– Mamy coś lepszego. Pół godziny temu dostaliśmy meldunek o kradzieży ciężarówki. Z Rollins Distributing. West Side, niedaleko rzeki. Firma dostarcza benzynę małym stacjom. Gość przeciął siatkę ogrodzenia. Strażnik usłyszał to i poszedł sprawdzić. Został zaatakowany od tyłu i pobity niemal do nieprzytomności. A facet ulotnił się razem z ciężarówką.
– Wydział kupuje paliwo od tego Rollinsa?
– Nie, ale kto o tym może wiedzieć? Jeśli Trumniarz podjedzie pod posterunek cysterną, strażnicy przepuszczą go, nic nie podejrzewając, a potem…
– Cysterna wyleci w powietrze – wtrąciła Sachs.
Sellitto zamilkł raptownie.
– Sądziłem, że chce wykorzystać wóz tylko po to, żeby dostać się do środka – powiedział po chwili. – Waszym zdaniem to bomba?
Rhyme poważnie pokiwał głową. Zły na siebie. Sachs miała rację.
– Wpadliśmy we własne sidła. Nie przyszło mi do głowy, że mógłby coś takiego zrobić. Chryste, cysterna wybucha w dzielnicy…
– Bomba z nawozów sztucznych?
– Nie – rzekł Rhyme. – Chyba nie miał czasu na złożenie tego do kupy. Ale wystarczy mały ładunek na boku cysterny i powstanie superbomba ze wspomaganiem benzynowym. Zmiecie posterunek z powierzchni ziemi. Trzeba wszystkich ewakuować. Ale po cichu.
– Po cichu – mruknął Sellitto. – To nie będzie trudne.
– A co ze strażnikiem od Rollinsa? Może mówić?
– Może, ale dostał od tyłu. Nic nie widział.
– Chcę przynajmniej jego ubranie. Sachs – spojrzała na niego – mogłabyś przywieźć jego rzeczy ze szpitala? Będziesz wiedziała, jak je zapakować, żeby nie zniszczyć śladów. A potem sprawdź miejsce, gdzie ukradł ciężarówkę.
Zastanawiał się, jak dziewczyna zareaguje. Nie zdziwiłby się, gdyby wyszła bez słowa. Ale w jej nieruchomej, pięknej twarzy zobaczył, że czuje to samo co on: paradoksalną ulgę, że ich wieczór, nieuchronnie zmierzający do katastrofy, swoją interwencją uratował Trumniarz.
Powoli, powoli zaczynało im dopisywać szczęście, wyczekiwane przez Rhyme’a.
Godzinę później wróciła Amelia Sachs. Trzymała plastykową torebkę, w której spoczywały nożyce do drutu.
– Znalazłam je przy samym ogrodzeniu. Strażnik musiał zaskoczyć Trumniarza i ten je upuścił.
– Aha! – krzyknął Rhyme. – Nigdy nie sądziłem, że popełni taki błąd. Może rzeczywiście przestaje uważać… Ciekawe, czego się tak boi?
Rhyme rzucił okiem na nożyce. Proszę, modlił się w duchu, niech tu będzie odcisk.
Nieprzytomny Mel Cooper – który wcześniej spał w sypialni na górze – zbadał każdy milimetr kwadratowy narzędzia. Nie znalazł ani śladu odcisku.
– Możesz coś powiedzieć o samych nożycach? – odezwał się Rhyme.
– Model Craftsman, jeden z najlepszych, sprzedawany w każdym sklepie Searsa w całym kraju. Za kilka dolców można je kupić na giełdach albo złomowiskach.
Rhyme syknął zawiedziony. Przez chwilę wpatrywał się w nożyce, po czym spytał:
– Ślady narzędzia?
Cooper spojrzał na niego zdziwiony. Ślady po narzędziach to charakterystyczne znaki, pozostawiane na miejscu zbrodni przez używane przez sprawców śrubokręty, szczypce, wytrychy, łomy i tak dalej. Kiedyś Rhyme’owi udało się ustalić osobę włamywacza tylko na podstawie drobnego nacięcia w kształcie litery V na mosiężnym zamku. Nacięcie pasowało do skrzywionego dłuta, które znaleziono u tego człowieka. Teraz mieli narzędzie, ale nie mieli pozostawionych przez nie śladów. Cooper nie rozumiał, co Rhyme ma na myśli.
– Mówię o śladach na ostrzu – powiedział zniecierpliwiony Rhyme. – Może Trumniarz przeciął coś charakterystycznego, coś, co pomoże nam ustalić jego kryjówkę.
– Aha. – Cooper obejrzał dokładnie ostrze nożyc. – Jest jakieś draśnięcie, ale sam zobacz… Widzisz coś szczególnego?
Rhyme nic nie zauważył.
– Zbierz wszystko z ostrza i uchwytu, zobacz, czy nie ma jakichś resztek.
Cooper umieścił drobiny w chromatografie.
– No, no – wymruczał, czytając wyniki. – Posłuchaj. Resztki RDX, asfaltu i sztucznego jedwabiu.
– Przewód detonatora – powiedział Rhyme.
– Przeciął go nożycami? – spytała Sachs. – Można to zrobić?
– Nie jest mocniejszy niż sznur od bielizny – rzekł z roztargnieniem Rhyme, wyobrażając sobie, czego może dokonać wybuch tysiąca galonów benzyny w okolicach dwudziestego posterunku.
Powinienem zmusić ich do wyjazdu, pomyślał. Percey i Brita Hale’a. Zastosować areszt prewencyjny i wysłać do Montany, gdzie by siedzieli do posiedzenia sądu przysięgłych. Pomysł z zasadzką to czyste wariactwo.
– Lincoln? – odezwał się Sellitto. – Musimy znaleźć tę cysternę.
– Mało czasu – powiedział Rhyme. – Będzie próbował dostać się do środka najwcześniej nad ranem. Najpierw musi wymyślić historyjkę z dostawą paliwa. Coś jeszcze, Mel? Mikroślady?
Cooper sprawdził filtr próżniowy.
– Ziemia, kawałeczki cegły. Czekaj… jakieś włókna. Pod chromatograf?
– Tak.
Technik zgarbił się nad ekranem.
– Włókno roślinne. Skład podobny do składu papieru. Jest jeszcze jakiś związek… NH 4OH.
– Wodorotlenek amonowy – rzekł Rhyme.
– Amonowy? – spytał Sellitto. – Może się pomyliłeś co do składu bomby?
– Jakiś olej? – zapytał Rhyme.
– Brak śladów.
– Włókno z amoniakiem z uchwytu nożyc?
– Nie, z ubrania pobitego strażnika.
Rhyme zamyślił się. Poprosił Coopera, by umieścił włókno pod mikroskopem skaningowym.
– Duże powiększenie. W jaki sposób ta substancja przyczepiła się do włókna?
Ekran rozjaśnił się. Włókno wyglądało na nim jak pień drzewa.
– Chyba wtopiła się pod wpływem ciepła.
Kolejna zagadka. Papier i wodorotlenek amonowy…
Rhyme spojrzał na zegar. Za dwadzieścia trzecia.
Nagle zorientował się, że Sellitto o coś go pyta. Odwrócił głowę.
– Pytam – powtórzył detektyw – czy mamy rozpocząć ewakuację z okolicy posterunku? Chyba lepiej teraz, niż gdybyśmy mieli czekać do ostatniej chwili przed atakiem.
Przez dłuższą chwilę Rhyme wpatrywał się w niebieskawy pień drzewa na ekranie mikroskopu.
– Tak – odparł. – Musimy wszystkich stamtąd usunąć. Ewakuować budynki wokół posterunku. Zastanówmy się – cztery domy po każdej stronie komisariatu.
– Aż tyle? – Sellitto usiłował się roześmiać. – Myślisz, że naprawdę trzeba ich wszystkich ewakuować?
Rhyme popatrzył na detektywa i rzekł:
– Nie, zmieniłem zdanie. Tylko domy do najbliższych przecznic. Natychmiast. I sprowadź tu Haumanna i Dellraya. Nie obchodzi mnie, gdzie teraz są. Chcę, żeby się tu zaraz zjawili.
45 godzin – godzina dwudziesta druga
Niektórzy zdążyli się przespać.
Sellitto drzemał w fotelu. Wstał z niego bardziej pomięty niż zwykle, z rozczochranymi włosami. Cooper spał na dole.
Sachs spędziła noc na kanapie na dole albo w drugiej sypialni na górze. „Clinitron” już jej nie interesował.
Kochany Thom krzątał się z zaczerwienionymi oczyma, mierząc Rhyme’owi ciśnienie. Dom wypełniał aromat kawy.
Niedawno wzeszło słońce. Rhyme przyglądał się tablicom z listami dowodów. Wszyscy byli na nogach do czwartej, opracowując strategię schwytania Trumniarza i odpowiadając na liczne skargi od ewakuowanych mieszkańców.
Czy wszystko się uda? Czy Trumniarz wpadnie w pułapkę? Rhyme wierzył, że tak. Lecz nasuwało się jeszcze jedno pytanie, o którym Rhyme wolał nie myśleć, ale którego nie mógł uniknąć. Jakie będą skutki urządzonej zasadzki? Trumniarz był i tak wystarczająco niebezpieczny. Jak daleko się posunie, gdy zostanie osaczony?
Читать дальше