Jacek Dąbała - Prawo Śmierci
Здесь есть возможность читать онлайн «Jacek Dąbała - Prawo Śmierci» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Prawo Śmierci
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Prawo Śmierci: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Prawo Śmierci»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Prawo Śmierci — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Prawo Śmierci», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Zobaczyli go zaraz po opuszczeniu skóry zasłaniającej wyjście. Pierwszy ze szczurów chciał skoczyć w stronę handlarza, ale zmroził go spokojny głos:
– Pociągnę mu po gardle i zdechnie…
Pozostałe trzy mutanty stanęły blisko Walda i zastanawiały się, co robić. Strach i łomot ich myśli prawie było słychać. Gdyby nie nóż na gardle cesarza, z Walda zostałaby w ciągu kilku sekund jedynie kupa mięsa.
– Dawajcie dwa konie i przynieście Abotta – rozkazał zimno handlarz. – Jeden wasz skok i zrobię z niego ścierwo…
Mutanty nie odezwały się. Jeden z nich pobiegł po konie. Pozostałe tkwiły w bezruchu i patrzyły bystro na handlarza. Nie mogły uwierzyć, że coś takiego im się właśnie przytrafiało. Nigdy wcześniej nie spotkały człowieka, który tak obojętnie znosił ich obecność. Oczekiwały strachu, zdenerwowania lub przynajmniej drżenia rąk. Zachowanie handlarza przypominało im ostrzeżenia czytaczy. Od lat uczyli szczury, że bywali ludzie nieobliczalni, w których nawet mutanty tygrysie nie wzbudzały strachu. Odwaga wyrastająca z szaleństwa nie mieściła się w głupich szczurzych łbach. Dlatego z takim trudem hamowały swoje emocje i powstrzymywały się przed cięciem w owłosioną gębę Walda.
– Nie ujdziesz daleko… – spróbował układów najwyższy ze szczurów. – Świat mutantów stanie ci w gardle jak kość psu. Nie zaznasz spokoju. Już jesteś padliną. Wytropimy cię nawet pod ziemią… Nigdy nie zgadniesz, czy dziewka, którą bierzesz, nasza nie jest i krwi ci nie wypuści… Każda noc i każdy dzień będą jak trucizna. Żarcie przestanie ci smakować, kundlu…
– Ciemny jesteś, szczurze – wykrzywił się Waldo. – Nie dla mnie wasze śmierci, trucizny, knucia i strachy. Pluję na swoje ścierwo i pluję na wasze miecze. Co wy możecie wiedzieć o ciemności, o prawdzie, o wstrętach i całej tej zasranej pustce? Nic! Tak naprawdę to was nie ma… Mutant nie żyje, jest jak ława, która nie zrodzi innej, a co najwyżej zetrze jarzyć włóczęgi, złodzieja albo żołnierza. Wasze gówna też kiedyś zaczną gadać…
– Wyżrę ci serce – zasyczał z wściekłością mutant. – Czego chcesz?
Przyprowadzone konie były osiodłane. Na jednym z nich leżał związany Abott.
– Won stąd! – warknął Waldo. – Jak zechcę, to zatłukę ich kamieniami i rzucę, gdzie popadnie… Rano ma was tu nie być, szczury. Albo oddacie broń i konie i odejdziecie stąd, albo…
– Bez rozkazu nie… – próbował grać na zwłokę jeden ze szczurów.
– Szczeknij jeszcze, a odetnę mu jęzor – zagroził ostro handlarz. Podszedł do konia i przytrzymując za kołnierz Yca, wskoczył na siodło. Zanim mutanty sprężyły się do skoku, zarzucił cesarza przed siebie i chwycił za wodze konia, na którym leżał Abott. Nie oglądając się, ruszył ostro w kierunku zamku. Wiedział, że gdyby nie nóż spoczywający teraz w jego ręce, mutanty posłałyby mu w plecy śmiercionośną strzałę. Tętent koni obudził pozostałe szczury, które podrywały się z ziemi, wybiegały przed namioty i z przerażeniem w oczach patrzyły na swojego nieprzytomnego cesarza. Waldo szybko przemknął przez obóz i wjechał w ciemności otaczające zamek. Zdał się na instynkt konia. Zwierzę czujnie pozostawiało z boku trupy szczurów i żołnierzy, omijało zabite wierzchowce i sterczące z ziemi kopie.
W świetle księżyca mury zamku przypominały wulkan, na którego zboczach zastygły nierówno długie jęzory lawy. Potężne i grube narożne wieże wyłaniały się na horyzoncie niczym zatknięte na monstrualnym hełmie bawole rogi. Ciemne, nierówne chmury gnane przez wiatr od morza zdawały się pękać w zetknięciu z masywną budowlą. Co pewien czas mury ożywały. Wystarczyło, że wypolerowana tarcza któregoś ze strażników natrafiła na światło księżyca. Z oddali widać było wówczas wyraźny i przyciągający uwagę błysk. Na najwyższej, wysuniętej głęboko w morze wieży płonął zwykle ogień. Wskazywał drogę zagubionym i poszukującym kierunku żeglarzom. Teraz nie widać tam było nawet najmniejszego odblasku.
Waldo kierował się w stronę morza. Miał nadzieję, że odpłynięcie wojsk Abotta ośmieli zamkową straż i mimo głębokiej nocy uda się mu dostać do środka. Wjechał na kamienny pomost. Kopyta głośno zadudniły, odbijając echo od murów zamku. Handlarz widział, jak w górze zapalają się pochodnie. Kilka z nich spadło obok niego. Zatrzymał się i cierpliwie czekał, pokazując w uniesionej ręce białą szmatę. W położonych niżej otworach pojawiły się głowy łuczników. Handlarz przełknął ślinę i łypnął na odzyskującego przytomność cesarza.
– Czego tam? – zawołał głos z najniższego otworu w murze.
– Dary wam wiozę! – krzyknął hardo Waldo. – Ten za mną to Abott! A ten tutaj to cesarz Yc! Zda mi się, że macie z nimi do pogadania!
Głos w otworze nie od razu się odezwał. Naradzali się. Straż zamkowa wietrzyła podstęp. Waldo nie przejmował się tym. Wiedział, że przynęta została zarzucona i ryba musiała wziąć.
– Stój tam i nie ruszaj się! – zawołał w końcu ten sam głos. – Obaczymy cię i poniuchamy!
– A niuchajcie sobie… – mruknął pod nosem handlarz.
Tym razem pochodni było więcej. Paliły się jasnym płomieniem i spadły blisko koni. Przestraszone zwierzęta tańczyły przez chwilę na pomoście, ale poklepane po szyi szybko się uspokoiły. Z murów zaczęli zsuwać się po linach dwaj strażnicy. Po chwili stali już przed Waldem i mierzyli go wzrokiem.
– Chyba cię znam… – odezwał się niższy z nich, blondyn z długimi i kręconymi włosami.
– Może i tak – skwitował obojętnie handlarz. – Dary sobie lepiej obejrzyj… Poznajesz?
Blondyn z obnażonym mieczem zbliżył się do Abotta, chwycił go za włosy i popatrzył w twarz. Obejrzał się z niedowierzaniem na drugiego strażnika.
– To ten pies, Abott… – stwierdził cicho, po czym zawołał do góry. – Nie łże! To naprawdę ten barbarzyński pomiot!
– Pospiesz się, bo nas szczury wywąchają i gówno z darów będzie – odezwał się lekko zniecierpliwiony Waldo. – Kazałem im iść precz, ale z nimi nigdy nie wiadomo… Kto wie, czy któryś się nie wścieknie i nie spróbuje użądlić…
– To Yc! – Tym razem zamkowy strażnik zawołał to z podziwem. – To cesarz!
– Gadałem przecież, że dary przywiozłem – podsumował niemalże obrażonym głosem handlarz.
W górze rozległ się chrobot łańcuchów i fragment muru zaczął się odsuwać. Handlarz pokiwał głową ze zdziwieniem. Zanim trącił konia piętami, usłyszał rozkaz:
– Złaź na ziemię, zostaw broń i do środka. O resztę się nie martw…
Waldo nastroszył się na początku, ale szybko uległ. Wiedział, że każdy opór skończyłby się jego natychmiastową śmiercią. A miał zamiar jeszcze trochę pożyć. Przynajmniej do czasu wykonania swojej misji. Posłusznie zeskoczył z siodła, oddał broń i ruszył przez wnękę w murze do zamku. Za nim wbiegli dwaj strażnicy, trzymając za wodze konie z jeńcami. Łańcuchy znów drgnęły i po chwili mur wrócił na swoje dawne miejsce. Handlarz z podziwem rozejrzał się dookoła, ale nigdzie nie zauważył żadnych urządzeń. Mechanizm uruchamiający tajne wejście ukryty był wewnątrz grubego muru.
Na dziedzińcu paliło się kilkadziesiąt pochodni i płonęły już ogniska. Mieszkańcy zamku zbierali się wokół nocnych gości. Waldo stał spokojnie i spode łba wypatrywał dowódcy. Zaszedł go z tyłu. Kiedy klepnął handlarza w ramię, wiadomo było, że jest kimś ważnym.
– To bardzo cenne dary, handlarzu – odezwał się chłodno Lalola. – Czego za nie oczekujesz?
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Prawo Śmierci»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Prawo Śmierci» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Prawo Śmierci» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.