu lat, zgłoszeniami zawierającymi słowa: „ucisk szyi” i „duszenie”. Znalazłem dwanaście morderstw i kilkaset gwałtów. Następnie zredukowałem tę liczbę, dodając warunek, że ofiary muszą być blondynkami pomiędzy szesnastym a trzydziestym piątym rokiem życia, zamieszkałymi na wschodnim wybrzeżu. Oficjalne statystyki i dane dotyczące koloru włosów z naszego biura paszportowego pokazują, że ta grupa stanowi mniej niż pięć procent wszystkich mieszkających tu kobiet. A mimo to zostało mi siedem morderstw i ponad czterdzieści gwałtów.
Yong położył kolejną folię z wynikami procentowymi i diagramem kolumnowym. Niczego nie komentował, pozwolił, żeby każdy obejrzał to sobie sam. Nastąpiła długa chwila ciszy, w końcu jako pierwszy odezwał się Wadkins:
– Czy to znaczy…
– Nie – odparł Yong. – To nie znaczy, że wiemy coś, czego nie wiedzieliśmy wcześniej. Te liczby są za słabe.
– Ale możemy przypuszczać – wtrącił Andrew – możemy na przykład przypuszczać, że jakiś człowiek systematycznie gwałci blondynki i nieco mniej systematycznie je zabija. I lubi przykładać dłonie do kobiecej szyi.
Nagle wszyscy chcieli mówić naraz i Wadkins musiał prosić o ciszę. Jako pierwszemu pozwolono zabrać głos Harry'emu.
– Dlaczego te powiązania nie zostały odkryte wcześniej? Mówimy przecież o siedmiu morderstwach i czterdziestu, pięćdziesięciu gwałtach, które mogą się ze sobą łączyć.
Yong Sue wzruszył ramionami.
– Gwałt jest niestety zjawiskiem codziennym również w Australii i podobne sprawy nie zawsze otrzymują taki priorytet, jakiego byśmy sobie życzyli.
Harry pokiwał głową. Nie miał żadnych podstaw, by atakować. W imieniu własnego kraju również powinien bić się w piersi.
– Poza tym większość gwałcicieli dokonuje przestępstw w swoim mieście czy w okolicy, w której mieszka, nie uciekają później. Dlatego w zwykłych sprawach o gwałt nie ma żadnej systematycznej współpracy między stanami. Problemem w tych sprawach, które obejmują moje statystyki, jest rozrzut geograficzny.
Yong wskazał na listę miejscowości i dat.
– Jednego dnia w Melbourne, miesiąc później w Cairnes, a po tygodniu w Newcastle. W okresie mniej niż dwóch miesięcy gwałty w trzech różnych stanach. Czasami w kapturze, innym razem w masce, co najmniej raz przy użyciu nylonowej pończochy, a kilkakrotnie ofiary w ogóle nie widziały gwałciciela. Miejsca rozmaite, od ciemnych bocznych uliczek po parki. Ofiary były wciągane do samochodów albo przestępca włamywał się nocą do ich domów. Krótko mówiąc, nie ma tu żadnego schematu oprócz tego, że ofiary to blondynki, były duszone i żadna nie potrafiła podać policji rysopisu sprawcy. A zresztą jest jeszcze jedna rzecz. Sprawca, kiedy morduje, niezwykle starannie dba o czystość, niestety. Najprawdopodobniej myje ofiary, usuwa wszelkie swoje ślady, odciski palców, nasienie, włókna z ubrania, włosy czy skórę pod paznokciami ofiar. Ale oprócz tego nie znajdujemy żadnych elementów, które chętnie przypisujemy seryjnym mordercom. Żadnych śladów niezwykłych, rytualnych czynności, żadnej pozostawionej dla policji wizytówki, mówiącej: to ja. Po tych trzech gwałtach w ciągu dwóch miesięcy zapada cisza na cały rok, chyba że on jest sprawcą również niektórych z pozostałych gwałtów zgłoszonych na przestrzeni tego roku. Ale o tym nic nam nie wiadomo.
– A co z morderstwami? – spytał Harry. – Czy tu gdzieś nie powinno zadzwonić?
Yong pokręcił głową.
– Rozrzut geograficzny. Kiedy policjant z Brisbane znajduje zwłoki zgwałconej kobiety, to Sydney nie jest pierwszym miejscem, w którym szuka sprawcy. Poza tym te morderstwa są na tyle oddalone w czasie, że trudno było dostrzec wyraźny związek. Uduszenie nie jest przecież niezwykłą metodą zabójstwa przy gwałcie.
– Czy w Australii nie ma policji federalnej? – spytał Harry.
Wokół stołu pojawiły się znaczące uśmieszki, Harry postanowił więc nie drążyć tej sprawy i zmienił temat.
– Jeśli to seryjny morderca… – zaczął.
– …to często postępuje według jakiegoś schematu, ma jakąś nić przewodnią – dokończył Andrew. – Ale w tym przypadku nic takiego nie widać, prawda?
Yong pokiwał głową.
– Na pewno jest wśród policjantów ktoś, komu raz czy drugi w ciągu tych lat przyszło do głowy, że to może być seryjny morderca. Prawdopodobnie powyciągał stare sprawy z archiwów i porównywał je, lecz wariacje były zbyt duże, żeby mogły poprzeć podejrzenia.
– Jeśli to seryjny morderca, to czy nie miałby mniej lub bardziej uświadomionego pragnienia, żeby zostać złapany? – spytał Lebie.
Wadkins chrząknął. To była jego dziedzina.
– W literaturze kryminalnej często seryjni mordercy właśnie tak bywają przedstawiani – powiedział. – Mówi się, że działania mordercy to wołanie o pomoc, że zostawia drobne zakodowane wiadomości i ślady, które są przejawem podświadomego pragnienia, by ktoś go powstrzymał. I czasami rzeczywiście tak bywa. Obawiam się jednak, że to nie jest wcale takie proste. Większość seryjnych morderców tak jak inni przestępcy nie chce zostać złapana. A jeśli to rzeczywiście seryjny morderca, to nie dał nam zbyt wiele materiału do pracy. Są tu jeszcze inne rzeczy, które mi się nie podobają. – Uniósł lekko górną wargę, odsłaniając rząd żółtawych zębów. – Po pierwsze fakt, że on z pozoru nie ma żadnego schematu działania, oprócz tego, że ofiary są blondynkami i że je dusi. Może to wskazywać, że traktuje morderstwo jako jednorazowy wyczyn, jako coś w rodzaju dzieła sztuki, które musi się różnić od tego, co zrobił wcześniej. A to nam bardzo utrudnia pracę. Albo też działa według jakiegoś ukrytego wzoru, którego na razie jeszcze nie potrafimy dostrzec. Ale może również oznaczać, że wcale nie planuje morderstw, lecz w niektórych wypadkach zabicie ofiary okazuje się konieczne, na przykład dlatego, że zobaczyła jego twarz, stawiała opór, wzywała pomocy lub wydarzyło się coś innego, nieprzewidzianego.
Читать дальше