Podziękowałam jej za pomoc i dodałam, że jeśli Michelle była w to zamieszana, dopilnuję, żeby ją uczciwie potraktowano.
– Przekażę panią teraz innemu funkcjonariuszowi – powiedziałam – ale przedtem chcę zadać pani jeszcze jedno pytanie. – Przypomniał mi się zniekształcony zbiorniczek znaleziony na miejscu wybuchu, od którego to wszystko się zaczęło. – Czy pani córka ma jakieś trudności z oddychaniem?
– Tak – odparła. – Od dzieciństwa choruje na astmę. Od kiedy skończyła dziesięć lat, nie rozstaje się z inhalatorem.
Spojrzałam na China.
– Chyba namierzyliśmy Wendy Raymore.
Podobnie jak każdego innego ranka, Cindy Thomas jechała autobusem do pracy na Market Street. Miała nieprzyjemne przeczucie, że tego dnia coś się wydarzy. W każdym razie tak obiecał August Spies.
W autobusie panował tłok i musiała stać. Dopiero po dwóch przystankach znalazła siedzące miejsce. Otworzyła jak zwykle „Chronicie” i szybko przebiegła wzrokiem pierwszą stronę. Zdjęcie burmistrza Fiske w towarzystwie Molinariego i Tracenia. Spotkanie G-8 nadal było głównym tematem doniesień prasowych. Jej artykuł o prawdopodobnym związku ostatnich wydarzeń z Billym Dankiem zajmował prawą kolumnę na górnej połowie strony.
Obok niej stanęła dziewczyna w dresie i szydełkowym swetrze. Miała krótko przycięte, ufarbowane na rudo włosy. Cindy podniosła na nią wzrok. Uderzyło ją coś znajomego w tej dziewczynie. W lewym uchu miała trzy kolczyki, a we włosach klamerkę z gołąbkiem – symbolem pokoju z lat sześćdziesiątych. Była dość ładna i sprawiała sympatyczne wrażenie.
Cindy jednym okiem obserwowała trasę. Po sklepach przy Market Street orientowała się, gdzie ma wysiąść. Siedzący obok niej mężczyzna wysiadł przy Van Ness, a dziewczyna w dresie zajęła jego miejsce. Cindy uśmiechnęła się do niej i przewróciła stronę, szukając kolejnych artykułów na temat G-8. Miała wrażenie, że sąsiadka zerka na gazetę ponad jej ramieniem. Odwróciła głowę w jej stronę i popatrzyły sobie w oczy.
– Oni nigdy nie przestaną – powiedziała cicho dziewczyna.
Cindy uśmiechnęła się blado; konwersacja o tak wczesnej porze nie była czymś, o czym szczególnie marzyła, ale tamta nie pozwoliła się zbyć.
– Nic ich nie powstrzyma, pani Thomas. Ja próbowałam.
Zrobiłam tak, jak pani powiedziała, i spróbowałam.
Cindy znieruchomiała. Miała wrażenie, że krew przestała krążyć w jej żyłach.
Spojrzała na twarz swojej sąsiadki. Była starsza, niż mogło się wydawać na pierwszy rzut oka – miała około dwudziestu pięciu lat. Zastanawiała się, skąd tamta ją zna. Już chciała o to zapytać, lecz nagle wszystko zrozumiała.
To była osoba, z którą rozmawiała przez Internet; kobieta, która musiała mieć swój udział w zabójstwie Jill. Prawdopodobnie była opiekunką do dziecka u Lightowerów.
– Proszę mnie wysłuchać. Oni nie wiedzą, że tu jestem. Wymknęłam się z domu. Stanie się coś strasznego. Na spotkaniu G – osiem – mówiła dziewczyna. – Bomba albo coś jeszcze gorszego. Nie wiem dokładnie gdzie, ale to będzie gigantyczne. Zginie mnóstwo ludzi. Niech pani spróbuje ich powstrzymać.
Cindy słuchała w napięciu. Nie wiedziała, co ma robić. Złapać ją, zacząć krzyczeć, zatrzymać autobus? Szukali jej wszyscy policjanci w mieście. Ale coś ją powstrzymywało.
– Czemu mi o tym mówisz? – spytała.
– Przykro mi, pani Thomas. – Dziewczyna dotknęła ramienia Cindy. – Przykro mi z powodu ich wszystkich: Erica, Caitlin, tej pani przyjaciółki prawniczki. Wiem, że dopuściliśmy się strasznych rzeczy… chciałabym to wszystko cofnąć. Nie mogę sobie z tym poradzić.
– Musisz się ujawnić – powiedziała Cindy. Dziewczyna rozejrzała się, przestraszona, że ktoś mógł ją usłyszeć. – Nie ukryjesz się. Policja wie, kim jesteś.
– Mam coś dla pani. – Wydawało się, że w ogóle nie słyszała słów Cindy. Wcisnęła jej do ręki złożoną kartkę. – Nie znam innego sposobu, żeby ich powstrzymać. Teraz do nich wrócę. Tak będzie lepiej… na wypadek gdyby zmienili plan.
Autobus zatrzymał się na przystanku przy Metro Civic Center. Cindy rozłożyła kartkę, którą tamta jej dała. Był na niej adres: 722 Seventh Street, Berkeley .
– Boże! – wyszeptała Cindy. Wiedziała już, gdzie tamci się ukrywają.
Jej sąsiadka wstała i ruszyła w stronę tylnych drzwi, które właśnie się otworzyły.
– Nie możesz tam wrócić! – krzyknęła Cindy.
Dziewczyna odwróciła głowę i popatrzyła na nią, ale szła dalej.
– Zatrzymaj się! – zawołała ponownie Cindy. – Nie wracaj tam!
Rudowłosa miała zrezygnowaną twarz. Na sekundę się zatrzymała.
– Przykro mi – powiedziała bezgłośnie. – Nie mogę inaczej. – Odwróciła się i wysiadła z autobusu.
Cindy zerwała się na równe nogi w momencie, gdy drzwi się zamykały. Zaczęła szarpać linką, krzycząc do kierowcy, żeby je znów otworzył. Zanim to jednak nastąpiło i mogła wyskoczyć na chodnik, Michelle Fontieul rozpłynęła się w porannym tłumie.
Cindy natychmiast zatelefonowała do Lindsay.
– Wiem, gdzie oni są! – oświadczyła. – Mam adres.
Do ataku na podniszczony biały dom pod numerem 722 na Seventh Street w Berkeley przygotowywała się najsilniejsza grupa szturmowa w historii miasta. Brygada antyterrorystyczna do zadań specjalnych z San Francisco, policja z Berkeley i Oakland, agenci federalni z FBI i DHS.
Całe otoczenie odizolowano od ruchu ulicznego. Mieszkańcy sąsiednich domów zostali dyskretnie wyprowadzeni jeden po drugim. Przygotowano jednostkę saperską i kilkanaście ambulansów z ekipami ratowniczymi.
Dwadzieścia minut wcześniej pod dom zajechała szara furgonetka Chevrolet. W domu ktoś był.
Znajdowałam się w pobliżu Molinariego, który utrzymywał stały kontakt telefoniczny z Waszyngtonem. Dowódcą grupy szturmowej był Joe Szerbiak, kapitan jednostki do zadań specjalnych.
– Zrobimy tak – powiedział Molinari, klęcząc za czarnym samochodem patrolowym w odległości nie większej niż trzydzieści metrów od domu. – Zadzwonimy tylko raz. Damy im szansę, żeby się poddali. Jeśli nie posłuchają – spojrzał na Szerbiaka – zaczynasz akcję.
Plan polegał na wstrzeleniu do wnętrza domu pojemników z gazem łzawiącym i zmuszeniu w ten sposób wszystkich do wyjścia. Jeśli wyjdą dobrowolnie, każemy im się położyć na ziemi i zakujemy w kajdanki.
– A jeśli wyjdą z bronią? – spytał Joe Szerbiak, wkładając kuloodporną kamizelkę.
Molinari wzruszył ramionami.
– Jeżeli zaczną strzelać, będziemy musieli ich pozabijać.
Sprawą nierozpoznaną były materiały wybuchowe. Wiedzieliśmy jednak, że mają w swoim arsenale bomby, i mieliśmy świeżo w pamięci to, co dwa dni wcześniej stało się w Rincon Center.
Grupa szturmowa dostała rozkaz przygotowania się do ataku. Strzelcy wyborowi zajęli swoje stanowiska. Załoga opancerzonej furgonetki, mająca za zadanie opanowanie domu, jeszcze raz sprawdziła sprzęt. Była z nami również Cindy Thomas. Poprosiła, żeby ją zabrać, gdyż dziewczyna, która znajdowała się w tym domu, okazała jej zaufanie. Michelle alias Wendy Raymore, opiekunka do dzieci.
Czułam się zdenerwowana i podekscytowana. Pragnęłam, żeby ten koszmar wreszcie się skończył. Żeby nie było więcej jatek. Żeby to wszystko po prostu się skończyło.
– Myślicie, że oni wiedzą o tym, że tu jesteśmy? – zapytał Tracchio, zerkając na dom zza maski samochodu.
Читать дальше