– Jesteś staroświecki – odparłam, robiąc dokładnie to, co mi zarzucał, czyli żartując, kiedy powinnam być poważna. Coś się we mnie zacięło, jak zwykle, kiedy chciałam powiedzieć coś z głębi serca. – Więc jak często będziesz tu bywał?
– Przy okazjach prelekcji, konferencji na temat bezpieczeństwa… i oczywiście kryzysów na ogólnokrajową skalę…
Roześmiałam się.
– Nie potrafimy przestać żartować.
Molinari westchnął.
– Powinnaś się już zorientować, że nie jestem jednym z tych dupków, od których uciekasz, Lindsay. To, co ci proponuję, ma ręce i nogi. Następny krok należy do ciebie. Musisz się zdecydować, czy zechcesz spróbować. – Wstał i pogłaskał mnie po głowie. – Lekarze zapewnili mnie, że to niczym nie grozi. – Uśmiechnął się, pochylił nad łóżkiem i pocałował mnie w usta. Moje wargi, spierzchnięte i suche, przywarły do jego warg, wilgotnych i miękkich. Starałam się okazać, co do niego czuję, bo wiedziałam, że nigdy mu tego nie powiem.
Molinari wstał i zarzucił sobie płaszcz na ramię.
– To zaszczyt dla mnie, że mogłem cię poznać, pani porucznik Boxer.
– Joe… – szepnęłam, nie chcąc, żeby odszedł.
– Wiesz, gdzie mnie znaleźć.
Patrzyłam, jak idzie ku drzwiom.
– Nigdy nie można być pewnym, czy u dziewczyny nie wystąpi kryzys na ogólnokrajową skalę…
– Oczywiście. – Odwrócił się i uśmiechnął do mnie. – Ale ja jestem facetem od zażegnywania takich kryzysów.
Po południu tego samego dnia przyszedł do mojego pokoju lekarz, który mi zakomunikował, że w moim organizmie niczego nie wykryto i parę kieliszków wina z pewnością mi nie zaszkodzi.
– Ktoś przyjechał do ciebie i chce cię już stąd zabrać – dodał.
W drzwiach stały Cindy i Claire.
Zawiozły mnie do domu wystarczająco wcześnie, żebym mogła wziąć prysznic, przebrać się i popieścić Marthę. Kiedy przyjechałam do ratusza, każdy chciał mnie mieć dla siebie. Później miałam się spotkać z dziewczynami U Susie. Koniecznie musiałam z nimi porozmawiać, było to dla mnie bardzo ważne.
Najpierw na schodach ratusza nagrałam spoty dla wiadomości. Potem Tom Brokaw przeprowadził ze mną wywiad za pośrednictwem łącza wideo.
Choć było już po wszystkim, to jednak opowiadając o tym, jak wytropiliśmy Danka i Hardawaya, nadal czułam przebiegające mi po plecach dreszcze. Jill nie żyła, Molinari wyjechał, a ja wcale nie czułam się bohaterką. Telefony będą dalej dzwoniły, nadal się będą zdarzały zabójstwa, życie potoczy się dawnym trybem. Wiedziałam jednak, że nigdy już nie będzie tak jak przedtem.
Koło wpół do piątej przyjechały po mnie dziewczyny. Kiedy na nie czekałam, pisałam raporty. Ogarnęło mnie przygnębienie. Choć Jacobi i Cappy przechwalali się, że mają najlepszego porucznika w policji, czułam pustkę i osamotnienie. Oczywiście dopóki nie przyjechały moje przyjaciółki.
– Przestań się smucić – powiedziała Cindy, machając mi przed twarzą meksykańską chorągiewką koktajlową. – Margarity czekają już na nas.
Zabrały mnie do Susie. Kiedy byłyśmy tu ostatni raz, towarzyszyła nam Jill. Dwa lata temu przyjmowałyśmy ją tu do naszej wielce obiecującej grupy. Usiadłyśmy w naszym narożnym boksie i zamówiłyśmy kolejkę margarit. Opowiedziałam im o moich wczorajszych śmiertelnych zapasach w pałacu, o telefonie od prezydenta, o dzisiejszym wywiadzie z Brokawem i spotach dla wieczornych wiadomości.
Mimo to smutno było siedzieć U Susie tylko we trójkę. Puste miejsce obok Claire wyglądało jak świeży grób.
Przyniesiono nasze drinki.
– Na koszt firmy – powiedziała kelnerka Joanie. Każda z nas usiłowała się uśmiechać, lecz w środku walczyłyśmy z łzami.
– Za naszą przyjaciółkę. – Claire uniosła swoją margaritę. – Może nareszcie spoczywać w spokoju.
– Ona nigdy nie spocznie w spokoju – odparła Cindy z uśmiechem, choć w oczach miała łzy. – To nie leży w jej charakterze.
– Jestem przekonana, że w tej chwili patrzy na nas z góry – oświadczyłam – i mówi: „Nie martwcie się, dziewczyny, ja to wszystko przewidziałam”.
– Iz pewnością uśmiecha się do nas – dodała Claire.
– Za Jill – powiedziałyśmy jednocześnie i trąciłyśmy się kieliszkami. Przykro było uświadomić sobie, że odtąd tak już będzie zawsze. Nigdy nie brakowało mi jej tak bardzo jak w tej chwili.
– A więc – Claire spojrzała na mnie pytająco – co dalej?
– Zamówimy żeberka – odparłam. – A tymczasem wypijemy po jeszcze jednej margaricie. Może nawet więcej niż po jednej.
– Zdaje się, że Claire ma na myśli to, co będzie dalej z tobą i tym zastępcą – stwierdziła Cindy i mrugnęła do mnie.
– Molinari wyjeżdża do Waszyngtonu. Dziś wieczorem.
– Na dobre? – zapytała Claire.
– Wraca do swoich urządzeń podsłuchowych i czarnych helikopterów. – Zamieszałam moją margaritę. – To chyba helikoptery firmy Bell.
– Aha. – Claire pokiwała głową i spojrzała na Cindy. – Czy on ci się podoba, Lindsay?
– Owszem, podoba. – Pomachałam na Joanie i zamówiłam następną kolejkę drinków.
– Nie chodzi mi o to, czy ci się tylko podoba, chodzi mi o to, czy się w nim zakochałaś.
– Co chcesz, żebym zrobiła, Claire? Mam przyłączyć się do chóru, śpiewającego: „Czyż nie zmienił mych brązowych oczu na niebieskie?”.
– Nie – odparła Claire. Spojrzała na Cindy, a potem znów na mnie. – Chcemy, żebyś przezwyciężyła w sobie to wszystko, co ci przeszkadza w zrobieniu czegoś dobrego dla siebie samej… zanim pozwolisz temu facetowi wsiąść do samolotu.
Przełknęłam nerwowo ślinę.
– To przez Jill…
– Przez Jill?
Westchnęłam, łzy nabiegły mi do oczu.
– Nie pojechałam do niej, Claire. Tej nocy, kiedy wyrzuciła Steve’a.
– O czym ty mówisz? – zdziwiła się Claire. – Byłaś wtedy w Portland.
– Byłam z Molinarim – odparłam. – Kiedy wróciłam, było już po pierwszej. Jill wydawała się taka zagubiona… Powiedziałam jej, że mogę do niej przyjechać, ale nie upierałam się przy tym. A wiecie dlaczego? Ponieważ właśnie spędzałam upojne chwile z Joem. To był ten wieczór, kiedy wyrzuciła Steve’a.
– Twierdziła, że niczego jej nie trzeba – powiedziała Cindy. – Sama nam to mówiłaś.
– To była cała Jill. Czy słyszałyście, żeby kiedykolwiek prosiła o pomoc? Nie pojechałam wtedy do niej, a teraz, kiedy patrzą na Joego, widzą Jill, słyszą, jak bardzo mnie potrzebuje, i myślą, że gdybym wtedy do niej pojechała, może byłaby tu dziś z nami.
Żadna z nich nie odpowiedziała. Siedziałam, zaciskając zęby i walcząc ze łzami.
– Nie wolno ci tak myśleć – odezwała się po chwili Cindy. Jej dłoń ukradkiem przesuwała się po stole, aż dotknęła mojej. – Jesteś zbyt mądra, aby sądzić, że gdybyś zrezygnowała z chwili radości, mogłoby to zapobiec temu, co się stało. Poza tym dobrze wiesz, że nikt bardziej od niej nie chciałby, żebyś była szczęśliwa.
– Wiem, Claire. – Pokiwałam głową. – Po prostu nie mogą przestać…
– Lepiej przestań – przerwała mi Claire, ściskając moją dłoń – bo próbujesz zranić samą siebie. Wszyscy mają prawo być szczęśliwi, Lindsay. Także ty.
Osuszyłam oczy serwetką.
– Ktoś mi to już powiedział – odparłam i uśmiechnęłam się na to wspomnienie.
– W takim razie za Lindsay Boxer – powiedziała Claire, unosząc kieliszek. – Żeby zawsze o tym pamiętała.
Читать дальше