Jacek Dąbała - Prawo Śmierci
Здесь есть возможность читать онлайн «Jacek Dąbała - Prawo Śmierci» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Prawo Śmierci
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Prawo Śmierci: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Prawo Śmierci»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Prawo Śmierci — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Prawo Śmierci», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Śmierć mi teraz zwyczajna. Ani dobra, ani zła. Dla jednych straszna, dla drugich warta byle pierdnięcia. Sprawa jest ważna. Trza chronić dziecko i nie oglądać się za siebie…
– Dorżnęliście ich jak barany… – Z gardła Pinta wydobyło się oskarżenie. – Trochę człekowi dziwnie, kiedy tak żołnierza patroszą…
– W naszych rękach nie byle co… – przerwał Human. – Dziecko życia, panie dowódco… Widać bogowie na nas zesłali łaskę. Parszywie się dzieje, że strażnicy w czerwonych płaszczach włóczą się po trakcie całymi bandami. Oj, kroi się coś niedobrego, panie dowódco, oj, kroi. Niezwyczajny to czas…
Idalgo pokiwał głową, jakby chciał wszystko potwierdzić. Zgasił fajkę i pokazał wzrokiem krzaki.
– Dla matki i dziecka trza zrobić nosze – powiedział zdecydowanie. – Dwa długie badyle muszą wystarczyć. W Sagdenii nazywają to travois. Przywiązuje się koniowi dwa badyle na karku, a z tyłu robi leże… Odsapnijcie trochę i ruszamy. Noc idzie, a droga do księcia daleka…
– Co z trupami, łapaczu? – odezwał się z niepokojem Maqui. – A i konie znaczne…
Nie musiał czekać na odpowiedź. Human zaczął właśnie ściągać ciała zabitych strażników w krzaki. Chwytał ich za nogi po dwóch i wlókł w największą gęstwinę. Kiedy lunął deszcz, wszyscy znajdowali się pod grubą warstwą gałęzi.
– Konie weźmiemy tak, jak stoją – zawołał olbrzym. – Nas mało, a ich dużo… Powiemy, że znalezione. – Zaśmiał się, wiążąc wierzchowce w długi szereg. Na niebie pojawiła się długa błyskawica i kilka sekund później rozległ się grzmot. Ulewa zrobiła się jeszcze gęściejsza, a pioruny raz po raz uderzały w pobliskie drzewa. Kilka z nich zapaliło się, rozkwitło płomieniem i szybko zgasło w strugach wody. Poruszali się wolno i ostrożnie. Kobieta z dzieckiem, osłaniając się przed deszczem aż trzema czerwonymi płaszczami zabitych strażników, jechała na noszach ciągniętych przez niskiego siwka. Dwaj ranni żołnierze księcia Syriusa posuwali się powoli na końcu grupy, zatrzymując się co pewien czas i uważnie nasłuchując. Wierzchowce królewskich strażników ciągnęły się posłusznie za koniem Pinta. Z przodu jechał Human. Olbrzym wpatrywał się w noc, pilnował tempa i doglądał noszy. Mimo że deszcz zelżał, nie zapalili pochodni i poruszali się w ciemnościach. Chmury zasłaniały księżyc, więc droga była niewidoczna i musieli zdać się na instynkt. Kilkadziesiąt kroków w przodzie jechał Idalgo. W razie napadu dawał im czas na ukrycie kobiety i dziecka. Nieraz czekał na nich, zamieniał kilka zdań z wycieńczonymi strażnikami i ponownie mszał do przodu. Po przejechaniu połowy drogi, kiedy do świtu pozostały jeszcze zaledwie dwie godziny jazdy, kobieta wyjrzała spod przemokniętych płaszczy i zawołała do jadącego najbliżej Maquiego:
– Musimy się ogrzać, panie. Dziecko ma dreszcze, a i ze mną nie jest najlepiej. Przemokliśmy. Zdałoby się stanąć w jakim zajeździe…
Żołnierz, który sam ledwie trzymał się w siodle, skinął głową i przyspieszył jazdę. Pinto nawet się nie odezwał. On również znajdował się na granicy wycieńczenia i gorączkowego letargu. W nocy temperatura obniżyła się, a padający deszcz stał się zimny i przenikający do kości. Mimo to obaj żołnierze trzymali się w siodle tak, jak ich nauczono. Byli wyprostowani, a jedna ręka zwisała luźno wzdłuż boku. W przypadku Pinta była to zdrowa lewa ręka. Konia prowadził nogami.
– Kobieta i dziecko muszą odpocząć. – Maqui zrównał się z Humanem i spojrzał w jego stronę. Olbrzym popatrzył na niego przenikliwie i mruknął, że zrozumiał. Uderzył konia piętami i z miejsca ruszył galopem. Tylko on mógł sobie na to pozwolić. W nocy widział nie gorzej niż w dzień. Kiedy zbliżył się do łapacza, tamten miał już gotową odpowiedź.
– Widzi mi się, że trza im wytchnienia – powiedział na powitanie.
– Gdzieś tutaj był zajazd. Księstwo zaczyna się od rozdroża, a zajazd jeszcze po stronie Kreporu…
– Cni mi się, że jako dzieciak byłem tu z cyrkiem… – wtrącił niepewnie Human. – Będzie z dziesięć lat, albo i więcej…
– Podła to była buda, a gospodarz drab i złodziej – stwierdził na wpół do siebie łapacz. – Chybaśmy się nie polubili…
– Granica blisko, czas inny, może nie pozna? – myślał głośno olbrzym. – A i książęcych możemy tam spotkać…
– Na pewno – zgodził się Idalgo. – Tak samo jak królewskich – dodał kwaśno. – Albo co gorszego…
Brwi Humana podniosły się ze zdziwieniem do góry. Zatrzymał konia i powiedział wyczekująco:
– Dziwnie gadasz…
– Słyszałeś o pellegrisach? – Pytanie łapacza zabrzmiało sucho.
– Różnie nasi gadali – odpowiedział bez przekonania olbrzym. – Podobno mordują w szale…
– Pellegrisi wierzą, że ich bogom jest za ciasno, i zabijają na ilość – wyjaśnił Idalgo. Za plecami słyszeli zbliżające się konie Maquiego i Pinta. – Wpadają nagle w szał i wyrzynają wszystkich, dopóki sami nie zostaną zabici. Szkolą się w walce w tłumie… Widziałeś kiedyś ich broń? Nie… Podobna do twojej. Tylko trochę krótsza i trzy razy szersza. Dobra do rąbania mięsa w jatce… Mają też długie kije…
– Boisz się, że ich spotkamy? – Teraz głos Humana brzmiał niemalże oficjalnie.
– Zły to czas i trza się pilnować – zakończył łapacz. – Szalonych nie brak, a w zajeździe tłoczno.
Kiedy zatrzymali się przed bramą zajazdu, do świtu pozostało tylko kilka chwil. Wrota były uchylone, a światło pochodni rozchodziło się po dziedzińcu. Stało tam kilkanaście koni i trzy powozy. Nad wejściem do zajazdu paliła się lampa naftowa, a przez małe okna wydostawały się na zewnątrz smugi żółtego światła. Z wnętrza dolatywały pijackie okrzyki i śpiewy. Wokoło unosił się zapach pieczonego mięsa i dymu z komina.
Idalgo podszedł do koni i sprawdził je. Niektóre należały do królewskich strażników. Rozpoznawał siodła i rasy Pandabu, Sagdenii, Ougi i królestwa Kreporu. Były nawet dwa wierzchowce wyhodowane w Lasach Orchy, na rozległych polanach pośród tysiącletnich drzew. Miały wychudłe boki i nerwowo strzygły uszami. Powozy należały do przewoźników. Mocne, wielokrotnie reperowane, ze śladami strzał z tyłu i po bokach, na gumowych obręczach, ze zdobionymi drzwiami i wysoko zawieszonym siedzeniem dla woźnicy, przypominały zimne i surowe z wyglądu chaty samotnych myśliwych. Human przywiązał konie na dziedzińcu i pomógł kobiecie wstać. Maqui i Pinto na sztywnych nogach podążyli za nimi do drzwi zajazdu. W chwili gdy otwierali drzwi, noc zgasła i ukazało się światło dnia. Deszcz przestał padać.
6
Waldo był zmarznięty i obolały. Po uderzeniu końskim łbem jego pierś pokryła się krwawymi naciekami. W środku wszystko go paliło, a w ślinie pojawiła się krew. Domyślał się, że złamane żebra musiały coś poważnie uszkodzić. Handlarz zagryzał zęby z bezsilnej wściekłości i zataczając się, kierował się w stronę rzeki. Tam miał nadzieję spotkać podobnych do siebie i uciec do Szybgadii.
Deszcz nie padał, słońce zaczęło ostro przypiekać, a on coraz bardziej odczuwał zimno. W końcu wstrząsnęły nim dreszcze. Kilkakrotnie próbował zapolować na zwierzynę, ale za każdym razem uciekała spłoszona. Idąc lasem wzdłuż traktu, obserwował drogę i wypatrywał kogoś, kogo mógłby zabić i odebrać konia. Niestety, mało kto jeździł samotnie po traktach, a on był zbyt słaby, aby rzucić się w pojedynkę nawet na przejeżdżających chłopów. Zanim zdołałby naciągnąć kuszę, dopadliby go i zarżnęli.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Prawo Śmierci»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Prawo Śmierci» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Prawo Śmierci» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.