I nadal toczyło się za szybko.
Gdzie jesteś, draniu?
– Przeszukuję główną salę – powiedziałam do walkie – talkie. – Nie ma go tu.
– Jestem w sąsiedniej – odparł Molinari. – Na razie go nie zauważyłem, ale na pewno gdzieś tu jest.
Przyglądałam się dokładnie każdej twarzy. Naszym jedynym atutem było to, iż Danko nie zdawał sobie sprawy z tego, że o nim wiemy. Kilku federalnych dyskretnie kierowało ludzi do wyjść. Nie mogliśmy wywołać paniki, bo zdradzilibyśmy się.
Nigdzie go jednak nie widziałam. Gdzie mógł się podziać? Jakie miał plany? Musiały być szatańskie, skoro przybył tu osobiście.
– Idę do Galerii Rodina – zakomunikowałam Molinariemu.
Między wielkimi brązami na marmurowych cokołach spacerowali goście, rozmawiając i popijając szampana. Podeszłam do ludzi stojących w pobliżu jednego z posągów.
– Na co państwo czekają? – spytałam kobietę w czarnej sukni.
– Na wiceprezydenta – odparła. – Lada moment ma się zjawić.
Wiceprezydent został błyskawicznie wyprowadzony, ale nikt o tym nie wiedział. Ci ludzie tkwili tu w nadziei, że zostaną mu przedstawieni. Czy wśród nich był Danko?
Przebiegłam wzrokiem po rzędzie twarzy.
Moją uwagę zwrócił wysoki, szczupły mężczyzna, łysiejący na czubku głowy. Miał wąskie, blisko siebie osadzone oczy. Trzymał jedną rękę w kieszeni marynarki. Poczułam się, jakby ktoś przyłożył mi do piersi kawałek lodu.
Widać było wyraźnie podobieństwo mężczyzny do zdjęcia sprzed trzydziestu lat. Kręcący się ludzie co chwila mi go zasłaniali, ale nie mogłam się mylić: Charles Danko był bardzo podobny do ojca.
Odwróciwszy głowę, powiedziałam do walkie – talkie:
– Znalazłam go, Joe. Jestem blisko niego.
Danko stał w grupie osób czekających na wiceprezydenta. Moje serce biło jak oszalałe. Jego lewa ręka cały czas spoczywała w kieszeni marynarki. Czy miał w niej jakiś detonator? W jaki sposób udało mu się go przemycić?
– Jestem w Galerii Rodina, Joe. Patrzę prosto na niego.
– Zostań na miejscu. Idę do ciebie. Nie ryzykuj – przykazał mi Molinari.
Nagle wzrok Danka padł na mnie. Nie wiem, czy zobaczył mnie wcześniej w telewizji wśród ludzi z ekipy śledczej, czy miałam na czole wypisane słowo „glina”, dość, że zorientowałam się, iż wie.
Nie spuszczając ze mnie oczu, zaczął wycofywać się z grupy, w której stał.
Zrobiłam krok w jego stronę. Rozpięłam żakiet, sięgając po pistolet. Dzieliło nas co najmniej kilkanaście osób, które blokowały mi drogę. Musiałam się między nimi przecisnąć. Na moment straciłam Danka z oczu.
Kiedy pole widzenia znów się przede mną otworzyło, już go nie zobaczyłam.
Biały królik znów zniknął.
Przepchnęłam się do miejsca, gdzie jeszcze przed sekundą go widziałam. Przepadł! Rozejrzałam się po sali.
– Cholera, zgubiłam Danka – zaklęłam do walkie – talkie. – Sukinsyn musiał wmieszać się w tłum. – Byłam wściekła na siebie.
Nigdzie nie mogłam go dostrzec. Wszyscy mężczyźni byli w smokingach, toteż trudno ich było rozróżnić. I wszyscy byli narażeni na niebezpieczeństwo, może nawet na śmierć.
Okazawszy odznakę służbie bezpieczeństwa przy wejściu do sali, pobiegłam długim korytarzem, prowadzącym do zamkniętej części muzeum. Ale Danko zapadł się pod ziemię. Wróciłam do głównej sali, gdzie wpadłam na Molinariego.
– On tu gdzieś jest, Joe. Wiem to z całą pewnością. To jego chwila.
Molinari kiwnął głową i polecił przez radio, żeby nikogo nie wypuszczać z budynku. Zdawałam sobie sprawę, że przy takiej liczbie zgromadzonych tu ludzi wybuch byłby katastrofalny w skutkach. Ja też bym zginęła. I Molinari. Byłoby znacznie gorzej niż w Rincon Center.
Gdzie jesteś, Danko?
W tym momencie znów mi mignął. A może mi się tylko zdawało. Pokazałam Molinariemu wysokiego łysiejącego mężczyznę, który oddalał się od nas łukiem, niknąc i znów się pojawiając wśród tłumu.
– To on! – krzyknęłam, wyszarpując glocka z kabury pod ramieniem. – Danko! Stój!
Tłum rozstąpił się na tyle, iż mogłam dostrzec, że Danko wyjmuje rękę z kieszeni marynarki. Znów popatrzył na mnie i uśmiechnął się. Co on, u diabła, zamierzał?
– Policja! – wrzasnął Molinari. – Wszyscy na ziemię!
Charles Danko ściskał w ręce jakiś przedmiot. Z daleka nie mogłam poznać, czy to pistolet, czy jakiś rodzaj detonatora.
Po chwili rozpoznałam ten przedmiot – był to plastikowy pojemniczek. Do czego mógł służyć? Kiedy Danko uniósł rękę, nie zastanawiałam się dłużej.
Rzuciłam się na jego ramię w nadziei, że pojemniczek wypadnie mu z palców. Złapałam jego dłoń, próbując mu go wyrwać, ale bez skutku. Jęknął z bólu, ale mimo to usiłował skierować wylot pojemniczka na moją twarz.
Molinari, który skoczył na Danka z drugiej strony, również usiłował powalić go na ziemię.
– Uciekaj! – krzyknął do mnie.
Pojemniczek zmienił położenie, kierując się w jego stronę. Wszystko odbywało się błyskawicznie – trwało może kilka sekund.
Uczepiona ramienia Danko, założyłam dźwignię, próbując złamać mu rękę.
Odwrócił głowę i spojrzał mi w oczy. Nigdy jeszcze nie widziałam w czyimś wzroku takiej nienawiści.
– Ty sukinsynu! – krzyknęłam, naciskając pojemniczek. – Pamiętasz Jill?
Z wylotu pojemniczka trysnęła mgiełka, która trafiła prosto w twarz Danka. Zakaszlał gwałtownie, jego twarz wykrzywiło przerażenie. Inni agenci siedzieli mu już na karku. Odciągnęli go ode mnie.
Oddychał ciężko i wciąż kaszlał, jakby chciał wykrztusić truciznę z płuc.
– To już koniec – wysapałam. – Jesteś skończony. Przegrałeś, bydlaku.
Spojrzał na mnie nieobecnym wzrokiem i ruchem głowy dał mi znak, żebym się zbliżyła.
– Nigdy nie będzie końca, idiotko. Zawsze znajdzie się jeszcze jeden nasz żołnierz.
Kiedy po chwili usłyszałam strzały, zrozumiałam, że rzeczywiście byłam idiotką.
Przedzierając się przez gęstą ciżbę, pognałam z Molinarim na dziedziniec, skąd dochodziły strzały. Przerażeni ludzie krzyczeli, niektórzy płakali.
Z początku nie wiedziałam, co się stało, zobaczyłam to dopiero po chwili. Wolałabym nigdy nie widzieć takiej sceny.
Eldridge Neal leżał na plecach, na jego białej koszuli rozkwitała purpurowa plama. Ktoś strzelił do wiceprezydenta Stanów Zjednoczonych. Boże, żeby to się nie zakończyło tragedią.
Agenci tajnej służby przytrzymywali kobietę o rudych kędzierzawych włosach – miała nie więcej niż osiemnaście lub dziewiętnaście lat. Klęła na wiceprezydenta, wrzeszcząc coś o sudańskich dzieciach sprzedawanych w niewolę, o AIDS zabijającym miliony ludzi w Afryce, o zbrodniach wojennych w Iraku i Syrii, popełnianych w interesie wielkich korporacji. Musiała czatować na Neala przy drzwiach, którymi wyprowadzano go z głównej sali.
Nagle przypomniałam sobie, gdzie widziałam tę dziewczynę: w biurze Rogera Lemouza. Kazałam jej wtedy wyjść, a ona pokazała mi środkowy palec. Cholera, przecież to było jeszcze dziecko!
Molinari zostawił mnie i podszedł do leżącego na podłodze wiceprezydenta. Agenci zabrali dziewczynę, która przez cały czas wrzeszczała i przeklinała. Po chwili na dziedziniec wjechał ambulans, z którego wyskoczyli medycy i zajęli się Nealem.
Czy na tym polegał plan Danka?
Czy wiedział, że jest śledzony?
Czy to była pułapka? Mógł przewidzieć, że kiedy go schwytamy, zapanuje chaos. Co takiego powiedział? „Zawsze znajdzie się jeszcze jeden nasz żołnierz”.
Читать дальше