– Rhyme, to ty?
Udawała, że go nie słyszy. Był niemal pewien.
– Sachs…
– Musiałam zabrać ten kawałek taśmy, Rhyme. Jesteś tam? W ogóle cię nie słyszę. To plastykowa taśma do pakowania. Słuchaj, musimy mieć jego odcisk. Sam mi to mówiłeś.
– Jesteś niemożliwa – powiedział ostro.
– Rhyme? Rhyme? Nie słyszę ani słowa.
– Sachs, nie wciskaj mi kitu.
– Coś sprawdzę, Rhyme.
Na moment zapadła cisza.
– Sachs… Sachs, jesteś tam? Co u diabła…?
– Słuchaj, Rhyme – właśnie sprawdziłam taśmę pod lampą. Zgadnij, co znalazłam? Częściowy odcisk! Odcisk Trumniarza!
Wiadomość o znalezisku powstrzymała go na chwilę, lecz zaraz podjął przerwaną tyradę. Kiedy się już na dobre rozkręcił, zorientował się, że swój akt oskarżenia o bunt wygłasza do głuchego telefonu.
Okryta sadzą Sachs wyglądała na ogłuszoną.
– Tylko bez ochrzanu, Rhyme. To było głupie, fakt, ale w ogóle o tym nie pomyślałam. Po prostu działałam.
– Co się stało? – spytał. Surowa mina zniknęła w jednej chwili; Rhyme cieszył się, że widzi Sachs żywą.
– Byłam w połowie drogi do drzwi. Zobaczyłam za nimi ładunek i już wiedziałam, że nie zdążę uciec. Złapałam zwłoki tej kobiety i wyciągnęłam z lodówki. Chciałam zawlec ją pod okno w kuchni. Ale wybuchło, zanim zdążyłam tam dojść.
Mel Cooper obejrzał torebkę z materiałem, który podała mu Sachs. Zbadał sadzę i kawałki bomby.
– M czterdzieści pięć. Trotyl z zapalnikiem wstrząsowym i czterdziestopięciosekundowym opóźnieniem. Wyważając drzwi, agenci przewrócili go; włączył się zapalnik. Znalazłem grafit, więc to trotyl o ulepszonym składzie. Bardzo dużej mocy, wyjątkowo niebezpieczny.
– Skurwiel – bluznął Sellitto. – Zapalnik opóźnieniowy… Chciał mieć pewność, że zabije jak najwięcej ludzi.
– Da się namierzyć? – spytał Rhyme.
– Standardowy ładunek wojskowy. Nie zaprowadzi nas nigdzie indziej tylko…
– Do tego gnoja, który mu to dał – mruknął Sellitto. – Phillipa Hansena. – Zadzwonił telefon detektywa, więc Sellitto odebrał i słuchał, kiwając głową.
– Dziękuję – powiedział, wyłączając telefon.
– Co? – zapytała Sachs.
Detektyw miał zamknięte oczy.
Rhyme domyślił się, że chodzi o Jerry’ego Banksa.
– Lon?
– Jerry – Detektyw otworzył powieki i westchnął. – Będzie żył. Ale stracił rękę. Nie mogli jej uratować. Zbyt zmasakrowana.
– O nie – szepnął Rhyme. – Mogę z nim porozmawiać?
– Nie – odrzekł detektyw. – Teraz śpi.
Rhyme myślał o młodym człowieku, który mówił niewłaściwe rzeczy w nieodpowiednim czasie, przygładzał sterczące włosy, pocierał ślad po zacięciu na różowym podbródku.
– Przykro mi, Lon.
Detektyw pokręcił głową, podobnie jak Rhyme, gdy ktoś częstował go wyrazami współczucia.
– Mamy teraz inne kłopoty.
Istotnie.
Rhyme dostrzegł kawałek plastykowej taśmy, którym Trumniarz zakneblował ofiarę. Zobaczył ledwie widoczny odcisk szminki po lepkiej stronie taśmy.
Sachs wpatrywała się w dowód, lecz nie było to spojrzenie „kliniczne” – zawodowe. Była wyraźnie wzburzona.
– Sachs?
– Dlaczego on to zrobił?
– Mówisz o bombie?
Pokręciła głową.
– Dlaczego włożył ją do lodówki? – Uniosła palec do ust i przygryzła paznokieć. Tylko na małym palcu lewej ręki miała długi i kształtny paznokieć. Pozostałe były paskudnie poobgryzane. Niektóre pokrywała brązowa warstewka zakrzepłej krwi.
– Chyba po to, żeby odwrócić naszą uwagę i żeby nikt nie zauważył bomby – odparł Rhyme. – Ciało w lodówce – to od razu rzuca się w oczy.
– Nie to mam na myśli – powiedziała. – Przyczyną śmierci było zaduszenie. Włożył ją tam, kiedy jeszcze żyła. Dlaczego? Jest jakimś sadystą?
– Nie, Trumniarz nie jest sadystą – rzekł Rhyme. – Nie może sobie na to pozwolić. Przede wszystkim musi wypełnić zadanie i ma tyle siły woli, żeby opanować inne instynkty. Dlaczego skazał ją na zaduszenie, jeśli mógł użyć noża albo sznura? Nie wiem, ale możliwe, że to nam pomoże.
– Jak to?
– Być może nie cierpiał jej z jakiegoś powodu, dlatego chciał jej zadać śmierć w najbardziej okrutny sposób.
– No dobrze, ale dlaczego ma nam to pomóc? – spytał Sellitto.
– Dlatego – odpowiedziała mu Sachs – że jeżeli go zdenerwowała, mógł się stać mniej ostrożny.
– Otóż to – zawołał Rhyme dumny z jej przenikliwości. Sachs nie dostrzegła jednak uśmiechu uznania na jego twarzy. Na chwilę spuściła oczy, prawdopodobnie przypominając sobie widok przerażonych oczu kobiety. Uważa się, że ludzie od kryminalistyki są zimni (co często zarzucała Rhyme’owi żona), lecz w istocie najlepsi z nich odczuwają głęboką empatię w stosunku do ofiar. Sachs nie była wyjątkiem.
– Sachs – szepnął do niej Rhyme. – Odcisk?
Spojrzała na niego.
– Mówiłaś, że znalazłaś odcisk palca. Trzeba działać szybko.
Sachs skinęła głową.
– Częściowy. – Uniosła plastykową torebkę. – Może to jej?
– Nie, zdjęłam jej odciski. Trochę trwało, zanim znalazłam jej ręce. Ale odcisk na pewno nie jest jej.
– Mel – rzekł krótko Rhyme.
Technik włożył kawałek taśmy do ramki i podgrzał. Natychmiast wyłonił się maleńki fragment odcisku palca. Cooper pokręcił głową.
– Nie wierzę – wymruczał.
– Co?
– Trumniarz wytarł taśmę. Wiedział, że dotykał jej bez rękawiczek. Zostawił tylko kawałeczek odcisku.
Podobnie jak Rhyme, Cooper należał do Międzynarodowego Stowarzyszenia Identyfikacji. Obaj byli ekspertami w identyfikowaniu ludzi na podstawie badań daktyloskopijnych, DNA i stomatologicznych – śladów zębów. Ale wobec tego odcisku – podobnie jak poprzedniego na metalowej osłonie bomby – byli bezsilni. Umieli znaleźć i zidentyfikować najbardziej ukryty ślad. Tego nie.
– Zrób zdjęcie i powieś na tablicy – mruknął Rhyme. Zgodnie z wymogami profesjonalizmu należało tak postąpić. Zawód był jednak ogromny. Sachs o mało nie przypłaciła życiem tego śladu – na próżno.
Edmond Locard, słynny francuski ekspert kryminalistyczny, sformułował zasadę nazwaną później jego imieniem. Stwierdził, że przy każdym kontakcie zbrodniarza i ofiary następuje wymiana dowodów. Choćby w mikroskopijnej skali, lecz zawsze ma miejsce przepływ. Rhyme odnosił jednak wrażenie, że jeśli ktokolwiek był w stanie obalić zasadę Locarda, duch zwany przez nich Tańczącym Trumniarzem mógł sprostać temu zadaniu najlepiej.
Sellitto, widząc jego zmartwioną minę, rzekł:
– Urządziliśmy zasadzkę w dwudziestym. Przy odrobinie szczęścia będziemy go mieli.
– Miejmy nadzieję. Należy nam się trochę szczęścia.
Zamknął oczy, opierając głowę na poduszce. Po chwili usłyszał głos Thoma:
– Dochodzi jedenasta. Czas się położyć.
Czasami łatwo ignorować potrzeby ciała, nawet o nim zapominać – tak jak teraz, gdy stawką jest ludzkie życie, trzeba uwolnić się z fizycznych ograniczeń i pracować, pracować bez ustanku. Trzeba pokonać wszystkie bariery normalnego funkcjonowania organizmu. Ciało Lincolna Rhyme’a nie tolerowało jednak lekkomyślnego traktowania. Odleżyny mogły prowadzić do posocznicy i zatrucia krwi. Obecność płynu w płucach – do zapalenia płuc. Nikt nie cewnikował pęcherza? Nie masował jelit, by pobudzić je do ruchu? Za ciasno zawiązał buty? Konsekwencją mogła być dysrefleksja i udar. Już zwykłe wyczerpanie mogło spowodować atak.
Читать дальше